One, two, three and four
The devil's knocking at your door
Caught in the eye of a dead man's lie
Start your life with your head held high
Now you're on your knees
With your head hung low
Big man tells you where to go
Don't do a goddamn thing they say
Oh, Lord, heaven knows
We belong way down below
Eddy od dawna wiedziała, że klub ma kryjówkę w lesie. To tam Opie i Lyla spędzali swój miesiąc miodowy. Tam też oddał życie Piney. Myśl o zmarłych tak tragicznie Synach wciąż tkwiła zadrą w sercu barmanki. Jadąc w stronę Oakland myślała o przyjacielu. Chociaż te wspomnienia bolały, Eddy była przekonana, że tylko w ten sposób Opie pozostanie żywy w jej sercu, więc rozkoszowała się piekącym bólem wspomnienia, skręcając w leśną drogę. Nie wiedziała po co ma przyjechać do chatki, ale sms, którego otrzymała godzinę wcześniej wydawał się dosyć naglący. Wyrwała się od obowiązków i ruszyła w drogę. Nie chciała zastanawiać się, dlaczego akurat ją wezwali. Może była najmniej istotnym ogniwem, kiedy nadchodziło niebezpieczeństwo? A może akurat kartel i cała reszta serdecznych fanów SAMCRO jej nie znała? Nie. Nie ma sensu o tym myśleć. Trzeba jechać i pomóc chłopakom.
Sama chatka była, no cóż, dokładnie taka, jakiej można by się spodziewać. Domek z pali na totalnym odludziu był tak niepozorny, że nikt zapewne nawet nie wpadłby na szukanie tu SAMCRO. Ilość harleyów, zaparkowanych obok zdradzała jednak, że w środku wykolejeńców znajdowało się całkiem dużo. Był też duży wóz na podjeździe. Wyglądał znajomo. Czyżby Nero Padilla miał tu schadzkę z chłopakami? Eddy zaparkowała obok, gramoląc się ze swojego cadlillaca wprost w kałużę. A przecież nie padało. Dotarłszy do werandy, Eddy zorientowała się, że zostawia ślady z kałuży. Czerwone. Słodki Jezu.
- Co tu się stało? – zażądała wyjaśnień, gdy tylko Trager otworzył jej drzwi. Przezorny gangster, trzymał na podorędziu glocka. Nie umknęło to uwadze barmanki, a cała sytuacja coraz mniej się jej podobała. W środku zastała rzeczywiście Padillę, który wyglądał na roztrzęsionego oraz całą resztę znanych twarzy. Spojrzała wyczekująco na Tiga, zakładając ręce na biodra. Mężczyzna wyglądał, jakby się wahał. Szukał aprobaty Prezesa, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Nero przestał uparcie wpatrywać się w drewnianą posadzkę i uniósł głowę, dla odmiany patrząc pustym wzrokiem za oko.
- Ten dzieciak, który wystrzelał klasę... To był syn kobiety mojego kuzyna. Nie byli po ślubie, więc nie miał do niego praw, ale traktował go jak syna. Dziewczyna jest wrakiem. Musieliśmy ją tu zabrać, bo zaczęła wpadać w paranoję. Mogła nam wszystkim zaszkodzić.
- Porwaliście kobietę? – szepnęła z przerażeniem Eddy. Nie mogła uwierzyć, że klub posunął się do tak ryzykownego działania. Zresztą, nigdy przecież nie krzywdzili kobiet.
- Jest na strasznym haju. I jest w rozsypce. – Dorzucił Trager.
- No ciekawe, dlaczego...
- Eddy – uspokajający szept Chibsa dał dziewczynie do zrozumienia, że to nie najlepszy moment na jej ironię. Mężczyzna opierał się o komodę z rękami skrzyżowanymi na piersi. Minę miał posępną i wydawał się bardzo zamyślony.
- Darvany... ona... wpadła w histerię. Myśli, że chcemy ją zabić, żeby uciszyć – kontynuował nieobecnym tonem Padilla. – Wzięła nas na muszkę i próbowała uciec. Mój kuzyn na początku próbował ją uspokoić, ale w końcu lojalność wobec swojej amar* wygrała. Chciał jej pomóc. Prawie uciekli. Musiałem interweniować. Zastrzeliłem go. – Zakończenie historii miało nie mieć happy endu. Barmanka próbowała odnaleźć się jakoś w tej sytuacji. Jednak zbyt dużo się wydarzyło, by tak po prostu to wszytko ogarnąć rozumowo. Chciała powiedzieć, że jej przykro. Chciała powiedzieć, że to nie wina Nero. Chciała zapewnić go, że to było słuszne, ale jakoś słowa nie składały się w zdania. Jak zwykle zirytowana własną nieporadnością w takich sytuacjach, Eddy ścisnęła ramię Padilli, z całych sił próbując przekazać mu swoje kondolencje. Z tej niezręcznej sytuacji wyratował ją Jax, wyciągając do niewielkiego aneksu kuchennego. Miał ściągniętą twarz i wydawał się napięty do granic możliwości. Młody Teller na polowaniu.
- Musisz coś dla mnie zrobić. – Zaczął bez zbędnych wstępów. Przyglądając się zimnym jak stal oczom przyjaciela, Eddy zastanawiała się, kim w tym momencie jest. Musiała zdusić ochotę złapania go za uszy i wytargania za nie, by wrócił mu zdrowy rozsądek. Zamiast tego, zagryzła policzek od środka, stwierdzając bez przekonania:
- Już mi się to nie podoba.
- Tam w środku jest kobieta. Musisz przypilnować, by Juice wywiązał się ze swojego zadania i później ogłosić alarm – Widząc kompletnie niezrozumiałą minę przyjaciółki, Jax wprowadził ją do pachnącej drewnem sypialni, szepnąwszy do ucha:
- Zrozumiesz po wszystkim. Dziękuję
Nim Eddy zdążyła sformułować pytanie, dowiedzieć się czegokolwiek, odmienionego Prezesa już nie było. Był za to Juice, wpatrujący się w okno. Wydawał się nie zauważać obecności Eddy.
Na łóżku na przeciwko leżała dziewczyna, która wywołała tyle zachodu. Była przywiązana do drewnianych ram, jak w jakiejś groteskowej fantazji seksualnej. W ustach miała knebel i wyglądała na całkowicie przerażoną. Eddy usiadła obok więźniarki, odgarniając z jej spoconego czoła posklejane, platynowe kosmyki postrzępionych włosów. Blada twarz, przerażenie w oczach i rozmazane resztki makijażu. Zbyt wiele razy Eddy widziała ten widok w lustrze, by nie czuć się poruszona.
- Darvany, nie bój się. Jestem Eddy. Wszystko będzie dobrze, wiesz? To, co zrobiłaś było niemądre, ale już nikt cię nie skrzywdzi. – Głos barmanki nigdy nie był równie łagodny. Pogładziła Darvany po twarzy, wyobrażając sobie jak potwornie musi się czuć. Straciła syna lecz nim to się stało ten zastrzelił bogu ducha winne dzieci i nauczycieli. A to wszystko dlatego, że jej facet trzymał w domu broń. KG-9, którymi z lubością handlowało SAMCRO. Musiała się straszliwie obwiniać. Nic dziwnego, że stare postanowienie o trzeźwości rozbiło się z takim hukiem o ziemię. - To wszystko już się kończy. Tutaj.
- Nie powinno cię tu być. To nie twój bajzel. – Odezwał się niespodziewanie Ortiz, odwracając się w stronę kobiet. Eddy spojrzała na niego spod uniesionych brwi, jakby pytała „serio?”.
- Przypominam, że trochę jednak mój – Uniosła w górę dłoń, prezentujac dłoń, przyozdobioną pierścionkiem – od teraz każdy twój bajzel jest mój. Sama się na to pisałam.
- Chyba nie do końca wiesz na co. To może cię przerosnąć.
- Masz mnie za cipkę? Błagam – Blondynka przewróciła oczami, spoglądając ponownie na Darvany. Chociaż była przerażona, świadomość załamanej matki wciąż daleka była od rzeczywistości. Narkotyki, ładowane pieczołowicie w siebie od kilku dni nie odpuszczały tak łatwo. - Ta kobieta przeszła piekło. Należy jej się w końcu odpoczynek. Daj to.
Eddy wyciągnęła rękę, biorąc od narzeczonego woreczek z białym proszkiem. Rozejrzała się dookoła i sięgnęła po łyżeczkę, leżącą przy kubku z już dawno zimną herbatą. Profesjonalnie przygotowawszy cały rytuał, zażądała zapalniczki. Ortiz podał ukochanej srebrne zippo, z niemrawą miną obserwując z jaką wprawą przygotowuje działkę heroiny. Odpakował czystą strzykawkę, nabierając roztworu do środka. Wyczuwając zawisłe w milczeniu pytanie, Eddy wzruszyła ramionami, przytrzymując ramię Darvany, która nie zamierzała leżeć spokojnie.
- Mam bogatą przeszłość, skarbie. – Nie drążył tematu dalej, wstrzyknął działkę w ciało i tak naćpanej matki i kazał Eddy odejść. Próbowała oponować, ale Ortiz spojrzał na nią z błyskiem stanowczości w oku:
- Zostaw mnie. To moje zadanie. Odejdź – zażądał. Eddy wyszła do łazienki, przyległej do pokoju. Zapaliła papierosa, czekając na swoją rolę w przedstawieniu. Już rozumiała. I była wściekła. Jax z całą pewnością obiecał Nero, że Darvany nic się nie stanie. I wykorzystał Eddy jako alibi dla siebie i Juica. Miała zacząć krzyczeć i lamentować, że dziewczyna przećpała. Oszukiwanie przyjaciela to kolejna z cech, których wcześniej nie zaobserwowała u Jaxa. Coraz bardziej Eddy wyczuwała pod skórą narastającego potworka, złożonego z wątpliwości i niepewności.
Gdy wróciła do pokoju, zastała Ortiza, siedzącego na łóżku z poduszką na kolanach. Obok leżała martwa Darvany. Musiał ją udusić. Dziewczyna nie potrafiła wyczytać nic z twarzy narzeczonego, ale sposób, w jaki objął jej biodra, wtulając twarz w odsłonięty w przykrótkim podkoszulku brzuch, upewnił Eddy, że Juice nie czuje się najlepiej.
- Wróciłem do klubu. To moja pokuta. Znów będę częścią... Znów będę czysty.
- Tak – dłonie Eddy rozmasowały napięte do bólu ramiona mężczyzny. – Oczyściłeś się. Chodźmy.
Z niechęcią odegrała swoją część przedstawienia. Zadbała o drżące dłonie, przyspieszony oddech i smutną minę, gdy przekazywała smutną wiadomość członkom klubu. I wcale nie musiała udawać, że serce łamie jej się na widok rozpaczy Nero. Show must go on...
- Tara jest w ciąży! – Wejście Jaxa z taką nowiną na ustach spowodowała wybuch radości. Uściskom i gratulacjom nie było końca. I chociaż Eddy szczerze cieszyła się szczęściem Jacksona, wydawało jej się to wyjątkowo podejrzane. Przecież jeszcze niedawno Tara opowiadała o tym, że chce uciec. Jax objął przyjaciółkę, szeptając jej do ucha.
- Teraz już wszystko będzie dobrze. Czuję to, Eddy. Znów będzie dobrze. – W obliczu szczęścia Prezesa, Eddy nie potrafiła psuć nastroju. Poza tym, przecież Tara to kobieta. A wiadomo, kobieta zmienną jest. Być może po tym, co stało się z Teller-Morrow, postanowiła zostać przy swoim mężczyźnie. Każdy inaczej reaguje na takie zdarzenia. Widząc, że Jax serdecznie uścisnął dłoń Juica, barmanka nie mogła nie dać wciągnąć się w wir pozytywnego myślenia. Chociaż zepchnęła wątpliwość w tył głowy, ta miała ją uwierać jak kamyk w bucie jeszcze przez długi czas.
Ale to miał nie być koniec rewelacji. Wkrótce telefon Prezesa zawibrował na stole, a rozmowa najwyraźniej była w poważnym tonie, gdyż Jax ściągnął jasne brwi, kręcąc głową. Rzucił do słuchawki krótkie: „jedziemy” i pospieszył braci, by wsiadali na motory. Eddy pociągnęła Tellera za ramię, nie pozwalając mu odejść. Chciała wiedzieć. Miała dosyć bycia w ciemności.
- Moja matka dzwoniła. Jedziemy do Diosy. Ktoś skrzywdził Lylę.
- Jadę z wami.
- Ale... – Jax próbował oponować. Powiedzieć coś o tym, że może być bezpiecznie, ale Juice klepnął go w ramię, kręcąc głową, jakby mówił: nie ma sensu, stary. Tak więc całe SAMCRO, wraz z Eddy na doczepkę, ruszyli.
Dotarli do Diosa Norte, agencji eskort Nero Padilli w ciągu kwadransa. Na miejscu rzeczywiście zastali Gemmę, która próbowała chaotycznie wyjaśnić, co się stało. Lyla była istnym wrakiem. Krzyczała i płakała jak opętana. Przytuliła się do zszokowanego Jaxa, błagając o Opiego. Teller próbował w tym chaosie wywnioskować, co się stało.
- Chodź, chodź, kochanie, do mnie. – Eddy złapała koc, leżący na kanapie i owinęła nim okaleczoną dziewczynę. Odprowadziła ją do pustego, cichego pokoju, by tam mogła się uspokoić, a jednocześnie, by nie robiła zamieszania. W drodze usłyszała rzeczowe wyjaśnienie Nero:
- Wzięły dodatkową pracę. Ona i Ima. U Irańczyków. Najwyraźniej Lyla nie wiedziała na co się pisze. – Z całą pewnością. Każdy pomysł Imy był tym z gatunku kiepskich. Filmowa partnerka Lyli zalazła za skórę wszystkim członkom SAMCRO. Miała to szczęście, że Eddy spotkała ją tylko raz i Bobby powstrzymał barmankę od rękoczynów. Ale spotkała się już z pięścią Jaxa i gipsem Tary. Próbowała rozbić związek Tellerów, a także Lyli i Opiego. Tym Eddy postanowiła zająć się później.
Usadziwszy Lylę na łóżku, usiadła obok, obejmując jej drobne ciało ramionami. Ucałowała jej włosy, starając się dodać przyjaciółce otuchy. Dziewczyna wyglądała jak siedem nieszczęść. Była poważnie pobita, chyba przypalana papierosami i wielokrotnie krzywdzona na sposoby, o których Eddy nie chciała nawet myśleć. Jedynym pocieszeniem było to, że już słyszała odjeżdżające harleye chłopców. Zrobią z tym porządek. Tego jednego mogła być pewna.
– Już po wszystkim. Jesteśmy tu dla ciebie, skarbie.
Lyla nie mówiła wiele. Głównie płakała, wtulona w piersi Eddy. Wkrótce do kobiet dołączyła Gemma. Przyniosła tabletkę i wodę. Po chwili przekonywania, Lyla przyjęła lek, by za chwilę zacząć zasypiać.
- Nie zostawiajcie mnie samej.
- Będziemy cały czas obok. – Obiecała Gemma, gładząc włosy dziewczyny. Eddy owinęła ją kocem, dając poturbowanej aktoreczce zasnąć i odpocząć od paskudnych wydarzeń dzisiejszego dnia.
- Rozszarpię ją. – warknęła Eddy w swój kufel z piwem, siedząc z Gem i Nero przy barze kwadrans później. Nie było trudnym domyślić się, że to własnie Ima wpadła na pomysł z Irańczykami. Wiedziała, że Lyla potrzebuje pieniędzy, więc wciągnęła ją w ten biznes, nie zważając na niebezpieczeństwo.
- Kogo? Imę? – Nero uśmiechnął się, widząc zadowoloną minę swojej partnerki i pokręcił głową.
- To nie będzie konieczne. Moja subtelna kobieta zajęła się daniem jej nauczki. Myślę, że przez jakiś czas nie będzie miała możliwości występowania przed kamerą. – jakby na zawołanie przez bar przemknęła jak strzała wściekła Ima. Miała rozkwaszony nos, który ukrywała pod zakrwawioną chusteczką. Rzuciła piorunujące spojrzenie trójce przy barze i warknęła:
- Szajbusy.
- Co mówisz, słoneczko? Twoja głupota cię zagłusza. – Gemma posłała jej jadowitego całusa, patrząc jak wzgardzona damulka wychodzi.
Nie minęła godzina, kiedy klub wrócił. Byli wzburzeni i zniesmaczeni, co biorąc pod uwagę ich występki nie było łatwym zadaniem. Z chaotycznej relacji chłopców, Eddy i jej towarzysze dowiedzieli się, że owi Irańczycy zajmowali się takim hardkorowym pornobiznesem na dosyć duża skalę. Gwałty, wszelkie perwersje, ledwie legalne akcje. Oczywiście, twierdzili, że ich aktorki o wszystkim doskonale wiedzą. Na ile jednak było to prawdą, poświadczyć mogły równie skrzywdzone, jak Lyla, dziewczyny. O gangsterach można było powiedzieć naprawdę dużo, ale nie to, że byli ślepi na krzywdy innych.
Wkrótce klub opuścił Diosę. Mieli jakiś swój „szajs do załatwienia”, jak wyjaśnili pokrótce. Gemma natomiast chciała porozmawiać z Tarą. Dziwnym było, jak te dwie kobiety potrafiły jednocześnie kochać się i nienawidzić. Od pewnego czasu to Gemma próbowała dotrzeć do Tary. Ta jednak wydawała się robić wszystko, by odciąć się od pani Morrow. Być może zadra z przeszłości, to, że Gemma wiedziała o planach Claya, to, że naraziła chłopców na bezpieczeństwo... być może to właśnie było powodem zdystansowania Tary. Niemniej jednak, Eddy pozostało przyglądać się temu z boku i sączyć piwo w towarzystwie Nero. Ustalono, że lepiej, jeśli barmanka zostanie i zajmie się Lylą.
- To szalone. – zauważył Nero. Widząc uniesione w niemym pytaniu brwi Eddy, kontynuował:
- Ten świat. Kamizelki, spluwy, ta ciągła pogoń... Jak ty się w tym odnajdujesz?
- Jakoś daję radę. – odpowiedziała – jestem już przyzwyczajona. Chyba nawet brakowałoby mi tego, gdybym teraz miała żyć bez tego szaleństwa. Ale ty powinieneś o tym wiedzieć. Sam miałe gang?
- Tak – niechętnie potwierdził Nero – ale nie lubię tak na to patrzeć. Jestem „w uśpieniu”. Nie pełnię żadnych funkcji w gangu. A poza tym, moi ludzie działali, no wiesz, lokalnie. Zajmują i zajmowali się od zawsze głównie ochroną. Żadnego wielkiego kalibru jak ci tam. – Tą wesołą pogawędkę przerwało pojawienie się Tragera. Eddy zauważyła już wcześniej, że Tiga nie było z całą resztą.
- Szukasz klubu? – spytał Nero. Obrócił się do gangstera na obrotowym krzesełku, a nieodzowny krzyżyk na klacie Latynosa zadyndał wesoło. Trager pokręcił jednak przecząco głową. Był w tym dziwnym stanie, w którym Eddy widziała go tylko dwa razy: gdy zabito Dawn, i gdy zobaczył ją samą po torturach Rexa.
- Lyla jest cała i zdrowa, Tiggy. Tak jakby. – dodała po chwili namysłu Eddy. Zeskoczywszy ze stołka barowego, ujęła Alexa pod ramię i zaprowadziła do pokoju, w którym spała gwiazdka. Prawdopodobnie to wyrzuty sumienia i lojalność wobec tak tragicznie zmarłego przyjaciela sprawiały, że Trager czuł się wyjątkowo odpowiedzialny za Lylę i dzieciaki.
- Widzisz? – szepnęła Eddy – dostała lekarstwa. Nic jej nie będzie. Chodź, napijesz się. – Cicho zamykając drzwi, gangster i barmanka wrócili do głównego holu. W tym czasie zdążyło pojawić się kilku gości, więc by nie przeszkadzać, przyjaciele wyszli na tył eksluzywnego burdelu. Siadając na schodkach tuż za metalowymi, trochę odrapanymi drzwiami, Tig wciąż milczał.
Eddy postanowiła go nie naciskać. Solidarnie milcząc, mogła się przyjrzeć okolicy. Dopiero od tyłu zauważyć można było, że jest to średnio ciekawa dzielnica. Betonowy plac, przystosowany na parking straszył przepełnionym kubłem na śmieci i jednym, zdezelowanym dodgem. Nieopodal stały zaparkowane samochody Nero i jego pracownic. Nawet promienie zachodzącego słońca nie były w stanie dodać powabu temu miejscu.
- Znów ją słyszałem – odezwał się nagle Tig – Ciągle ją słyszę. Jak krzyczy. A dziś... tam, w wytwórni... ten facet mnie sprowokował. Ja musiałem go uciszyć. Obrażał Dawney.
- Co zrobiłeś, Tiggy? – To nie było oskarżenie. Eddy naprawdę współczuła byłemu sierżantowi. Doceniała, że chciał z nią właśnie porozmawiać, dlatego pytała. Musiał wiedzieć, że go słucha w pełni. Że chce wiedzieć. Że chce znać tę historię.
- Jax kazał mi wypuścić Irańczyka, którego złapaliśmy. Jego brat i on dowodzili całą tą obrzydliwą... kurewską... Uff... – Wypuścił z ust powietrze, czując, że gubi wątek. – Chłopaki złapali młodszego do jednej z klatek, w której trzymali dziewczyny, żeby móc pogadać z bratem. Jak skończyli, Jax powiedział, żebym go wypuścił i zgarnął wszystkie materiały. Nie chcieliśmy, żeby którakolwiek z dziewczyn musiała być tak upokorzona. Kazałem mu spadać. Ale on zaczął wygadywać takie rzeczy... Nie mogłem inaczej. Utopiłem go w wannie... chyba. Niewiele pamiętam. Wiem, że wrzuciłem go do zatoki w tej cholernej klatce. Poszedł na dno. Dopiero to, jak ta cholerna klatka tonęła pamiętam wyraźnie. Co się ze mną dzieje? – Jasne oczy Tragera przestały wbijać się w nagrzany ostatnimi promieniami słońca beton. Znienacka spojrzał na Eddy tak błagalnie, jakby miała ona mieć odpowiedzi na jego pytania. A Eddy wiedziała tylko tyle, że Tig jest osobą jeszcze bardziej impulsywną od niej. Prawdopodobnie to wściekłość wyrwała mu te kilka luk w pamięci. Ale to jak był roztrzęsiony. To, że słyszał Dawn. Czy wyrzuty sumienia mogą być aż tak głośne?
- Tig, ja nie jestem lekarzem. Wiem tylko, że poniosłeś najstraszniejszą stratę, jaką człowiek mógł ponieść. Cały klub od dawna otrzymuje ciosy, ale to, co stało się z Dawn... to nie do opisania. Próbujesz sobie z tym poradzić. Świadomie i nieświadomie.
- Byłem kiepskim ojcem. – Zmienił temat.
- Nie wierzę.
- Naprawdę. Za późno zorientowałem się, że mnie potrzebują. Zbyt długo pozwalałem sobie na myślenie, że nie potrafię się nimi zająć. Tak długo udawałem, że nie umiem, że w końcu je straciłem. Obie.
- Nieprawda. Przecież Fawn wciąż cię potrzebuje. Uwierz, bo mówię z doświadczenia, nigdy nie przestaje się tęsknić za ojcem. – Eddy spuściła głowę, krzyżując ze sobą kostki. Jej trampki nachodziły na siebie, a kosmyki włosów zasłoniły twarz. Alex przechylił głowę, orientując się, że nigdy wcześniej nie interesował się jej przeszłością. Jasne, Eddy niewiele o niej mówiła, ale z drugiej strony, nikt nie pytał.
- Co stało się z twoim ojcem?
- Nie wiem. Nie znam typa.
- Zostawił ciebie i mamę?
- Trudno powiedzieć, że zostawił. Myślę, że moja matka nawet nie pamięta jak wyglądał. Pamięta tylko, że zostawił jej nadprogramowy bagaż w postaci mordy do wykarmienia. – Wymownie pokazała palcem na siebie. Trager pokręcił głową, obejmując barmankę ramieniem.
- Co tam jeden ojciec. Masz nas.
* amar - ukochana
Jeeeeeeeeeeeeeeeeeestem! Dotarcie tu zajęło mi więcej niż przewidywałam, przepraszam za to, ale ostatnie trzy dni były dla mnie jedną wielką jazdą. Lecę z komentarzem:
OdpowiedzUsuń*Ta kryjówka to nie tylko kryjówka. Tam się w pewnym momencie działo więcej niż w ich biurze. Sądziłam, przez jakiś czas, że był to do Pineya x)
*Nero go zabił?! Kiedy?! Jak?! Gdzie?! Nie spodziewałam się tego po nim! Rozumiem Claya, ale Nero?! Zaskoczyłaś mnie tym ;)
*Nie rozumiem o co Jax ją poprosić. Nie podoba mi się to. I to bardzo. Naprawdę nie zakumałam tego, nawet czytając dalej.
*Juice nie powinien się dziwić, że dziewczyna umie zająć się narkotykiem. Nie mówiła mu już kiedyś może o tym? Znaczy ja się tego spodziewałam, domyślałam bardziej.
*Trochę powołam się na serial, bo tam Juice miał jakiegoś rodzaju wyrzuty sumienia czy coś w tym stylu za zabicie tej kobiety. Tutaj też się to na nim odbije? Nie powiem, że byłby to ciekawy wątek ;)
*No nie ;-; Ta "ciąża" Tary nie wywołała u mnie uśmiechu... Niby kobieta jest zmienna, ale z drugiej strony, czy ona nie powiedziała tego, aby odwlec siedzenie za kratkami? Sprawa Otto (jak to się odmienia) jeszcze nie została wyjaśniona. Robiąc sobie kolejne dziecko, nie odciągnie Jaxa od tego klubu, zwłaszcza, że jest on ich prezesem. Choć z drugiej strony to może być początek piekła przez tę jej "ciążę".
*Biedna Layla :< Właśnie to najbardziej wzruszyło mnie w tamtym sezonie - jej bezradność i to, że chciała za wszelką cenę się utrzymać bez pomocy klubu. Niestety to nie tędy droga :/ A Ima to Ima - ściąga ją na złą drogę. W sumie ona nadaje taki smaczek i temu opowiadaniu i temu serialowi, dlatego jakoś po niej za mocno nie jadę.
*Uważam, że Nero powinien być takim dobrym przyjacielem Eddy. Kobietą jest Gemma, jej uczniem Eddy, a on mógłby być takim kimś do wygadania. Jak widać Jax się do tego powoli przestaje nadawać...
*Czekaj, czekaj, czekaj... czy klub będzie miał przekichane przez to, że Tig wrzucił tamtego w klatce do morza/jeziora? Nie rozumiem, dlaczego tak to przeżywał. Gość sobie zasłużył i to dość porządnie. Spotkała go sprawiedliwa kara. Nie rozumiem.
*Ciekawi mnie, co z rodzicami Ed. Nie chodzi mi tylko o ojca, bo jego nie znamy, ale też o matkę. Niby była, ale chciałabym wiedzieć co z nią, czy dobrze się dogadywała z córką i tak dalej.
No to tyle :) Do kolejnego :D
Tak, to Nero zabił kuzyna. Strzelił, jak Darvany próbowała uciec, a facet wybrał ucieczkę z nią, a nie pomoc klubowi. To była zdrada, więc Nero nie za bardzo miał wybór.
UsuńMyślę, że Eddy nie spowiadała się nikomu ze swojej przeszłości, a najwięcej, jeśli już, wie Jax. Tak naprawdę to ona chce o przeszłości jak najszybciej zapomnieć.
Na pewno to wydarzenie ze śmiercią Darvany nie obejdzie się bez echa, nie obawiaj się ;)
Z Tarą... no cóż, wszystko się okaże w najbliższej przyszłości.
Tak, wątek z Lylą był okropny. Nie mogłam tego przeżyć. Jakoś tak mnie to strasznie dotknęło, bo ona i tak przeżyła bardzo dużo. A Ima tylko dokładała jej gówna do kompletu.
Myślę, że między Nero i Eddy rodzi się właśnie więź, której oboje mogą potrzebować.
Tig zawsze przeżywał swoje wybryki pod wpływem emocji, nawet jeśli gość sobie na to zasłużył, a poza tym, to było wbrew rozkazom Jaxa, a Trager jako były marines bardzo przestrzega hierarchicznych zasad. No i jeszcze do tego, bardzo poruszyły go słowa Irańczyka. Miał wyrzuty sumienia względem swojej córki i to przez to.
Na pewno historia matki Eddy się jeszcze pojawi. Ten temat nie zostanie opuszczony ;)
do zobaczenia ;*
Przepraszam, że jestem tak późno, ale w tygodniu niestety bardzo ciężko jest mi znaleźć czas na czytanie czegokolwiek :c
OdpowiedzUsuńTrochę dziwna sprawa z tą Darvany... ale w sumie nawet dobrze dla niej, że tak się stało. Kobieta faktycznie wiele przeżyła i zabicie jej było, hm... dobre? Boże, jak okrutnie to brzmi xD Żal mi było Lyli i to jak błagala o Opiego było takie smutne. :c Bardzo podobała mi się końcówka, uwielbiam te takie rodzinne momenty w tym opowiadaniu. Aczkolwiek trochę dziwi mnie, że Eddy przez cały ten czas nie mówiła nikomu za wiele o swojej przeszłości. Takie rozmowy, chociaż do najłatwiejszych nie należą, są ważne, bo pozwalają nam wyrzucić z siebie wszystkie brudy, oczyścić się w jakiś sposób... Eddy, zawsze taka pomocna i pełna wsparcia dla innych, powinna też czasem pomyśleć o sobie i zwyczajnie się komuś wyżalić ;)
Nie przepraszaj. Ja ostatnio też mam problem z czasem, więc bardzo dobrze to rozumiem. Dlatego też publikuję co 2 tygodnie, a nie co tydzień, jak kiedyś.
UsuńJakkolwiek okrutnie nie brzmi to o Darvany, to masz rację. To było trochę jak dobicie cierpiącego zwierzęcia. Tylko... nie do końca tak szlachetne były pobudki chłopców, niestety. Bali się o własne skóry.
Lyla była strasznie biedna. Dostała tak bardzo po tyłku od życia, a tu zero taryfy ulgowej.
A cieszę się, że moje ukochane wątki Ci się podobają. Tak, też masz rację, że to oczyszczające, żeby pogadać z kimś o problemach, czy złych wspomnieniach, ale w przypadku Ed chodziło o jak najszybsze wyrzucenie tego z głowy. W dodatku, ona chyba nie jest zbyt dumna i nie lubi się nad sobą użalać. Taki typ osoby, który czuje się najgorzej, kiedy otrzymuje od kogoś współczucie.
Całuski ;*
Candlestick,
OdpowiedzUsuńprzepraszam Cię bardzo, ale wrócę do Ciebie w wolnej chwili. Jeszcze raz przeczytam tę historię - od początku - gdyż totalnie się pogubiłam. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Pozdrawiam,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/