sobota, 26 grudnia 2015

16. Somethin' bad

Dochodzimy do miejsca początkowego. W tym odcinku Eddy znajdzie się w miejscu, z którego rozpoczynałam tę historię. Dlatego jest to dosyć istotny punkt w historii. Do tej pory opowiadałam Wam jak Eddy dotarła do Charming, jak zżyła się z chłopakami. Chciałam Wam pokazać jak i dlaczego są oni dla niej tak niesamowicie ważni. Wyjaśnić dzieciństwo, skąd biorą się pewne problemy i zachowania. A teraz pokażę Wam, dlaczego pierwszy odcinek zaczął się od ucieczki, gdzie poniosły ją nogi i... no właśnie. Co będzie dalej musicie domyślić się sami.
Chciałam jeszcze zapytać jak Wam mijają Święta? Obżarci pysznościami? Szczęśliwi w rodzinnym gronie? Mam ogromną nadzieję, że tak.
Dziękuję za te 16 rozdziałów tej historii i obiecuje Wam jeszcze przynajmniej drugie tyle. Dziękuję wiernym czytelniczkom i tym, którzy się nie ujawniają, ale czuję, że jesteście. Pozdrawiam Was wszystkich i zapraszam do kolejnej przygody u boku Eddy Conway, Juica i ich stukniętych przyjaciół z SAMCRO.
Całuję,
candlestick


*************************************************************************


Stand on the bar, stomp your feet, start clapping
Got a real good feeling something bad about to happen
Drinks keep coming, throw my head back laughing
Wake up in the morning’ don’t know what happened

Żeby wprowadzić swoją intrygę w życie, Eddy potrzebowała naprawdę przemyślanego planu. Chciała, by wszystko zostało zaplanowane przez kogoś innego. A tym kimś miał być Jax. Teller potrzebował chociaż jednego sukcesu jako Prezes, a jego prywatna zemsta na ojczymie przecież powinna być zaplanowana przez niego samego. Dlatego Eddy przy kuflu piwa niby od niechcenia wspomniała Prezesowi o prawie zabytkowej broni Claya. Żartem napomknęła, że tylko idiota daje w prezencie spluwę pełną odcisków palców. Zza kontuaru przez następne dni obserwowała, jak poruszona przez nią struna zaczyna wygrywać coraz piękniejsze melodie. Nie wchodziła w szczegóły, nie chciała wiedzieć. Ale z radością przyjęła wieść o śmierci Damona Popa. Z ciekawością nadstawiła uszu znad zadania domowego Ellie, gdy Gemma relacjonowała przebieg aresztowania Claya. I jedyne, co przeoczyła w tym wszystkim to bagaż emocjonalny, jaki niechcący dorzucili na barki Ortiza. Po raz kolejny zdradził przyjaciela. Dla czegoś, czego pragnął ponad życie. Eddy nie dostrzegała jak bardzo jej chłopak był uwięziony we własnych pragnieniach. To zwycięstwo miało być słodko-gorzkie.
Eddy w tych dniach dużo pomagała Lyli. Dziewczyna została postrzelona. Nikt nie chciał wprowadzać barmanki w szczegóły, ale Nero Padilla, nowy facet Gemmy zdradził Eddy, że ktoś wziął ją jako zakładniczkę w jego własnej agencji towarzyskiej. Później oberwało się także Juicowi. Czyżby pan drewniana noga uniknął kary i przechytrzył ich wszystkich? Faktem było na pewno to, że zarówno Frankie, jak i jego kompanii nie byli już zagrożeniem dla klubu. Już nigdy nie mieli się pojawić na horyzoncie.
Lyla pracowała w eleganckiej i strzeżonej agencji. Nie była już zwykłą pornogwiazdką. Co więcej, radziła sobie z każdym dniem lepiej w zarządzaniu tym miejscem. W końcu nie była tylko czyjąś dmuchaną lalką. Na bogów, jaki Opie byłby dumny. 
Odwiózłszy Ellie, Kenny’ego i Pipera do domu po szkole, napotkała Juica pod swoimi drzwiami. Na początku nawet się wystraszyła. Zakapturzony, oparty o mur, ćmiący papierosa wyglądał dosyć przerażająco. Inna sprawa, że Eddy od czasu napadu trochę paranoizowała. Ucałowawszy chłopaka na powitanie, zorientowała się, czemu ukrywa się pod kapturem. Był pobity. Był zmasakrowany. Spojrzał spod zapuchniętego oka tak, jakby prosił o niezadawanie pytań.
- Nawet o tym nie myśl. Wszystko mi wyśpiewasz. – Nie zamierzała odpuszczać. Odpuściła już zbyt wiele. Wpuściła Ortiza do środka, rzucając torebkę na bok. W świetle zauważyła, że jego rany były już pozszywane. Nie wprawną ręką pani doktor. To była amatorka. Znała tylko jedną osobę, która poza Tarą potrafiła się posługiwać igłą.
- Chibs?
- Nie mógł pogodzić się z tym, co zrobiłem klubowi. Ani z tym, że wróciłem. Musiał to naprawić. – Juice nie wydawał się poruszony. Był bardzo zmęczony i jakby zrezygnowany. Przyjął swój los i nie zamierzał się mu sprzeciwiać. Cały czas biczował się za współpracę z policją. Eddy nie komentowała. Nie tego od niej potrzebował. Spędzili wieczór w milczeniu, oglądając teleturniej w telewizji, wylegując się na kanapie. Za te chwile normalności kochała go najbardziej. Za te wieczory, kiedy bawiąc się pilotem dbał, by Eddy leżało się na nim jak najwygodniej. Za te chwile, gdy całował jej włosy z taką czułością, jakby była najcenniejszą rzeczą na świecie. Za noce, gdy tulił ją do siebie, jakby bał się, że zniknie i szukał jej przez sen choćby jednym paluszkiem. Za noce zupełnie inne, pełne namiętności i seksu, po którym długo oboje nie mogli dojść do siebie. Za te poranki, gdy wyłączał swój budzik jak najszybciej, żeby jej nie obudzić. I kochała go za to, że zawsze, gdy wracał z porannego joggingu, będąc już po prysznicu, wracał do niej, by jeszcze trochę móc mieć ją przy sobie. Kochała go za to wszystko, a co najzabawniejsze, nigdy mu tego nie powiedziała.








 




Powinna siedzieć nad papierami. Ale siedzenie było przereklamowane. Kręciła się w lewo i w prawo na krześle, trzymając nogi na barze. Tabelki, rachunki, faktury i cyferki pochłaniały Eddy od samego piątkowego południa. Cyferki. Dużo cyferek. I wiecie co jeszcze? Cyferki. Słysząc, że Synowie schodzą się na naradę Żniwiażowego stołu, Eddy uniosła wzrok znad sterty papierów, wkładając długopis za ucho.
- No, no, no, nie za wygodnie? – Chibs szczerzył się od samego wejścia, jakby w nocy porządnie umoczył. Miał sine knykcie i lewy nadgarstek owinięty bandażem. Bił Juica aż sam się skrzywdził. Wyżył się na nim, a teraz śmiał się w głos. To wytrąciło Eddy z równowagi. Poderwała się z krzesełka i wystartowała w jego stronę. Nim szkot zorientował się, co się dzieje, Eddy uderzyła go w twarz. Nie był to jednak kobiecy liść. Zaciśnięta w pięść dłoń idealnie przysmarowała w policzek gangstera z siłą godną chłopa.
- Ej! – silny uścisk Tiga zniewolił Eddy, jednocześnie chroniąc przed nieoczekiwaną reakcją Chibsa.
- Ty tchórzliwy skurwysynu. – Szarpała się Eddy aż włosy zasłoniły jej widok niemal całkowicie. Nie panowała nad sobą. – Tyle oznacza twoja braterska miłość? Gdzie byłeś, kiedy była potrzebna?! Gdzie byłeś, kiedy ta pięść jeszcze mogła mu wybić z głowy głupie pomysły?! Gdzie była twoja braterska miłość, kiedy twój brat cię potrzebował? Traktowanie brata jak worka treningowego, żeby uporać się z własnymi uczuciami to jest twój wyraz miłości?! Jak śmiesz mówić o miłości.
- No, ty na pewno możesz mnie o niej wiele nauczyć. – Chibs kipiał złością. Jego jadowite spojrzenie przeszyło dziewczynę na wskroś. Ale nie bała się. Była równie wściekła. Na szczęście,  nim powiedziała za dużo, z zaplecza wyłonił się Juice. Trager, powstrzymujący ją do tej pory przed histerią, momentalnie puścił. Ortiz zmierzył wzrokiem uroczą scenkę i wcale nie wyglądał na zadowolonego z wybuchu Eddy. Złapał ją pod łokieć i odciągnął na bok. Teraz i on był zły.
- Czyś ty do reszty oszalała?
- Ja?! Ja oszalałam?!
- Tak, ty, Eddy. Nie wtrącaj się w moje sprawy. Potrafię zadbać o siebie, a to jak rozwiązujemy problemy w klubie jest tylko i wyłącznie naszą decyzją. Nie wtykaj w to nosa, bo go sobie przytrzaśniesz, dziewczyno. Jestem dużym chłopcem. Potrafię sobie poradzić sam.
- Świetnie. Więc radź sobie sam. – Eddy wyrwała się uściskowi chłopaka i wyszła z klubu, trzaskając drzwiami. Napotkawszy przy wyjściu Jaxa, wcisnęła mu w ręce fartuszek , warknąwszy – Biorę wolne. – Zostawiając zbaraniałego Tellera u drzwi klubu, zwinęła się.




Nawet nie zauważyła, kiedy jej kroki skierowały się w stronę Wahewa. Dokładnie tam, gdzie od pewnego czasu dekował się w przyczepie Unser. Ex-komendant nawet nie wyglądał na aż tak zszokowanego, widząc Eddy wygodnie usadowioną na gałęzi nieopodal przyczepy. W ostatnich dniach miał tak wielu niespodziewanych gości, że to była dla niego nawet miła odmiana. Blondynka przynajmniej nie miała zamiaru go zabić.
- Nie wdrapię się tam do ciebie, ale jeśli zejdziesz na dół, możemy pogadać. – policjant zaproponował wyciągając dla zachęty dwa kubki z herbatą i skręta. No cóż, nowoczesny dziadek, nie ma co. Eddy początkowo nie miała zamiaru z nim rozmawiać, ale rozluźnienie, jakie dawał narkotyk, rozwiązało jej język.
- A wiesz co jest najgorsze? – podsumowała, kręcąc głową ze złością. – Że najbardziej wkurwia mnie to, że go nie uderzyłam. Powinnam była. Ale szlag jasny mnie trafił i po prostu musiałam wyjść zanim rozkwasiłam mu gębę.
- Eddy, jeśli Juice by od ciebie dostał, byłabyś wściekła jeszcze bardziej. Na samą siebie.
- A to niby dlaczego? Przecież zasłużył.
- Bo gdzieś pod całą tą złością wiesz, że miał trochę racji. Dla nich klub jest świętością i my, szaraczki, nie rozumiemy tego, co się dzieje w środku. Nie musimy i nawet chyba dobrze, że tego nie pojmujemy. Ja sam od trzydziestu lat próbuję pojąć, co oni mają pod tymi kaskami. A poza tym, kochasz go. Nie dlatego rzuciłaś się na Chibsa? Bo go skrzywdził?
- Bo...och... – Eddy odchyliła głowę, szukając kontrargumentu. Ale Unser miał rację. Eddy bolało to, że ktoś skrzywdził Ortiza. Bolało, że nie było nikogo obok, gdy tego potrzebował. – Dzięki, Wayne.
- Nie ma za co, skarbie. Póki żyję, mogę być waszym spowiednikiem. Ale wiesz, moja data przydatności... – Eddy nie chciała słuchać kolejnego żartu o rychłej śmierci byłego komendanta. Za bardzo go polubiła. Zasłoniła dłonią usta Unsera, kręcąc głową. Wystarczy. Posiedzieli więc w milczeniu jeszcze kilkanaście kojących minut, a później Wayne pojechał z nią odebrać dzieci Lyli ze szkoły. Zostawił ją w mieszkaniu. Ogromne więc było zdziwienie byłego gliny, gdy następnego dnia rano usłyszał w telefonie Juica, szukającego Eddy.




Nie wiedziałam, dlaczego uciekam. Ale chciałam zostawić to wszystko za sobą. Kowboje, tamtego wieczoru po rozmowie z Unserem, zdałam sobie sprawę z wielu przerażających dla mnie rzeczy. Oddałam serce facetowi, którego nie potrafiłam kochać. Wepchnęłam się klinem w relacje klubu, którego działania nie pojmowałam. W końcu, wydawało mi się, że nachalnie wciskam swoją osobę każdemu wokół mnie. Waszej matce, Jaxowi, Gemmie, chłopakom, nawet Unserowi. Byłam zła na siebie za tą rozmowę. Nigdy nie lubiłam obarczać innych swoimi rozterkami.
Więc znów uciekałam. Postanowiłam zostawić to życie za sobą, chociaż nigdy wcześniej nie czułam  się tak ciężko, wyjeżdżając. Zazwyczaj, gdy samochód wytaczał się na autostradę, serce śpiewało. Szerokość drogi i wiatr we włosach dodawał mi skrzydeł. Nic z tego. Jakby ciągnął się za mną pieprzony kamień.
Z moim słodkim bagażem emocjonalnym dotarłam do Doliny Śmierci. Och, ironio. Uciekając tam przed jednym życiem, nie sądziłam, że dopadnie mnie poprzednie...



Pochłonięta pisaniem swojego, tak zwanego, pamiętnika, Eddy nie zorientowała się, że jest obserwowana. Motel pośrodku niczego, zarządzany przez kompletnie niezainteresowanego czymkolwiek meksykańca wydawał jej się wyjątkowo dobrą kryjówką. Dopiero, gdy odpalała kolejnego papierosa, zorientowała się, że wpatruje się w nią para ciemnych źrenic. Czarny mężczyzna rozmiarów spokojnie szafy trzydrzwiowej szybciej niż zdążyła przekląć, wpadł do środka, celując w Eddy z pistoletu z tłumikiem.
Schował jej własną broń, spoczywającą na szafce nocnej za pasek spodni i złapał dziewczynę za szyję. Uśmiechając się perfidnie, wycelował całkiem trafnie uderzenie w żołądek. Eddy zgięła się na ile mogła i zaczęła kaszleć, próbując złapać oddech.


7 komentarzy:

  1. Witam :)
    >Ogniem i mieczem! Wypalę z Ciebie to "tą". Tak jak ktoś ze mnie Metallikę zamiast Metallice. "[...] z którego rozpoczynałam ¡¡¡TĘ!!! historię." Ja naprawdę nie wiem, dlaczego zaczęłam tak chorować na poprawność językową. Jeszcze niespełna pół roku temu nie wiedziałam, że przed "że" stawia się przecinek xD Znaczy wiedziałam, ale nie praktykowałam tego i mnóstwa innych zasad.
    >Ciekawi mnie, czy Jax wykorzysta ten motyw z odciskami. Dobra rzecz na wsadzenie starszego za kratki.
    >Lubię Nera i mam nadzieję, że będzie miał większą styczność z naszą Eddy. Facet jest naprawdę kochany, biorąc pod uwagę jego syna. Świetnie dogada się z Jaxem. Nie ukrywam, że chciałabym taką małą pogadankę Jax-Nero tu zobaczyć. Wydaje mi się, że dla Jacksona, Nero stał się nową nadzieją, kimś więcej niż tylko alfons. No tak, miał gang. Ale stał się poniekąd takim drugim (trzecim) ojcem. Oczywiście do pewnego momentu.
    >"Agencja Towarzyska" jak to ładnie nazywał Nero, to świetne miejsce dla Lyli. Kobieta zasługuje na lepsze traktowanie. To co mi się najbardziej podobało w niej, co prawda już pod koniec serialu, ale zawsze jednak, to, to że przejęła poniekąd rolę Luann i zajęła fotel producenta.
    >O to Ci chodziło mówiąc o złej stronie Chibsa. Moje myśli co do tego są pół na pół. Z jednej strony Juice przeskrobał, mieszając się w gówno z policją, może nie jakoś diabelnie zdradzając klub, ale był pod ich wpływem. Chibs co prawda nie jest prezesem ani wice, ale jest starszy. Jak straszy brat, czy taki dobry duch, który czasami musi przywalić, aby mógł się ogarnąć. Zrobił to dość brutalnie - fakt. Ale ile można kłębić w sobie te negatywne emocje? Wrzaski na Ortiza nie wystarczyłyby. Pewnie niektórzy tu będą mówić, że zbyt daleko się posunął i tak dalej, ale ja się trzymam tego, że postąpił dobrze. Zapomnijmy o tym, że bardzo lubię Chibsa. Mógłby być to Clay, Jax, Tig, Happy czy nawet ta nieszczęsna Tara, nadal bym to popierała. Od życia gonga w nos trzeba dostać, zawsze trafia się pośrednik; teraz padło na szkota. Jednak trzeba coś Irlandczykowi przyznać - nie zostawił go zbitego na pastwę losu tylko jakoś zszył.
    >Reakcja Ed była dla mnie naturalna. Instynkt zwierzęcy, broń tego na kim Ci zależy. Podam prosty przykład, al cholera prawdziwy: znajomy wpuszczał krople kotce, bo coś stało jej się z okiem. Jej miauknięcie było takie... no jak Ty na przykład reagujesz na krople - niezbyt miłe. Drugi kot słysząc to, trącił mojego przyjaciela łapą, myśląc, że robi jej coś złego. Człowiek też - przecież matki pierwsze rzucą się w ogień dla swojego dziecka. Dlatego rozumiem Ed. Choć może nie do końca dziewczyna mogła rozumieć za co to, to naturalna reakcja. Za to Chibs... ta wściekłość. Stary! Powinieneś przytaknąć i spierdalać! Uderzyła cię - ok. Wiesz za co, to nie drażnij tematu!
    >Lubię Unsera. Fajna spowiedź. Zastanawiam się teraz czy Gemma byłaby tak samo dobra. Jednak Unser "jest w klubie" tak jedną nogą a nie życiem jak mama Jaxa.
    Skręt i herbata - to był chyba podstawowy zestaw pana emeryta. Choć jemu to nie szkodzi i tak wie, że umrze.
    >Muszę przyznać, że końcówka jest bardzo interesująca. Teraz nie przychodzi mi do głowy nikt kto mógłby ją zaatakować. Choć może to jej były mąż? No tu nie wiem, mam zagwozdkę :p
    >A teraz pytanka z góry :) Święta, święta. Znalazłam wreszcie czas na pisanie, ale potem dostałam dwie książki i nie wiem, kiedy znajdę czas na pisanie i czytanie xD Co do obżarstwa to od chyba dwóch lat umiem się z tym ograniczyć. czy to na wakacjach, czy przy wigilijnym stole, znam umiar. Jak patrzę na innych jak wpiep**ają a potem nie mogą się ruszyć, to ja się cieszę, że tak nie robię. A jak u Ciebie z jedzeniem, rodziną i prezentami? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypalaj, wypalaj, ile możesz .Już poprawiłam xd.
      Trochę mnie zainspirowałaś tym Nero. Zobaczymy, co się d da zrobić ;P przyznam, że też lubię jego postać. Biorąc pod uwagę wszystko, co przeszedł, to niesamowicie pozytywna osoba.
      Lyla została trochę pominięta w Synach, dlatego w moim opowiadaniu chciałam, żeby było jej odrobinę więcej. To taka cudowna, kochana i bardzo silna kobieta. Myślę, że rozumiała więcej niż Tara i Gemma momentami. Poza tym, ona nigdy nie chciała być "królową". Była z tyłu, ale w mądry sposób wspierała Opiego. Nawet, jak między nimi działo się źle.
      Sytuacja z pobiciem Juica bardzo mi się nie podobała. Jasne, zasłużył na fangę w nos, jak wtedy, kiedy dostał od Jaxa za spartaczenie akcji z Clayem. Ale to, co zrobił Chibs było dla mnie nie na miejscu. Ze względu na to, że można było zareagować wcześniej, bo wystarczyło pogadać - w końcu byli ze sobą blisko. To mogło zapobiec wielu następnym, złym wydarzeniom. A poprawianie sobie samopoczucia po tym, jak się palcem nie kiwnęło? No dla mnie trochę spóźnione. Nawet, jeśli go pozszywał.
      Ten przykład z kotem bardzo dobrze obrazuje taki mechanizm działania. To odruch. Często nawet nieprzemyślany. Chociaż w przypadku Eddy trudno mówić o czymkolwiek przemyślanym xD.
      Przekroczyła linię, i myślę, że Ortiz miał prawo się wściec, natomiast Chibs już nie do końca. Bo też zasłużył. Tak działa broń obusieczna.
      A Unser tak, to naprawdę bardzo pozytywna postać. Wydaje mi się, że on jeden, jedyny pozostał nienaruszony przez spiralę przemocy. Rzadko spotyka się gdziekolwiek tak dobroduszną osobę.
      Nie będę nic zdradzała, co do końcówki. Ale cieszę się, że Ci się spodobało ;)
      Jak Ci zazdroszczę tego opanowania! Dla mnie Święta to dyspensa od jakiejkolwiek diety, ale potem czuję się jak całkowity prosiak xD. Cieszę się, że znalazłaś chwilę, żeby pisać, bo dzięki temu może będę miała nowe rozdzialiki do przeczytania ;> a ja no tak, obżarłam się i też mam nowe materiały do czytania, a do tego mam dużo czasu, bo przeziębienie przykuło mnie do łóżka
      Do usłyszenia ;*

      Usuń
  2. Rozdział faktycznie przełomowy, nie wiadomo co się może teraz wydarzyć, ale po końcówce widać, że będzie się działo. Trochę nie rozumiem, czemu Eddy uciekła, ale z pewnością jest jej to potrzebne. Mam tylko nadzieję, że szybko wróci do dawnego życia i że nic jej się nie stanie. Nie mam pojęcia, kim może być człowiek, który ją zaatakował, bo umiesz tak zadziwić czytelnika, że wolę nawet nie zgadywać :D
    Święta minęły mi w bardzo miłej, rodzinnej atmosferze, ale niestety zakończyło się gorączką i okropnym samopoczuciem i cały dzień leżę w łóżku, nie mając ochoty na nic poza spaniem ;/ Mam nadzieję, że u ciebie wygląda to lepiej :D
    Pozdrawiam i szczęśliwego nowego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się spełniona, jeśli rzeczywiście udało mi się wzbudzić Twoją ciekawość ;) bardzo mi z tego powodu miło.
      Nie będę nic zdradzała, bo wiadomo - jaki byłby tego sens?
      Cieszę się, że Święta spędziłaś miło i, przede wszystkim, rodzinnie, bo to ich esencja. Rodzina, przyjaciele, bliscy. Bez tego nie ma tego "czegoś".
      I cóż, chciałabym powiedzieć, że wygląda to u mnie lepiej, ale AAAAAAAPSIK, niekoniecznie xD.
      Życzę szybciutkiego powrotu do zdrowia ;*

      Usuń
  3. No to se uciekła... Widzę, że Eddy i moja Euridice z 'take a death' mają podobną przypadłość – lubią zwijać manatki, kiedy sytuacja staje się nie do zniesienia albo kiedy pojawia się nowa opcja.
    Co nie zmienia faktu, że Eddy ma bardziej uzasadnione powody i nie żyje mrzonkami w takim stopniu jak Euri.

    Mam nadzieję, że Jax (no bo któż by inny, proszę państwaaa... :3 XD) szybko zlokalizuje Eddy i jakoś ją wyratuje z opresji. Bo tak naprawdę to on ją cholernie kocha. A przynajmniej tak mi się wydaje. I nie, wbre pozorom nie mam tu na myśli mojego zawziętego shippingu XD Chodzi mi raczej o ten specyficzny rodzaj więzi, jaki Eddy wytworzyła ze wszystkimi chłopakami w SAMCRO – jasne, może jej się wydawać, że była dla nich ciężarem i weszła w mrowisko, będąc żuczkiem, ale to chyba jednak trochę emocjonalne podejście. Jak dla mnie, to im wszystkim na sobie cholernie zależy. Czasem może nawet za bardzo, przez co niesamowicie ranią siebie nawzajem, a przy tym kreują rzeczywistość, w której każdy postronny by się chciał chociaż tak po części znaleźć. Bo kto nie marzy o choćby kawałku prawdziwej przyjaźni czy miłości, nawet tej na pierwszy rzut oka pojebanej? Ja tam wolę wierzyć w wersję, że "każdy tego chce, tylko nie każdy mówi o tym na głos", bo jestem trochę idealistką. :)

    Niby rozumiem Juice'a i jego przywiązanie do Klubu (albo tylko mi się wydaje ;-;), ale w tej sytuacji stanęłabym jednak po stronie Eddy. Bo skoro Ortiz tak świetnie sobie radzi sam, to dlaczego zawsze biegł z płaczem do niej? Okej, rozumiem, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i potrzebujemy wsparcia, ale w tej chwili zachował się trochę szczeniacko. We mnie to wywołało bardzo proste skojarzenie: jak dzieciak, który wstydzi się przed kumplami swojego worka na kapcie albo kanapnika(oglądanie Haikyuu mnie wypaczyło XD ale i tak kocham to anime). Tak, przedramatyzowałam to – i to konkretnie – ale jestem pewna, że wiesz, o co mi chodzi.

    Czekam na kolejny i pozdrawiam!
    Chaotyczna i spóźniona jak zwykle,
    Hagiri

    take a death

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to potrafisz podsumować każdą sytuację xD.
      Ale tak, coś jest w tym podobieństwie. Tylko mnie zawsze w takich wypadkach nurtuje pytanie: czy ciągła ucieczka, ciągłe budowanie życia od początku nie jest męczące?

      Ach, aż mi brakowało Twojego shippowania. Aczkolwiek, coś w tym jest. Przyznam, że relacja na froncie Eddy - Jax Teller ewoluowała od początku tego opowiadania. Zaczynałam z ZUPEŁNIE innymi założeniami. I teraz stoję przed swojego rodzaju wyzwaniem. Ale myślę, że jakoś z tego wybrnę.
      I zgodzę się z Tobą w pełni, co do tego, że każdy, ale to każdy marzy o relacji nawet bardzo pojebanej, ale własnie prawdziwej. Jestem dziwną romantyczką. Pragmatyczną romantyczką, powiedziałabym, ale... no tak, prawdziwa miłość i przyjaźń muszą być częścią życia. Bez tego nie można powiedzieć, że żyło się kiedykolwiek naprawdę.

      Reakcja zarówno Eddy, jak i Juica jest dosyć kontrowersyjna. Chibsa też w sumie. Zależy jak na to wszystko spojrzeć. No, bo tak, masz rację: najpierw biega po wsparcie, potem ma problem. A z drugiej strony, Eddy posunęła się o krok dalej niż jakakolwiek ol' lady wcześniej (uwielbiam to określenie, ale na polski przetłumaczalne jest tylko jako "kobieta, no bo jak? "My ol' lady - Moja stara"? XD). Kobiety gangsterów nie mieszają się tak otwarcie w ich sprawy. Ale cóż, Eddy nigdy nie była "normalną" kobietą.
      Rozumiem Twoją metaforę, jakkolwiek przykleiła mi uśmiech na usta ;D.

      Na Wattpada się już loguję, chociaż draństwo nie chce mnie słuchać. Ale zaraz przeczytam nowego deatha!

      Pozdrawiam, jak zawsze ciesząca się na Twój widok,
      candlestick

      Usuń
  4. Dotarłam!

    Lecisz z akcją na tyle dynamicznie, że jak zwykle potrzebowałam dobrej chwili, żeby jakoś poradzić sobie z szokiem spowodowanym tym wszystkim :p

    Pisałaś o momencie załamania... Cóż nawet jeśli Eddy taki moment przechodzi, to nie spodziewałam się, że podejmie decyzję o ucieczce. Przecież znalazła tutaj coś, co stało się częścią niej. A samej siebie dziewczyna się przecież nie pozbędzie. Impreza podczas "zamknięcia". Jedność, jaką czuła wtedy z ludźmi. Przecież sama wie, że drugi raz czegoś takiego nie znajdzie.Nie jako uciekinier, prowadzący jej tryb życia. Czas nie zawraca. Myślę, że ciężko byłoby jej zacząć normalne życie. Zbyt dużo ma za sobą, żeby przeszłość się do niej nie dobrała, co z resztą pokazałaś. Nie mogę sobie przyswoić jej decyzji.

    Na pewno za dużo... Ale nie zwaliłabym tego na napad na jej osobę. Musiało ją to nieźle ruszyć, ale myślę, że nie na tyle, żeby uciec. Nawiązując do tej sceny. Tig. Jaki on jest wspaniały. Naprawdę rusza mnie jego postawa wobec Eddy.


    Juice... Mógłby wziąć się w garść, bo w końcu Eddy stanie się przez jego niesta... nieporadność krzywda. W związku wzajemne wsparcie jest ważne, ale ile można ratować dupę facetowi? Myślę, że weszło to w zbyt otwartą fazę. O ile można mężczyznę subtelnie wspierać, to myślę, że asystowanie kiedy on to widzi, nigdy nie jest dobre. Męska duma od razu ma z tym problem - nawet podświadomie. Jak dla mnie nie powinna konfrontować się z Chibsem. Okej, ale to przecież nasza silna i niezależna kowbojka!

    Zobaczymy kto odbije Eddy, bo jestem pewna, że Synowie o nią zawalczą. Pytanie tylko kto na tym ratowaniu ucierpi. Bo ktoś na pewno. Mam swoje ciche domysły, ale zobaczymy :p Jesteś zbyt nieprzewidywalna, żeby sobie swobodnie gdybać.

    Święta, święta i poświąteczna gorączka wraz prychaniem i smarkaniem na sylwestrze ^^ Cóż za wspaniały pakiet mi się trafił!Mam nadzieję, że spędziłaś wczorajszą noc z lepszym samopoczuciem :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń