Tell me why do I feel this wayall my life I`ve been standing on the borderlinetoo many bridges burnedtoo many lies I've heardI had life but I can't go backI can't do that, it will never be the same againand I know I don't have any time to burnMaybe I'm lost, and maybe I'm scaredbut too many times I've closed the doors behind me
- Jak to zniknęła? – Unser był już w klubie. Telefon od Juica bardzo zaniepokoił ex-komendanta. Na miejscu siedział Tig, nerwowo bawiący się sygnetami i Gemma, która z ćmiła papierosa, oparta plecami o bar. Niczym polująca tygrysica obserwowała zdenerwowanego Juica, pałętającego się z kąta w kąt i Jaxa, który rozmawiał z kimś ściszonym głosem przez telefon. Tuż obok siedział Nero, który próbował poskładać to wszystko w kupę.
- Zacznijmy od początku. Była tutaj. Przywaliła Chibsowi, Juice się z nią pokłócił i poszła do Unsera, tak? – Nie było tajemnicą, że Nero i Unser nie przepadali za sobą. Obaj przecież kochali tą samą kobietę. Jednak teraz prywatne animozje odeszły na dalszy plan. Juice przytaknął, znów przechodząc na drugi koniec sali. Oparł dłonie o stół bilardowy i trzasnął w niego z wściekłością. Czuł się winny. Nie wiedział, gdzie jest Eddy, ani jak się ma.
- Może po prostu od was uciekła – zasugerowała Gemma, strzepując popiół z papierosa. Nie chciała od razu godzić się na nerwową atmosferę i popadać w panikę. – Przecież nie jest powiedziane, że coś jej grozi, nie?
- Właśnie grozi. Wiesz, czemu do nas przyjechała. Poza tym, nie wiemy ilu jeszcze ma wrogów. Jej mężulek handluje prochami. Wiemy wszyscy, że nie jest to najbezpieczniejszy zawód. W dodatku, dzięki nam też nie ma przyjaciół na całym świecie. Królowie z IRA mogą wykorzystać ją jako kartę przetargową.
- Albo ludzie Popa... w końcu go zabiliśmy. Już raz się na nas zemścił. Może jego ludzie nie kupili picu z podłożoną bronią i tym, że to Clay. W końcu staruszek wciąż zipie za kratami – dodał ponuro Tig. Ta wyliczanka powodowała, że żołądek Ortiza zawiązywał się w coraz ciaśniejszy supełek.
- Więc nie siedźmy tak, tylko szukajmy dzieciaka, do jasnej cholery. – W drzwiach stanął Chibs. To właśnie szkot zarządził poszukiwania Eddy. Razem z nim stał Bobby i kilku świeżaków. Wkrótce wszyscy wyruszyli na poszukiwania Eddy. Gdyby o tym wiedziała pewnie zrobiłoby się barmance głupio. Ona jednak miała zupełnie inne rzeczy na głowie.
- Pozdrowienia od pana Tarrenca. – No tak. Rex. Mogła się spodziewać, że prędzej, czy później ją dopadnie. Biorąc pod uwagę swoje położenie, postanowiła zagryźć długi jęzor i oszczędzić sobie kolejnych razów. Olbrzym wytargał dziewczynę na środek pokoju, wciąż trzymając jej gardło w silnym uścisku. – Powiem ci jak teraz będzie. Wsiądziesz ze mną do samochodu i pojedziemy na małą przejażdżkę.
- Zabierzesz mnie na piknik? – zdołała wycharczeć przez ściśnięte gardło. Szybko zorientowała się, jak głupi był to pomysł. Obolała krtań odmawiała posłuszeństwa, a mężczyzna ścisnął ją jeszcze mocniej, ukazując bialutkie zęby w bardzo irytującym jak na tą okazję uśmieszku.
- Coś w tym rodzaju.
Nie wiedziała ani jak długo, ani gdzie jechali. Leżąc w bagażniku niewiele mogła zobaczyć. Pierdolony recepcjonista. Sprzedał ją za kilka dolców. Znając Rexa, czekała ją teraz długa i powolna śmierć. Eddy w jakiś dziwny sposób pogodziła się z losem. Nigdy nie bała się bólu. Można powiedzieć, że nawet go szukała. Taką czy inną drogą. A mimo to, sama myśl, że to Rex będzie miał możliwość zabicia jej, stawała Eddy ością w gardle.
Chibs i Rat rozjechali się na motorach, by przeczesać Wahewa. Unser z Gemmą, znając ten teren, również. Juice razem z Bobbym szukali w całym Charming. Juice miał ciągły podgląd na mieszkanie i klub w telefonie. Tara, na zlecenie Ortiza, obdzwaniała szpitale, pilnując ustawionych na laptopie dziwnych programów, które miałyby namierzyć jakąkolwiek aktywność Eddy.
Chucky próbował wypytać ludzi na mieście. Tig początkowo jeździł z księgowym, ale uznawszy, że to nie ma sensu, pojechał na pustynię. Tam, gdzie pozbyli się Popa. Liczył, że znajdzie tam jakiś ślad.
Jax i Nero pojechali do klubu, żeby porozmawiać z Lylą. Może ona wiedziała coś na temat Eddy, czego nie mogli wiedzieć chłopcy, w końcu się przyjaźniły.
- Ta mała mocno leży ci na sercu, co? – Padilla spojrzał na Jaxa w lusterku, prowadząc swojego wściekle błękitnego, kompletnie stereotypowego latynoskiego dodge'a w stronę agencji. Teller, rozwalony na siedzeniu pasażera, naciągnął daszek baseballówki głębiej na oczy.
- Eddy to dziewczyna mojego brata. A w dodatku, jest moją przyjaciółką. Dużo zrobiła dla klubu.
- I dla ciebie. – Nero nie ustępował. Widział, że Jackson jest bardziej zainteresowany poszukiwaniami barmanki z powodów prywatnych, aniżeli innych.
- Tak, dla mnie też. Dzięki niej utrzymałem klub w całości. Ona mnie naprowadziła na to, co chcę zrobić teraz.
- To przez nią postanowiłeś nie odchodzić, tak jak się umawialiśmy?
- Nero, Eddy po prostu umocniła mnie w tym, co zawsze wiedziałem. Że ten klub to moje dziedzictwo. To moje zadanie, na moją kadencję, żeby wyprowadzić nas z gówna, w które wplątał nas Clay. To dzięki Eddy nie popełniłem głupstwa, kiedy Juice zalazł mi za skórę. Jestem jej to winny – wyjaśnił Jax, drapiąc kilkudniowy zarost. Rękawy dżinsowej koszuli wciąż spadały Prezesowi na nadgarstki, więc nerwowym gestem raz za razem je podwijał, ukazując tatuaże na ramionach. Nero nie skomentował tego, co Teller mu powiedział. Skinął głową, najwyraźniej mając swoje zdanie na ten temat.
- Wierzysz, że uda ci się odjeść od narkotyków i przejść na legal?
- Bardzo.
- Chcę to zobaczyć. – Stwierdzenie Nero mogło zabrzmieć zgryźliwie. Zorientował się, gdy zobaczył wyraz twarzy Jaxa. – Nie, nie, mano. To nie tak. Naprawdę chcę zobaczyć, jak tego dokonujesz. Będę obok i ci pomogę.
- Dzięki, stary. – Teller uśmiechnął się, odpalając papierosa. Dotarli do Diosy, by porozmawiać z Lylą. Blondynka wydawała się bardzo poruszona informacją o zaginięciu przyjaciółki. Niestety, nie mogła wiele powiedzieć chłopakom.
- Eddy nie ucieka po to, by ją znaleźć. Jeśli zniknęła, to dlatego, że chce zapaść się pod ziemię, a nie po to, by zwracać na siebie uwagę. Albo wsiadła w samolot i gdzieś wyleciała, albo pojechała na wschód. Na południu Kali nie ma czego szukać przez Rexa, a wy skierowaliście go na północ. Nie ryzykowałaby. – Lyla odgarnęła blond włosy, próbując wymyślić jakiś kierunek. Może wróciła do matki? Nie, no nigdy. W tym momencie zadzwonił telefon Jaxa. Tara.
- W żadnym szpitalu nic nie wiedzą. Nawet nie wiem, czy ona naprawdę nazywa się Michelle przecież, ale...
- No – pospieszył ją mąż, ściskając telefon z niecierpliwością.
- To ustrojstwo, które zostawił Ortiz. Jakoś pika.
- Jadę do ciebie. – Miał zamiar pożegnać się z Lylą, ale ona już siedziała w samochodzie. Prezes wzniósł oczy do nieba, wykręcają numer Juica. Bez niego nie opanują programu szpiegowskiego.
- Te, Bond, jedziemy do Tary. Twoje czary-mary działają.
Następne godziny, a nawet może dni pamiętała jak przez mgłę. Dojechali do lasu, by dotrzeć do jakiejś zapadłej stodoły. Tam czekało na nią krzesełko. One man show, przemknęło przez myśl, gdy olbrzym sadzał ją na nim. Z cienia wyszedł Rex. Patrzył na nią jak wilk na owcę.
- Tęskniłaś? – szarmanckie pytanie nie wymagało odpowiedzi. Eddy i tak była zakneblowana. Posłała mu jedynie spojrzenie, mówiące o głębokości i namiętności jej uczuć. Szczególnie nienawiści.
Rex bił długo i z perwersyjną niemal przyjemnością. Twarz Eddy, ledwo zagojona po ataku w mieszkaniu w Charming, znów pokryła się rozcięciami i guzami. Krew, zalewająca jej oczy, przesłaniała widok. Lała się do nosa, a knebel w ustach powodował duszące ataki kaszlu. No jasne, zejdzie udławiona własną krwią i nasączonym nią kawałkiem szmaty w ustach.
- Wiesz, tak się zastanawiałem, czemu zrobiłaś to, co zrobiłaś. Przecież byłem dla ciebie dobry. Miałaś wszystko, czego kobieta mogłaby chcieć. Kasę, dom, limuzynę, pierdolone Louboutiny i inne szmaty od projektantów. Miałaś góry koki i sterty dolców. A mimo to, postanowiłaś mnie zdradzić.
- Dziwki takie są. – Podsunął człowiek Rexa, siadając na stogu siana nieopodal.
- Tak. Dziwki takie są. Nie wiem, co myślałem, gdy zabierałem cię z tego kasyna. Raz kurwa, na zawsze kurwa. Nie mogłaś dostosować się do moich zasad, a przecież, gdybyś się do nich stosowała, wszystko wyglądałoby inaczej.
- Jakby cię słuchała, szefie, wszystko byłoby cacy. Ja słucham. I mnie nie bijesz.
- No właśnie. Widzisz? I jego nie muszę bić. A ty? Nigdy się nie nauczyłaś swoich lekcji. - Wkrótce kastet na dłoni przestał wystarczać panu Tarrancowi. Nie sposób przytoczyć wszystkie zabawki, którymi się posługiwał. Bez wątpliwości pozostaje jednak, że Rex zamierzał zamęczyć Eddy na śmierć.
Zebranie w szpitalu z pewnością wzbudziło poruszenie wśród pacjentów i pracowników. Dwie ciemnoskóre pielęgniarki przestały sortowanie leków na obchód i razem z chłopaczkiem ze złamaną nogą przyglądali się jak grupa mężczyzn w kamizelkach z logo Żniwiarza, blond gwiazdka porno w skąpej, różowej, bandażowej sukience, a za nimi księgowy z drewnianymi dłońmi szturmem brali korytarz. Cały ten niecodzienny pochód, zamknięty przez czarną od stóp do głów Gemmę i Nero wpadł do gabinetu pani doktor Knowles-Teller.
Juice bez słowa dopadł laptopa, klikając w klawiaturę jak natchniony. Jax objął Tarę, sprawdzając jak się czuje. Byli zgodnym małżeństwem, a przynajmniej takim wydawali się być. Teller jednak zerkał niecierpliwie na brata, który wciąż coś majstrował przy komputerze. Nie był jedyny. Cała reszta niecierpliwiła się równie mocno.
- Masz coś? – wypalił Tig, odpalając papierosa. Szybko porzucił ten pomysł pod naporem karcącego wzroku Tary.
- Mam. Zarejestrowałem aktywność GPS i chyba ostatnie logowanie do sieci z telefonu Eddy.
- Po ludzku? – poprosił Chibs swoim ciężkim, szkockim akcentem, który wraz ze zdenerwowaniem stawał się jeszcze mniej zrozumiały.
- Jedziemy. – Juice był skupiony i poważny jak rzadko kiedy. Cała ekipa podziękowała Tarze za pomoc. Lyla zaoferowała się, by pomóc Gemmie w klubie, więc została. Nero wyszedł razem z resztą. Już przed szpitalem, nim wsiedli na Harleye, Ortiz zatrzymał Jaxa, by porozmawiać. Prezes nie wydawał się szczęśliwy z tego powodu. Chciał już jechać. Chciał już coś zrobić. Cokolwiek. Bezczynność go wykończała.
- Nie mamy czasu, chodź.
- To zajmie tylko chwilę – zapowiedział. Widząc pytającą minę Prezesa, wyłuszczył sprawę:
- Eddy to moja kobieta – powiedział z naciskiem na przedostatnie słowo. Jax wyglądał, jakby miał wypalić coś o oczywistości, ale Juice nie dał dojść mu do słowa. – Wiem, jak blisko z nią jesteś. Widzę, że zależy ci na niej. Masz Tarę. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Nie jestem głupi i wiem, że i ona ma do ciebie słabość. A ja nie jestem tak głupi, za jakiego mnie masz. Przeżyłem Tiga. Nigdy więcej. Nie odpuszczę jej.
- Więc wsiadaj na motor i ją znajdź – warknął Jax, zakładając na głowę kask. Nim jednak wsiadł na swojego harleya, dodał, chociaż przychodziło mu to niełatwo:
- Łapię, stary. Rączki przy sobie. Ale teraz musimy ją znaleźć, to chyba najważniejsze? – To pytanie nie potrzebowało odpowiedzi. Oczywiście, że tak. Klub już pojechał, więc Ortiz i Prezes wskoczyli na motory, by po męskim wyjaśnieniu sprawy wziąć się za poszukiwania. Z każdą sekundą mieli co raz mniej czasu.
Gdy traciła przytomność, budził ją potworny ból soli posypywanej na rany. Nie miała siły ani błagać, ani płakać. Zresztą, do błagania nigdy by się nie zniżyła. Była wypaczona ze wszystkich uczuć. Marzyła tylko, by w końcu wyzionąć ducha. Gdy po kilku dniach jej poranione ciało zostało uwolnione i wywleczone na zewnątrz, czuła, że to już niedługo. Światło słoneczne oślepiło jej oczy, a na twarzy zabłąkało się coś na kształt uśmiechu.
- Jak zamierzasz to zrobić, szefie? Kulka? – spytał olbrzym, pociągając łyka wody z litrowej butelki. Spierzchnięte usta Eddy automatycznie rozchyliły się, jakby błagając o choćby kroplę. Kat jednak uniósł jedynie kąciki warg w tym swoim uśmieszku.
- A skąd. To by było zbyt proste. Prawda, moja piękna? – ujął podbródek Eddy dłonią i spojrzał jej w oczy. W jego spojrzeniu nie było człowieczych uczuć. Zamierzał zabić ją tak, jak zasłużyła. Jak zdrajczynię. Ciosy, spadające na jej ciało powaliły Eddy na ziemię bardzo szybko. Wycieńczona wielodniowymi torturami dziewczyna nie miała siły na opór. Opadła na ziemię, na dobre tracąc kontakt z rzeczywistością. Czuła, że leci w dół. Spada. A na dole nie czeka nikt, by ją złapać.
- Niech sczeźnie. Dziwka. – usłyszała oddalający się głos Rexa. Prawdopodobnie napluł na nią, gdy traciła przytomność. To już nie miało znaczenia. Nie przeleciało jej przed oczami całe życie. Przez chwilę oczami wyobraźni widziała tamtą noc, gdy poznała Ortiza. Jego ciemne oczy, wpatrujące się w nią z dziwną niewinnością i uśmiech, który zawsze poprawiał jej nastrój. Do zobaczenia po drugiej stronie, słońce... Nie czuła strachu. Czuła tylko ten upadek. Czy tak wygląda wieczność? Wieczne spadanie? Czarna przepaść bez końca? Może gdyby za życia była wierząca?
Siema!
OdpowiedzUsuń>Podoba mi się, że niby trzecia osoba, ale bardziej jakby ta trzecia osoba była przy Eddy cały czas, zniknęła na kilka miejsc.
>Trochę tu było Chibsa. Mimo tego, jak się wściekał na dziewczynę, to był jedną z pierwszych osób do szukania jej.
>Motyw porwania dziewczyny, która jakoś jest związana z klubem jest fajna. Aby kiedyś nie było nieporozumień, chciałabym teraz napisać, że podobny motyw zastosowałam i ja. Jednak łączy się tylko to, że zabrali dziewczynę. Tyle. Nie wiem czy kiedyś będę publikować tamto opowiadanie, ale na wszelki wypadek, chcę to napisać teraz.
>Można się było domyślić, że to właśnie jej były. Nieprzyjemniej. Wydaje mi się, że wcześniej czy później i tak by ją dorwał.
>Nero! Uwielbiam gościa. Dobry, że tak to nazwę, spowiednik. Choć jak widać nie za bardzo Jax chciał się mu zwierzyć. Nie, to nie dobrze :/ Ale do tego co powiedział, dojdę zaraz ;) Jednak cieszy mnie to, że chce go wesprzeć w wyjściu z handlu narkotykami. Sam był gangsterem, jego żona brała podczas ciąży, urodziła niepełnosprawnego chłopca. Coś ich łączy prócz Gemmy.
> Mistrz tekstów znów się w Tobie odezwał :') Mam tu na myśli "- Te, Bond, jedziemy do Tary. Twoje czary-mary działają."
>W sumie to dobrze (kurna, jak to brzmi xD), że Jax wybaczył Juiceowi. Choć to nie koniec, nie traktuje go tak ostro jak w serialu.
>Ten pomagier Rexa jest wkurwiający. Tego inaczej nazwać się nie da. Te tekściki >.< Kurna, co to teleturniej? Kto bardziej mu pomoże w przygadaniu?
>Wyobrażam sobie jak synowie, Layla, Gemma i Nero idą w takim slowmotion i ich włosy rozwiewa wiatr xD Piękne!
>No a teraz chyba będzie puenta mojego komentarza. Choć nie, najbardziej wyczekiwany przeze mnie moment w komentowaniu. Czyli! Te poszukiwania dziewczyny chyba nie do końca niby są. Nazwałabym to bardziej poszukiwaniem odpowiedzi, czy Jax coś do niej jednak ma/czuje? Skoro nawet Nero to zauważył, to coś musi być na rzeczy. Takie rzeczy robi się dla najlepszych przyjaciół a nie zwykłych. Ale jednak wątpię, aby uczucia Jacksona względem Ed były jak do najlepszego przyjaciela.
>Juice zachował się odpowiednio. Pokazał mu gdzie są granice. Czuje się zazdrosny, tak jak kochający facet. Fajnie. Jednak to pokazuje, że coś Jaxa ciągnie do niej. Zakochany facet ma taki dziwny instynkt, że wie kiedy pokazać swoje kły.
>No i końcówka, która zachęca do czekania z niecierpliwością. Musieli nieźle ją zlać, skoro "odpływała"... i chyba tyle tu mogę dodać...
No to do kolejnego :D
Swoją drogą zapraszam do mnie :)
Witaj. Miło, że wpadłaś ;)
UsuńRzeczywiście chciałam wprowadzić odrobinę więcej Chibsa. Głównie ze względu na to, żeby pokazać to, co zauważyłaś. Że szukał Eddy, pomimo niesnasek.
I tak, mąż był do przewidzenia. Aczkolwiek, jak zobaczysz później, jest to wszystko potrzebne w kilku aspektach, żeby zamknąć pewien rozdział znów. Dokończyć niedokończone sprawy.
Oczywiście, Nero jest pozytywną, mądrą i zrównoważoną postacią. Taki wyznacznik przyzwoitości. To Ty mnie zainspirowałaś do napisania rozmowy między nim, a Jaxem.
Haha, a dziękuję bardzo. Cieszę się, że moje teksty Ci się podobają ;)
Taki miał być pan Piącha-pomagier. Takie towarzystwo otaczało Eddy, kiedy żyła z Rexem na południu Kali.
Hahaha, tym wyobrażeniem o slow motion mnie rozwaliłaś. Ale tak, mogło to tak właśnie wyglądać ;P
Bardzo mądrze rozumujesz w tym podsumowaniu. Chciałam, żeby to opowiadanie było czymś więcej niż tylko przekazaniem historii, która zrodziła mi się w głowie. I dzięki temu, że wyczytałaś między wierszami znaczenie poszukiwań uznam za komplement ;D.
Facet musi czasem być facetem. I chociaż Juice czasem może zachowywać się jak dziecko, to nie można zapominać o jego dozgonnej lojalności. Także wobec ukochanej kobiety.
Końcówka jest, wiem o tym doskonale, typowym cliff hungerem, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby was trochę powkurzać. Czasem muszę.
Pozdrawiam ;)
Przede wszystkim muszę pochwalić cię za klimat. Cały rozdział czytałam w napięciu, ze wstrzymanym oddechem (mało możliwe, ale tak właśnie się czułam xd).
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że jednak będzie to jej były mąż, ale jednak zdziwko było. Szybko ją dorwał, skubany. Niezmiernie podobał mi się ten pościg za Eddy :D Pokazałas, że naprawdę wiele znaczy dla klubu i są w stanie zrobić dla niej wszystko. A rozmowa Juice'a z Jaxem to mistrzostwo... nawet sam Juice przyznał na głos, że między Eddy a Jaxem coś jest na rzeczy. Wydaje mi się jednak, że ani jedno, ani drugie nie umiałoby tych uczuć sprecyzować, ale niewątpliwie zależy im na sobie.
Końcówka jest dobrym zakończeniem rozdziału, choć nienawidzę kończenia w takich momentach... trzeba tyle sie naczekać, żeby wiedzieć, co się stało, eh.
A dziękuję bardzo. Ale polecam jednak oddychać, bo możesz ucierpieć z niedotlenienia, czy coś, a tego chyba bym nie przeżyła ;O
UsuńFaktem jest, że Rex od początku był pokazany jako ktoś, kto nie zostawia rozpoczętych spraw. Wcześniej czy później musiał ją znaleźć.
O takie pokazanie znaczenia Eddy dla klubu mi chodziło. Zwłaszcza, że ona sama miała wrażenie, jakby się im narzucała swoją osobą. Natomiast SAMCRO pokazało, że wcale tak nie jest. Jest ICH.
Owszem, między Eddy i Juicem jest coś na rzeczy, chociaż z pewnością jest to niesprecyzowane. I starałam się przy tej rozmowie, więc bardzo dziękuję za ciepłe słowa.
Jakoś wytrzymasz do soboty, na pewno nie będzie tak trudno ;P
Pozdrawiam
Człowiek sobie spokojnie popija barszcz, czyta dalsze losy Eddy i takie smutne sceny mu rzucasz :P A wstyd!
OdpowiedzUsuńW sumie to myślałam, że nasza księżniczka dostanie od motocyklistów wolną rękę w kwestii życia. Że zbiorowo stwierdzą, że miała prawo do buntu... A tu co? Odbijanie pełną parą! W zasadzie bardzo szybko stwierdzili, że Eddy coś się dzieje... O Ile u Ortiza byłabym w stanie to przyjąć, bo facet, więź emocjonalna, przeczucie, tak tutaj ta zbiorowa histeria trochę mnie rozbawiła. No bo... Czy oni wszyscy nie są trochę jak koty, chodzące własnymi ścieżkami?
Anyway. Ratujemy ją!
Trochę mi zabrakło w tym wszystkim odczuć Eddy. Tzn. hm... Okej. Nie miała siły płakać, nie zniżyłaby się do błagania... Ale jednak podłamać by się trochę mogła :P Bo to już nie jest napad, ani próba gwałtu. Tu adrenalina miała miliard okazji, żeby opaść i pozwolić działać instynktom. A instynkt początkowo powinien był rwać się do działania i ucieczki. Zabrakło momentu między szamotaniną a wypraniem. Candle! Odczuwam niedosyt!
Za to konfrotnacja Juice vs Jax. Idealna! Bez zbędnego gadania, bez użycia pięści. Załatwiamy co trzeba i do roboty! Taak!
Tig... Tig... No cóż, jako szukającego w piaskownicy go przeżyję, ale mam cichą nadzieję, że kolejny rozdział da mu trochę więcej.
Weny ;)
Ach wybacz, wybacz. Nie chciałam Ci popsuć smaku barszczyku ;P
UsuńMoże źle to opisałam, trochę zbyt chaotycznie, ale boję się przynudzać. Fakt faktem chodziło mi o to, że okoliczności w jakich zniknęła i zagrożenie, które jakby nie było wisi nad nią z wielu kątów sprawiło, że się wzięli za szukanie.
Nad odczuciami Eddy też się sama zastanawiałam. To znaczy, no starałam się postawić w jej sytuacji. Ale wydaje mi się, że oceniła swoje położenie na beznadziejne - po raz pierwszy ever i stąd takie, a nie inne reakcje. Ale tak, masz rację, przez to, że chciałam ją "dobić" pominęłam pewną część. Mea culpa
A dziękuję za komplement. Zawsze podziwiałam mężczyzn za łatwość załatwiania takich spraw. To znaczy, albo po ryju i dawaj na piwo, albo jedno-dwa zdania i koniec tematu. A my to mogłybyśmy się rozwodzić nad jedną sprzeczką rok xD. (staram się nad tym pracować, aleee, no własnie. Ale, zawsze "ale")
Zapewniam Cię, że przy odrobinie cierpliwości Tig wyjdzie na pierwszy plan. Takie jest jego przeznaczenie. W tej czy innej roli, nigdy o nim nie zapominam ;>
Pozdrawiam ;*