"This place ain't got no heart
You'll have to carry me back from Cali
I'm tired and broken and I lost my way
You'll have to carry me back from Cali
I don't want money, I don't need no fame
You'll have to carry me back to where I belong
I got to leave this angel city
But I can't do it by myself
So if you please, mama, can you save me
Before I blow this life to hell"
Obcasy zniszczonych kowbojek przerwały senną ciszę w porze sjesty. W Riogrecrest nie można było uświadczyć wielu gości, a mimo to twarz portiera zdradzała niezadowolenie. Myślałby kto, że w tej dziurze, tuż na granicy Doliny Śmierci, powinni cieszyć się z każdego klienta. Nadęty meksykaniec udawał, że nie rozumie tego, co się do niego mówiło.
- Jeden pokój, por favor, albo wzywaj jefe. Łapiesz, ese? Płacę gotówką. Gotówką. – nie wiadomo, czy groźba, czy plik zielonych banknotów, którymi zaczęła machać, ożywił siedzącego mężczyznę, ale w chwili przerzucił się na coś co przypominało angielski i z służalczym uśmiechem wyciągnął księgem, by wpisać nowego gościa.
- Nobre?
- Qué?
- Imię.
- Eddy. Eddy...Oliver. –jej nowe nazwisko widniało na plakacie za plecami portiera. Na zdjęciu uśmiechał się słynny kucharz Jamie Oliver, który z całą pewnością nie słyszał o tej dziurze. Wątpiła także, by skojarzył je siedzący przed nią meksykaniec. Nie wyglądał na takiego, co zbyt uważnie przygląda się otoczeniu. Zresztą, ten motel na pewno wolał nie znać prawdziwej tożsamości większości swoich gości.
Po kolejnych minutach gimnastyki lingwistycznej w końcu dzierżyła w dłoni upragniony klucz. Trzymając go niczym zdobycz wojenną, opuściła recepcję. Powiew pustynnego powietrza uderzył Eddy prosto w twarz. Słaba klimatyzacja w postaci wiatraczka na biurku recepcjonisty wydawała się teraz wybawieniem.
Dziewczyna przyspieszyła kroku. Nie chciała być rozpoznana, a do tego upał przypominał jej o tym jak desperacko potrzebuje prysznica. Rzuciła krótkie spojrzenie na swojego zakurzonego, bladoniebieskiego antycznego cadillaca, spokojnie spoczywającego na równie zakurzonym parkingu i czym prędzej otwarła drzwi do swojego raju.
No nie do końca raju, bo pokój był tak obskurny, jak tylko można sobie wyobrazić. Tapeta na ścianach odpadała w większości miejsc, a tam, gdzie się trzymała, robiła to tylko na słowo honoru. Łóżko zbyt dosadnie było wygniecione, a w pościeli można było wyczuć perfumy dziwek, które tu pracowały na swój chleb przynajmniej w ostatnim roku. O ile nie dziesięcioleciu. Lampka przy łóżku kiedyś miała klosz, teraz była jedynie żarówką ze smutnie wiszącym kablem. Ku zaskoczeniu Eddy był tu też telewizor. Ale był tylko rekwizytem. Gdy przycisnęła włącznik, na ekranie zobaczyła tylko śnieżenie.
Odłożyła torbę na łóżko i zdjęła przepoconą koszulkę. Nie myślała, że przez podarte, pożółkłe zasłony mógł ją zobaczyć każdy kto podejdzie wystarczająco blisko, bo w koło nie było żywej duszy. A jeśli miałby podglądać ją recepcjonista, to miała to gdzieś. Niech chłopak zwali sobie choć raz do kobiety widzianej na żywo.
Kwestia tego, że każdy mógłby ją tu zestrzelić, bardziej przemawiała do Eddy. Wyciągnęła glocka zza paska spodni i upewniając się, że jest odbezpieczony, wzięła go ze sobą do łazienki. Schowana pod prysznicem, starała się nie myśleć. A jednak nie potrafiła. W głowie dziewczyny wciąż dudniła smutna myśl. O tyleż smutna, o ile cholernie irytująca. Myśl, że po raz kolejny zostawia swoje życie. Znów uciekała, by zacząć na nowo. Jeszcze dobrze nie uciekła przed poprzednim, a już zostawiała kolejne. Po to, by i to następne spierdolić tak śpiewająco...
Nie wiem, dlaczego to piszę. Dla potomnych. No, nie własnych, oczywiście, bo w moim wypadku mowy o dzieciach nie ma. Ale dla Was, którzy pokazaliście mi, że są momenty, w którym mogę zrzucić twardą skórę. Jedyne momenty, w których byłam szczęśliwa.
Wiem, że nie jestem jedyną osobą, która dla Was pisze. Widziałam Waszego ojca, zapisującego słowa, które nie potrafiłyby wyjść z jego ust, gdyby nawet bardzo chciał. Nie wyobrażacie sobie jak bardzo go rozumiem. Najtrudniejsze momenty w moim życiu to te, gdy słowa nie formuują się jak trzeba, gdy muszę je wypowiedzieć. Ta cholerna cisza sieje więcej zniszczeń niż słowa. Słowami pokazujecie, że Wam zależy. Cisza to obojętność. Cisza to przyzwolenie na czyjeś odejście.
Jestem złodziejką. Ukradłam Waszemu ojcu pomysł na dziennik. Ale nie tylko to należałoby wrzucić na listę moich grzechów. Nie chcę ich wszystkich na Was zrzucać, moi kowboje, ale częścią się podzielę, żebyście nie wpadli do tego samego bagna.
Wiecie, że tak naprawdę nazywam się Michelle? Michelle Faith Conway. Tak, moja mama miała fantazję. Jedyne, co miała. Ale będę Was zanudzała smutną historią swojego dorastania. Chciałam tylko, żebyście zauważyli ironię w doborze imion. Faith pasuje do mnie jak wół do karety. Wiara nie jest moją mocną stroną. A w dodatku, biegając po podwórku w Austin, między Jessicami i Kevinami czułam się co najmniej idiotycznie, słysząc matkę wołającą mnie: „Michelle! Odłóż tą cholerną piłkę i chodź tu! Znów zepsuł się ten piekielny telewizor!”. Od tego czasu pod groźbą śmierci zabroniłam mówić do siebie Michelle. Znacie mnie jako Eddy. Żadną ciocię. Pamiętacie, jak Wam tego też zabroniłam?
Shelly. Tylko to jeszcze akceptuję. Ale jeśli tak mówicie, to znaczy, albo ze sobą sypiamy, albo coś przeskrobaliście.
Tak jak Elle. Ucząc się mówić, mój mały kowboju, umiałeś powiedzieć tylko „Elle”. I tak mi zostało. Tylko dla Ciebie.
Zamykając notes, Eddy złapała się na tym, że od ładnych kilku minut zjada końcówkę długopisu. Pisanie pamiętnika zmuszało ją do refleksji. Pamiętnik. Na dźwięk tych słów dziewczynę przechodził dreszcz. Okropne określenie, kojarzące się z nastoletnimi latami i całkowitym brakiem wyczucia stylu.
Siedząc na łóżku w motelu gdzieś pomiędzy Tam-Gdzie-Psy-Dupą-Szczekają, a Końcem Świata, rozmyślała nad wszystkimi wydarzeniami, które ją tu zaprowadziły. Wiele było tych wydarzeń. Wspominanie ich zajmowało czas. Ale akurat czasu Eddy miała mnóstwo – jak to zbieg.
Już wcześniej sądziła, że jest specjalistką w uciekaniu, ale teraz była tego pewna. W końcu tak to się wszystko zaczęło.
Dorastając w Austin wciąż ocierała się o dzieciaki, które miały wszystko to, czego ona nigdy nie miała. I to ta chciwość właśnie wpędziła ją w kłopoty.
Historia poczęcia Michelle była tak samo żałosna, jak jej życie. Alison Conway zaciążyła na jednej z wielkomiejskich, jak jej się wydawało, potańcówek. W łazience. Przypadkowemu gachowi. Wtedy wydawał się Alison kimś niesamowitym. Miał modne bokobrody, włosy na żelu i złotego rolexa, który niby dyskretnie pojawiał się za każdym razem, gdy mankiet różowego garnituru unosił się w górę. To chyba właśnie tego rolexa widziała Alison przy każdym pchnięciu, które ten owłosiony, arogancki palant wykonywał w kabinie. Michelle niewiele wiedziała o ojcu. Przez kilkanaście miesięcy rodzice próbowali udawać zgraną parę. Ale było to tak prawdziwe, jak chińska podróbka rolexa ojca. Nim Eddy skończyła rok podziękował za wspólne życie i ulotnił się, zostawiając Alison lakoniczną notkę na stole. Poza kilkoma wyblakłymi polaroidami, Eddy nie miała więcej pamiątek po ojcu.
Alison długo nie mogła się pozbierać. Córka podejrzewała, że nigdy nie wzięła się do końca w garść i gdyby nie to, że nadchodził najwyższy czas, by odstawić ją od piersi i przerzucić na normalne jedzenie, którego nie było, nigdy nie podniosłaby się z kanapy. Nie mogąc liczyć na wsparcie dziadków, Alison podjęła pracę w pobliskim sklepie. Nie była dobrą pracownicą. Bez ikry, bez energii, chciała tylko przetrwać dniówkę.
Kolejnym podejrzeniem małej Eddy było to, że matka utrzymała posadę jedynie dlatego, że jej szefowie litowali się nad losem dziewczynki. Szybko zorientowała się, że dzięki swoim blond warkoczykom i jasnym oczom może osiągnąć wiele. Wyćwiczyła więc smutne, słodkie i niewinne minki do perfekcji. Przychodziła do sklepu matki i roztapiała serca gości oraz szefostwa. Alison natomiast gorzkniała coraz bardziej. Kochała córkę, ale nie potrafiła jej tego okazać. Eddy zawsze czuła jej niemy wyrzut. Zmarnowała życie na dziecko. Ona, Alison, królowa balu maturalnego w 1980.
Jak dobrze, że chłopcy mają lepsze dzieciństwo do wspominania. Przemknęło przez głowę Eddy, gdy zaciągała się dymem papierosowym. Wygrzebała z torebki zdjęcie. Uśmiechała się na nim dwójka chłopców, przebranych za superbohaterów. Bracia mieli rok i prawie trzy latka. Ze zdziwieniem Eddy odkryła, że to nie dym papierosowy gryzie ją w oczy, a łzy. Jakże tęskniła za tymi dwoma kowbojami.
***************************************************************************
Od autorki:
Witam wszystkich. Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania opowiadania w tym klimacie. Być może przypadnie Wam do gustu. Chciałam gorąco podziękować Hagiri za to, że mnie motywowała do napisania tego.
Biorąc pod uwagę, że w opowiadaniu pojawi się bardzo wiele postaci, zapraszam do zapoznania się z zakładkami postaci. Postaram się jednak, by wszystko było dla Was tak czytelne jak tylko może być.
Zostawiajcie adresy swoich blogów, chętnie zajrzę.
Możecie znaleźć mnie również na moim drugim blogu http://crownsjewel.blogspot.com/

Jestem nareszcie :D
OdpowiedzUsuńNiby nie znam uniwersum Sons of Anarchy, ale mam nadzieję, że jakoś pokojarzę fakty. Jak coś, to będę pytać, pytać, pytać. Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjesz :D Możliwe, że jak tylko rozpierniczę CKE, to obejrzę cały serial (tak naprawdę, to ja go rok temu zaczynałam. Załadowałam odcinek, a potem o nim zapomniałam i wyłączyłam kompa, a temat olałam xD).
Tak jak już Ci pisałam, wyczuwam niezły rozpierdol. Tak, wiem, nie jestem grzeczna. Ale tutaj też nie będzie grzecznie, więc tłumaczmy to tym, że wczułam się w klimat :D
I nawet w ten sposób nie skłamiemy, bo się wczułam. Jedno proste zdanie dało mi do myślenia – "Ona, Alison, królowa balu maturalnego 1980". Ono pokazało, jak wiele dróg może wybrać jeden zwykły człowiek, kiedy stanie przed wyborem. Bo gdyby ta królowa balu nie poszła na potańcówkę, nie "zmarnowałaby życia". Ale gdyby tam nie poszła, nie byłoby Eddy, nie byłoby tej całej historii.
Biorąc pod uwagę to, że kiedyś marzy mi się pójście w tatuatorstwo, to jeśli starczy mi ciała, to sobie wytatuuję na żebrach ten fragment: " Cisza to obojętność. Cisza to przyzwolenie na czyjeś odejście". Jak tak o tym pomyślę, to chyba świetnie pasuje do mojego życia.
W ogóle czuję, że mogę nadawać na tych samych falach co Eddy. Chyba będzie mi ją łatwiej zrozumieć niż Oleandrę (mimo że ja nadal #TeamStefek i #Haleandra xDD).
Oczywiście mam nadzieję, że dasz mi cynk o następnym rozdziale, bo nie mogę się już doczekać.
No i obowiązkowo Cię wpisuję do polecanych. :)
Buziaki :**
Hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
P.S.: Pozazdrościłam Ci rozdziału. Biorę się zaraz za Ulicznice, rozdział 1! :D Może nawet jeszcze dziś wrzucę.
P.S.2.: Śliczny szablon, śliczna główna bohaterka. I nowy szablon na Crown'sie też śliczny. I Lea również także. Ale Eddy i tak śliczniejsza. xD
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś <3.
UsuńPytaj, pytaj, pytaj, niczym się nie przejmuj. Postaram się wszystko objaśnić. Ale jednocześnie będę miała na uwadze przy pisaniu to, że nie wszyscy muszą kojarzyć te fakty. Jakoś sobie, mam nadzieję poradzimy. A serial polecam jak najbardziej, bo jest genialny. Tylko nie wiem, czy mnie nie zabijesz jak zaczniesz oglądać po przeczytaniu tego opowiadania ; O. A, bo Ty maturzystka tegoroczna, nie?
Tutaj nie ma być grzecznie. Tu ma być do bólu prawdziwie. Chociaż ja lubię kontrasty, więc będzie słodko-gorzko, można powiedzieć. W końcu,czy nie z tych wszystkich właśnie smaków składa się życie?
Cieszę się, że byłam w stanie wzbudzić w Tobie refleksję. Jak najbardziej się zgadzam. Gdyby nie pewne wybory życie każdego z nas mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Jak zobaczysz, akurat matka Eddy nie potrafiła pogodzić się z nietrafnymi wyborami. Ja ciągle się tego uczę.
Ojej, dziękuję. Czuję się bardzo podbudowana, jeśli moje słowa zainspirowały Cię aż tak mocno. Tatuaże są cudowne. Też bym chciała. No, i jak możesz się spodziewać, moje postaci nie będą raczej czyste na ciele ;D.
Haha, szipujesz mocno nadal, widzę. Ale Eddy myślę, że bardziej Ci się spodoba niż Oleandra. No i będziesz miała więcej możliwości szipowania. Eddy nie jest taka cnotliwa jak Oleandra, zdecydowanie. Tu będzie więcej rocknrolla.
Dam Ci znać na pewno, to masz jak w banku. Planuję dodawać co tydzień nową część.
Całuski ;*
Och! to czekam na Ulicznice. Czekam niecierpliwie.
Dziękuję, dziękuję. Tyle komplementów, że aż się zarumieniłam <3.
Witam, Droga :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam twój komentarz pod jednym z moich postów. Nie ignoruje nowych czytelników, dla tego wpadłam.
Pierwsze wrażenie było zajebiste. "Back from Cali" to jedna z moich ukochanych piosenek Slasha, dałam się wraz z Mylesem na koncercie równo i mam zamiar to powtórzyć w listopadzie ;)
Nie wczytywałam się jeszcze ponieważ właśnie wychodzę na zbiórkę. Jak nie dziś to jutro, ale na 100% przeczytam.
Wspominałaś, że pisałaś opowoadania o Alice in Chains *o* jeśli masz jeszcze bloga to podeślesz? ^^ proszę! Kocham Alicję!!!
Zatem, do zobaczenia :)
O jak mi miło. Dziękuję bardzo.
UsuńBYŁAŚ NA SLASHU?! Cholera! A ja tak bardzo chciałam. Ale nigdy nie jest na tyle blisko, bym się zmobilizowała. Slash jest dla mnie absolutnym geniuszem gitary. Nie jedynym, oczywiście, ale jest dla mnie herosem.
Och, jak znajdę to pewnie tak. Ale raczej nie było to to, co chciałam, żeby przedstawiało. Miłej zabawy życzę.
Pozdrawiam ;*
Tak, byłam na koncercie Slasha :D i wybieram się ponownie do Łodzi w listopadzie. Hej! Dokładnie rok od poprzedniego koncertu będzie następny!
UsuńMniejsza z tym, wracam do rozdziału. Prócz tego, że na początku była jedna z moich ulubionych piosenek z debiutanckiego albumy Pana Hudsona, muszę przyznać, że jest tam fajny klimat. Zajeżdża mi to Meksykiem, ponieważ marzę o wybraniu się tam + uczę się ich języka.
Narracja jest fajna bo z perspektywy osoby trzeciej. Lubię takie. Dzięki temu powoli odkrywamy naszych bohaterów. Nic nie jest za szybko, bardzo fajnie.
Bardzo mi się podobał pomysł z zacytowaniem pamiętnika. Takie coś potrafi dużo zdradzić. Powiedzieć nam coś czego nie dowiedzielibyśmy się ze zwykłej narracji.
Lecę dalej bo mam barki u Ciebie!
Bardzo ciekawa fabuła, lubię taki styl i takie akcje :D To takie ekscytujące, podniecające :D
OdpowiedzUsuńPor Favor mi się skojarzyło z jakimś filmem, jakaś wiariatka ciągle to powtarzała :D haha
Matko, ale Eddy dostał się pokój O.o Nie chciałabym w takim ani sekundy przebywać -,- :PP
Intrygujący ten pamiętnik, podobał mi się ten fragment ;)
Bardzo ciekawa historia i oczywiście zostaję na zawszę, gdyż takiego innego nie znajdę nigdzie :)
Ps. mogłabyś wstawić gadżet obserwatorzy?
Ps.2 dodałam do linków :* idę dalej
Cieszę się, że Ci się to podoba.
UsuńChyba nawet wiem, o jakim filmie mówisz. To znaczy, oczywiście tytułu nie pamiętam - nigdy nie pamiętam. Ale ogólnie wydaje mi się, że go widziałam.
O, właśnie o taki efekt mi w tym wszystkim chodziło ;D.
Pamiętnik będzie bardzo ważnym elementem w tej historii. Bo to, co Eddy robi, czy mówi, to jedno. Ale w pamiętniku wiele będzie wyjaśnione. Mam tylko nadzieję, że nie zrobi mi się z tego typowe "Drogi pamiętniczku".
Strasznie mi miło, że zostajesz! Ja u Ciebie również zostanę na pewno i w obserwowanych będę Cię pilnie śledziła. Oczywiście, jak tylko założę google +, to będzie ten gadżet.
Całusy ;*
Jak obiecałam - jestem i czytam. :D I muszę przyznać, że mi się podoba. Eddy wydaje się naprawdę ciekawą bohaterką - twardą, a jednocześnie wrażliwą i troszkę skrzywdzoną przez życie i przez to może ciut zagubioną. Ale przede wszystkim - jest niebanalna i nieidealna. To w niej lubię.
OdpowiedzUsuńLubię też Twój styl, jest po prostu dobry. Podoba mi się, jak dobierasz słowa, czyta się naprawdę bardzo lekko i przyjemnie. Jestem na tak. :)
Co do błędów to znalazłam jedynie trzy drobne pomyłki. Przepraszam, ale jestem wredna i Ci je wypomnę. Tak wiesz, żeby nie było za dużo słodzenia w komentarzu. :D
„[…]Płacę gotówką. Gotówką. – nie wiadomo, czy groźba, czy plik zielonych banknotów, którymi zaczęła machać[…] ---> didaskalia powinny zaczynać się od wielkiej litery, ponieważ nie nawiązują bezpośrednio do kwestii wypowiedzianej przez bohatera, nie opisują sposobu mówienia; gdyby po półpauzie był np. czasownik „mówić”, wtedy jak najbardziej powinien być on od małej litery, a kwestia bohatera nie powinna kończyć się kropką; po słowie „groźba” nie powinno być, moim zdaniem, przecinka, pierwsze ‘czy’ jest spójnikiem podrzędnym, drugie – współrzędnym, którego nie oddziela się przecinkiem.
„- Eddy. Eddy...Oliver. –jej nowe nazwisko[...]” ---> tak samo jak wyżej: didaskalia powinny zaczynać się od wielkiej litery.
Ciekawie się zapowiada. Polubilam Eddy - wydaje się taka twarda, ale jednocześnie wrażliwa. Bardzo podoba mi się styl jakim piszesz i twoje mistrzowskie porównania xD Ja niestety też nie posiadam daru do komentowania początkowych rozdziałów, ale wiedz, ze bardzo mi się podobało i będę czytać dalej. ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
pisujesobie.blogspot.com
Nic dodać nic ując. Opowiadanie dla mnie zapowiada się świetnie i lecę czytać kolejne rozdziały! Spodobała mi się główna bohaterka. Tak jak powiedziano wyżej - Jest twarda, ale jednocześnie wrażliwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
http://melodeylife.blogspot.com/
Ciągle gubię się z imionami, nie wiem, dlaczego. Aczkolwiek to nie ważne, ponieważ Twoje opowiadanie ma w sobie 'to coś'. Pozostanę na dłużej, ponieważ jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy dziewczyny. W Wolnej chwili doczytam resztę zaległych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/
Cześć! :3
OdpowiedzUsuńPiszę to, chociaż mało prawdopodobne jest, że w ogóle przeczytasz ten komentarz. Whatever, jeśli tak, to będzie mi z tego powodu bardzo miło :)
Jesus Christ, nienawidzę komentować takich pierwszych rozdziałów. Uwielbiam je czytać, ale skomentować… Kurczę. Nie znamy zupełnie bohaterów i dokładnej sytuacji.
W każdym razie od razu spodobał mi się klimat, w jakim to wszystko jest utrzymane. No i bardzo podoba mi się twój styl pisania. Stosujesz fajne epitety i porównania.
Również główna postać jest w porządku. Nie mam zamiaru, póki co, się nastawiać i wolę zdanie o niej wyrobić sobie dopiero po kilku rozdziałach, ale na ten czas mogę powiedzieć, że ciekawi mnie jej osóbka i jest całkiem okej.
Przepraszam, że tak krótko, ale, nie oszukujmy się, czyta się fajnie i przyjemnie, lecz nie ma na razie za bardzo co komentować.
Ogółem, bardzo mi się spodobało.
Pozdrawiam cieplutko :*
Hej ;) czytam wszystkie komentarze, więc i Twój zobaczyłam od razu.
UsuńRozumiem Cię doskonale, bo sama nie lubię komentować pierwszych rozdziałów. I tak całkiem treściwie mnie tu zaszczyciłaś.
Wielkie dzięki za komplementy i mam nadzieję, że dalej będzie Ci się dalej podobało ;)