Bless my heart and bless my soul,
You can set my ass on fire.
Momma won't you call me a doctor
Cause my temperature rising higher and higher.
Dip me in that cold muddy water, I think I need to be saved.
Unless someone breaks these chains
All that I've been given I give it to you.
I can't stand here watching you fail to tell the truth.
Całą drogę do Teller-Morrow Eddy podziwiała widoki. Jak śmieszne by się to mogło wydawać, kochała Charming. Uwielbiała rześkość poranków kalifornijskiego klimatu i wietrzne dni. Lubiła obserwować kominy fabryczne, jadąc w stronę warsztatu. Oddzielały się na tle błękitnawej szarości jakby ktoś specjalnie je tam postawił. Były częścią krajobrazu. Tak jak ona była częścią krajobrazu klubu. Te wesołe rozmyślania przerwał Eddy Chucky. Żeby go nie przejechać musiała ostro dać po hamulcach.
- Zwariowałeś?! – wrzasnęła przez szybę, wymownie pukając się po czole. Księgowy machnął jej drewnianymi rękami w stronę warsztatu.
- Jax, muszę znaleźć Jaxa! – krzyczał, jak w gorączce. Eddy zatrzymała wóz i wysiadła, uważając, by nie przytrzasnąć sobie drzwiami kraciastej koszuli, którą założyła do czarnych jeansów. Styl Eddy był prosty. Najbardziej lubiła jeansy. Miała ich cztery pary: jasne, jasne z dziurami, czarne i czarne, przetarte na kolanach. Poza tym, przepadała za szortami, skórzanymi spodniami i gorsetami, te ostatnie były jednak od wielkiego dzwonu. Najchętniej natomiast wkładała białe, czarne, czy zielone podkoszulki. W szafie miała jeszcze jeansową koszulę i kilka kraciastych. No i do tego skórę, ewentualnie bluzę, skradzioną Juicowi. Jeśli chodzi o buty, Gemma i Lyla przekonały ją do obcasów. Chociaż Eddy nadal najbardziej kochała kowbojki, ostatnio w jej szafie pojawiły się też skórzane botki za kostkę na stabilnym obcasie i nieco bardziej eleganckie, na szpilce. Miała też kilka par mniej i bardziej zniszczonych oficerek. Wbrew pozorom, były wygodne. Dzisiaj jednak wybrała swój najnowszy nabytek: czarne botki do kolana na koturnie. Ku zaskoczeniu wszystkich i zadowoleniu Lyli, która wcisnęła jej te buty, Eddy radziła sobie na obcasach, jakby się w nich urodziła. Teraz też nie miała problemów, gdy przyspieszyła krok niemal do biegu, by sprawdzić, o co było to całe zamieszanie.
- Chryste... – szept Eddy odbił się echem po ścianach warsztatu. Przez chwilę scenka, którą zastała przeraziła barmankę. Na środku zabałaganionego warsztatu klęczał Wayne Unser. Był przywiązany za ręce do rur nad głową. Gemma szamotała się z jego więzami. Niewiele myśląc, Eddy wyciągnęła scyzoryk i uwolniła rękę Wayne’a, po czym bez słowa pomogła Gem przenieść ex-komendanta na kanapę. Sapiąc i jęcząc, Unser wydukał podziękowania.
- Ściągnę Tarę. – Eddy wyciągnęła telefon i wybrała numer lekarki, przyglądając się ranom Unsera. Miał podbite oko, a na klatce piersiowej ktoś wyciął mu bardzo nieprofesjonalnie swastykę. Tara była na miejscu szybciej niż Jax i reszta chłopaków.
- Powiesz, co się stało? – Barmanka kucała przy kanapie, podając Tarze potrzbny osprzęt. Pani doktor nie wyglądała na zadowoloną. Eddy nie wiedziała tylko, czy to dlatego, że tu była, czy daltego, że nie chciała słyszeć, co się stało, czy może z jakiegoś innego powodu.
- Było ich trzech. Zamaskowani. Zapukali do drzwi i zwalili mnie z nóg kopniakiem – Unser wskazał na siniaka pod okiem. – Potem trochę mnie poturbowali i przywlekli tutaj. Kłócili się o to, kto i jak bardzo ma mnie pociąć. Amatorka. – Barmanka wstała, chcąc przewietrzyć umysł. I może też nie słyszeć kłótni między Waynem, a Gemmą. Coś o bezpieczeństwie i dzieciach. Obiecała zajrzeć do Unsera później i wyszła na zewnątrz. Naziole zaatakowali boguduchawinnego komendanta na emeryturze. Przecież to jakaś paranoja. Czy już nikt nie mógł czuć się bezpieczny? Eddy od razu przyszła na myśl całkiem możliwa opcja.
- Znów zaczną się ataki. Jak za Frankiego Diamondsa... – mruknęła do siebie, odgarniając blond włosy. Nadal pamiętała atak na siebie i próbę gwałtu przez kumpli, których nasłał Clay. Aż skóra cierpie. Rozmyślania te słyszał świeżak Phil.
- Żadnych ataków nie będzie. Nie dopuścimy do nich.
- Dzięki, Phil. – uśmiechnęła się Eddy, czując pokrzepienie, bijące od tego misiowatego, przyszłego gangstera. Ścisnęła jego rękę, obracając się w stronę warsztatu.
- Możemy pogadać? W kuchni? – poprosiła Tara, stojąc w drzwiach.
- Mam ochotę na fajkę. – Eddy wyszła z Tarą na zaplecze i poczęstowała panią Teller papierosem. Ku zaskoczeniu Eddy, przyjęła poczęstunek.
- Potrzebuję twojej pomocy. – Na znak dziewczyny, by kontynuowała, Tara spuściła wzrok na podłogę. Przez chwilę uparcie wlepiała go we własne buty, jakby zbierając w sobie odwagę. Mówiła cicho, rozglądając się, czy na pewno nikt ich nie podsłuchuje:
– Muszę stąd uciec i zabrać ze sobą chłopców. Gemma nigdy mnie nie wypuści. A ja... nie mogę tu dłużej zostać. Nie mogę pozwolić, żeby takie życie ich wciągnęło. Nie będę grała czysto, ale nikt tego tu nie robi.
- Nie mogę oszukiwać Jaxa. Przykro mi.
- Tu chodzi o przyszłość chłopców.
- Wiem. I rozumiem, co robisz. To, co się dzieje w klubie zaczyna przerastać i mnie. Możesz być pewna, że nie wydam twoich zamiarów. Ale nie możesz ode mnie oczekiwać, że będę kręcić za jego plecami. Jax przygarnął mnie tu, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Obronił mnie i podał mi zemstę na tacy. Jestem mu to winna.
- Rozumiem... – głos Tary nie brzmiał już tak silnie. Wciąż była przekonana do tego co robi, ale na jej twarzy malowało się ogromne zmęczenie. Oparła dłonie o ciemny blat, przymykając na chwilę oczy. To, co robiła musiało być dla niej naprawdę trudne. Przecież musiała działać wbrew mężczyźnie, którego kochała. Chciała od niego odejść, a w końcu tak bardzo jej na nim zależało. Ale na dzieciach zależało jej bardziej. Chciała dla nich życia bez przemocy. Życia bez strachu i bez cierpienia. To Eddy była w stanie doskonale zrozumieć. Gasząc papierosa, wzięła głęboki oddech:
- Nie mogę ci pomóc w ucieczce. Ale mogę obiecać, że kiedy to wszystko się wyda, zatrę za tobą ślad. Uspokoję wszystko, żebyś była bezpieczna.
- Wezmę, co mi oferujesz, Eddy. Dziękuję. – Ku zaskoczeniu blondynki, Tara przytuliła się do niej. Z niejasnego powodu, Eddy miała wrażenie, że pani doktor potrzebuje takiego wsparcia. Nawet od nielubianej barmanki. Objęła jej szczupłe ciało, próbując myślami przekazać jej tyle otuchy, ile tylko się dało.
- Jesteś supermamą. – Wzruszona Tara zaśmiała się, słysząc takie określenie samej siebie.
W następnym tygodniu Eddy dużo czasu spędzała w Diosie. Właściwie dzieliła czas na bar, Diosę i sklep z ziołem Juica. Miał straszliwy burdel w papierach, a jego narzeczona okazała się być dobrą księgową, więc z własnej inicjatywy pilnowała, by Ortiz nie został przymkięty przez Skarbówkę.
Z kolei w Diosie pojawiała się przez wzgląd na Lylę. Aktorka nadal była mocno sponiewierana i potrzebowała wsparcia przyjaciółki. Ed przesiadywała pomiędzy pracującymi dziewczynami, pilnując, by Lyla nie dostała ataku paniki. Tak. To, jak bardzo była zniszczona psychicznie świadczyło o tym, jakie piekło musieli zaserwować jej Irańscy pseudoreżyserzy. Niech ich... Roosevelt? Pojawienie się komendanta wyrwało Eddy od obmyślania tortur. Zeskoczyła z barowego stołka, poprawiając białą koszulkę z wzorem Eda Hardy’ego i podeszła do policjanta, który wyglądał na nieco zagubionego. Na widok Eddy uśmiechnął się z przekąsem.
- Druga zmiana?
- Wolontariat. Czego znów? – Nikt nie mógł oczekiwać, że barmanka będzie darzyła sympatią czarnego komendanta. Usilnie próbował przekonać Juica do kapowania. Współpracował z RICO i tym cholernym agentem, Lincolnem.
- Szukam Nero.
- Jest w swoim gabinecie. – Na pomoc w starciu z komendantem pospieszyła Lyla. Nie była nastawiona równie niechętnie jak Eddy, jednak i ona nie była fanką facetów w mundurach. Przekonała się, że po tej stronie barykady ludzie wcale nie są bardziej szlachetni, a odznaka na piersi nie czyni lepszym człowiekiem. Komendant jednak był daleki od tych, którzy wydali i wykonali wyrok na Opiem. Jego praca z RICO też nie do końca płynęła z potrzeby serca. Znał Charming i wiedział, że klub jest jego istotną częścią. Eddy podskórnie czuła, że Eli Roosevelt starał się grać kartami, które dostał najlepiej, jak umiał. Wierzył w sprawiedliwość i w czym tylko mógł starał się postępować właściwie. To właśnie ta przyzwoitość zmusiła go do wybadania Lyli o jej rany. Oczywiście, nie spodziewał się szczerej odpowiedzi. I wcale takiej nie otrzymał. Jednak wkrótce po wyjściu z biura Nero wziął obie na spytki w bardziej nurtującej sprawie:
- Znałyście Erin Byrne?
- Widziałam ją tu kilka razy, ale do teraz nawet nie wiedziałam jak się nazywa. Co się stało? Biorąc pod uwagę słowa, których użyłeś, Erin coś się przytrafiło. – Barmanka była spostrzegawcza. A komendant nie mógł tego nie zauważyć. Skinął głową, przyjmując zeznanie Eddy.
- Znaleźliśmy ją przy drodze do Oakland. Miała randkę na zamówienie? I jakąś rodzinę, może? – Chociaż Eddy nie mogła powiedzieć za dużo, Lyla miała więcej do powiedzenia. Odgarnęła blond włosy, opierając dłonie na kolanach. Wiadomość o śmierci koleżanki była dla niej kolejnym ciosem.
- Erin była bardzo... bardzo słodka. Nie mówiła zbyt wiele. Ale zawsze była profesjonalna, chociaż trochę nieśmiała. Nigdy nie mówiła o rodzinie. Właściwie, wiem tylko tyle, że jej rodzice zginęli w 9/11*. Nie miała rodzeństwa, o ile wiem. A randki... no cóż, dziewczyny mają prawo pracować poza Diosą. A tutaj nie miała stałych klientów. Nie zapisuję randek na wynos, jeśli nie są umawiane wcześniej... Kto mógł chcieć ją skrzywdzić?
- Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć. Dziękuję za pomoc. – Komendant poklepał Lylę po dłoni, próbując dodać dziewczynie otuchy. Patrząc jednak na jej drżący podbródek i wielkie z przerażenia oczy, niewiele to dało. Eddy objęła przyjaciółkę ramieniem i zmarszczyła brwi, przypominając sobie jeszcze jedną kwestię. Kluczową właściwie.
- Czego chciałeś od Nero? – W odpowiedzi usłyszała milczenie, które, jak czekoladki, wyrażało więcej niż tysiąc słów. – Eli, wiesz doskonale, że Nero nigdy nie podniósłby ręki na swoją pracownicę. Na żadną kobietę. Wiem, że jego kartoteka może być łatwym kąskiem, dla prokuratury i tego stukniętego agenta, który chce uwalić Tarę, ale proszę... nie pozwól go wsadzić za niewinność.
- Zrobię, co w mojej mocy, Eddy.
Niewiele najwyraźniej było w mocy komendanta Roosevelta, bo wkrótce po Diosie szalała wściekła Gemma. Eddy zajęło naprawdę trochę, żeby ją uspokoić i dowiedzieć się, co się stało. Na potwierdzenie wszystkich domysłów, Nero Padilla został zatrzymany w związku z morderstwem Erin Byrne.
- Na jakiej podstawie? Przecież to bzdura. – Eddy i Lyla nie mogły uwierzyć w to, co się wydarzyło.
- Ponoć czekają na ekspertyzę jakiś dowodów, czy poszlak.
- To jedno czy drugie, bo to ma ogromne znaczenie.
- Nie wiem! Skąd mam wiedzieć?! Nie jestem pierdolonym gliną! – Wybuch Gemmy był jak najbardziej na miejscu. Chodziło przecież o mężczyznę, którego kochała. Czyż nie z tego samego powodu Eddy rozkwasiła nos Chibsowi? Czy nie z tego powodu postawiła się Jaxowi nawet za cenę własnego życia? Kochająca kobieta jest w stanie zrobić wiele. Jak się później okazało, nawet wywołać burdę na komisariacie i zostać zamknięta na dobę.
Wiedzcie, kowboje, jeśli będziecie chcieli pójść w ślady Waszego ojca, że życie gangstera to wcale nie kaszka z mleczkiem. W większości to pot, łzy i krew. Tego wszystkiego było w ostatnich tygodniach zdecydowanie zbyt dużo. Chcę Wam o tym napisać, by wszystko było jasne. Nie wiem, czy kiedykolwiek usłyszycie całą prawdę od kogoś innego.
Wasz niewydarzony dziadek – Clay Morrow wkradł się pod ochronę czarnych, którzy mieli go zabić, pozbywając się więziennej szychy nazistów. Ci wzięli odwet na Unserze. Chociaż Wasza matka poskładała go całkiem zgrabnie nosił ślad do końca życia. W tym czasie Wasz ojciec próbował wprowadzić w życie to, co było dla niego najważniejsze – zmianę w kierunku SAMCRO. Chciał wycofać się z broni. Tak, kowboje. Jackson Teller robił to dla klubu i dla Was.
Niestety, żaden imperator nie lubi zmian w swoich ulubionych kozłach ofiarnych. Zwłaszcza, jeśli kozły go obrażają. Kiedy Jax zaproponował irlandzkim królom zmianę dystrybutora na Marksa wściekli się. Pamietajcie ważną kwestię: rudzi nie lubią czarnych. August Marks, chociaż po matce był irlandczykiem, jego skóra była zbyt czekoladowa dla zakutych łbów Królów IRA.
Przez te rasowe uprzedzenia życie straciło dwóch wspaniałych chłopców. V-Lin i Phil. Wklejam Wam ich zdjęcie. Chciałabym, żeby ktoś o nich pamiętał. Podpuszczeni przez Galaana O’Shaya dali złapać się w pułapkę. Irlandczycy zastrzelili ich i poćwiartowali, zostawiając w szopie – magazynie broni. Taką niespodziankę zastał Wasz ojciec i jego ludzie.
Zapewne zastanawiacie się, dlaczego piszę Wam o takich okrucieństwach? Po pierwsze: NIGDY NIE RÓBCIE BIZNESÓW Z RUDYMI, a po drugie: chcę byście wiedzieli jakie naprawdę jest to życie, które Philowi i V-Linowi wydawało się być przygodą.
Patrzyła jak SAMCRO wraca do klubu. Wyglądali na niesamowicie skupionych, ale na ich twarzach wypisany był ból. Nikt nie pytał. Kobiety czuły tą samą atmosferę, co oni. Gdy się ściemniło, klub pochował dwóch członków w rezerwacie Wahewa. Była tam i Eddy i Gemma. Pojawił się nawet Nero, który wciąż oczekiwał na wyniki testów genetycznych z własnego samochodu.
Komendant Roosevelt nie był głupi. I miał własny, rzetelny osąd, który nie pozwolił mu na zamknięcie Nero, chociaż w jego wozie znaleziono włosy i krew. Dla Elia to było zbyt idealne. Znał Padillę i, tak jak Eddy, nie sądził, by mógł zabić prostytutkę. Pomimo wściekłości prokurator okręgowej, pozwolił mu wyjść z aresztu. No, mogła też przyczynić się do tego Gemma, która była bliska wybuchu.
Tak więc stali tu wszyscy, by pożegnać dwóch żołnierzy. Tuląc się do ramienia niesamowicie poważnego Juica z jednej strony i ściskając dłoń roztrzęsionego z wściekłości Tiga z drugiej, Eddy nie mogła w to uwierzyć. Po raz drugi żegnała przyjaciół. To przywoływało wspomnienia Opiego. Najwyraźniej nie tylko jej ta sytuacja przywoływała podobne wspomnienia. Wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Jaxa, by Eddy wyczytała z jego zaciśniętych warg i pięści, że Prezes jest na skraju wytrzymałości. A mimo to, barmanka wiedziała, że Teller po tej tragedii zrobi wszystko, by wyprowadzić klub z handlu bronią.
Droga do domu była wyjątkowo cicha. Dopiero, gdy Eddy i Juice leżeli w łóżku, oboje wpatrując się w sufit, bezskutecznie próbując powitać sen, dziewczyna odezwała się:
- Dziś w wiadomościach pokazywali, że spłonęła farma rekrutacyjna nazioli. Razem ze skrzynkami broni... Podobno to wewnętrzna utarczka.
- To my. - odpowiedział Ortiz sucho, choć przekonany swego. – Musieliśmy jakoś naprawić to, co stało się z Philem i V-Linem. To Irlandczycy, ale naziole i tak by zaatakowali. A w ten sposób może spuścimy ciśnienie od psów. Zostawiliśmy tam KG-9.
- Broń ze strzelaniny w szkole? – cisza odpowiedziała za Juica. On czekał jeszcze chwilę, składając słowa w całość:
- To, co stało się chłopakom to wina Irlandczyków. Ale my nie jesteśmy bez winy. Jax wie o tym. Jeśli odczepimy policyjny ogon i naprostujemy sprawy ataku Hitler Jungend, będzie nam łatwiej działać. To pomogło.
- Wiem, słońce...
Następne dni nie były łatwe. Jax wciągał chłopaków w co raz bardziej skomplikowane akcje, związane z IRA. W tym czasie Eddy kilka razy próbowała zwrócić uwagę Prezesa na Tarę. Doktor Knowles od wyjścia z więzienia była bardzo wycofana. Jakby zupełnie inna. Kiedy pojawiła się tamtej środy w barze i poprosiła o whisky, wyglądała na bardziej zmęczoną życiem niż kiedykolwiek wcześniej. Jej krótkie włosy podkreślały to, co przeszła. Jasna skóra lekarki była bledsza i niemal przezroczysta.
- Jesteś chora? – Eddy nie mogła powstrzymać wścibskości. Tara uniosła wzrok na barmankę, a w jej wielkich, brązowych oczach widziała tylko oszołomienie.
- Otto nie żyje. – Żona Tellera wciąż nie potrafiła w to uwierzyć. A Eddy nie wiedziała, czy to
dobrze czy źle. No pewnie, znała tą historię. To przez Otto Delaney Tara trafiła do aresztu. To
przez niego też nie wiedziała, czy będzie mogła wychowywać swoich chłopców, czy może
będzie widywała ich tylko przez kraty.
- Jego śmierć może mnie obciążyć. – Widząc ciągłe niezrozumienie na twarzy Eddy, Tara
walnęła lufę, kontynuując opowieść:
- Rzucił się na Torica... Brata tej nieszczęsnej pielęgniarki. Miał kolejną broń. Prawdopodobnie ktoś mu ją przemycił. Ale taki atak może zaprzeczać temu, że był szalony. A to może czynić mnie współkonspiratorką...
- To bzdura. Przecież Otto dawno stracił rozum, a ty nawet nie znałaś tej całej Toric.
- Ja to wiem.
- Żaden sąd nie uzna cię za zdolną do morderstwa.
- Eddy, ja już sama nie wiem, do czego jestem zdolna – westchnęła Tara. – Zaczynam myśleć, że w tym dzisiejszym ataku jest chociaż tyle dobrego, że Toric nie żyje. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym tak o kimkolwiek.
- Jeśli komuś na świecie się to należało, to właśnie jemu. – Barmanka wydawała się nie mieć takich wyrzutów sumienia jak pani doktor. Mentalność i wrażliwość Eddy była dużo prostsza. Toric był złym człowiekiem. Mieszał w sprawie Tary i nie było wątpliwości, że mieszał też w sprawie Nero Padilli.
- A Lowen cię z tego wyciągnie. Tara, nie pójdziesz siedzieć. Nie ma mowy.
- Chciałabym mieć twoją pewność – kobieta uniosła brwi, bawiąc się szklanką. – Ale nie mogę ryzykować. Muszę zrobić wszystko, żeby zabezpieczyć przyszłość Thomasa i Abela. To moje jedyne priorytety. Ja już się nie liczę. Nadal obiecujesz posprzątać, co ja nabałaganię?
- Jeśli jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, doktorku.
* 9/11 - 11 września 2001 roku. W mowie potocznej 9/11 oznacza zamach terrorystyczny na World Trade Center.
* 9/11 - 11 września 2001 roku. W mowie potocznej 9/11 oznacza zamach terrorystyczny na World Trade Center.
"Nigdy nie róbcie interesów z rudymi" - potwierdzam! Na własnej skórze przekonałam się, że nic fajnego z tego nie wynika... Przepraszam, ale nie jestem w stanie napisać teraz jakiegoś sensownego komentarza, bo jestem na lekcji :D Ale rozdział bardzi mi się podobał i jestem ciekawa dalszego obrotu spraw z Nero no i z Tarą (mam nadzieję, że jej ewentualny wyjazd nie wpłynie znacząco na relacje Eddy z Jaxem..). Dziękuję ci bardzo za umilenie mi czasu na historii i jeszcze raz sorry za długość komentarza!
OdpowiedzUsuńWeny życzę i pozdrawiam :*
Niby fikcja, a jednak trafiłam w prawdę ;P osobiście nic nie mam do rudych, sama przez długi czas się farbowałam na ten kolor, ale oczywiście, wiem, to się nie liczy xd.
UsuńCieszę się, że zajrzałaś, chociaż może to źle wpłynąć na Twoje oceny, a to by mnie zmartwiło. Boże, zabrzmiałam jak babcia. W dobie smartfonów nie ma okazji, której nie można wykorzystać do zerknięcia na bloggera. Sama tak robię ;D.
Co do tej relacji Eddy z Jaxem, no cóż, na pewno pojawią się tu pewne turbulencje, ale spokojnie, jeszcze dużo przed nami.
Dziękuję bardzo, że zajrzałaś i cieszę się, że mogłam umilić Ci czas ;*
Eddy wie komu musi być lojalna. Dobrze, że nie zgubiła gdzieś po drodze siebie, ponieważ byłoby jej jeszcze trudniej. Wcześniej czy później obróciłoby się to przeciwko niej. Rozumiem także Tarę. Która matka nie pragnie chronić swych dzieci? Jest odważną osobą, która wie co musi zrobić. MAm nadzieję, że uda jej się to. Z drugiej strony zaskoczyła mnie Eddy swoją postawą. Kurcze, zawiła ta historia, lecz mimo wszystko lubię ją :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/
Myślę, że lojalność to cecha nadrzędna Eddy. Ale masz rację z drugim stwierdzeniem, choć nigdy na to tak nie patrzyłam. Matka matką pozostanie i to, co robią dla swoich dzieci i ich bezpieczeństwa powinno być poza kwestionowaniem ;) Cieszę się, że mimo zawiłości, moje opowiadanie Ci się podoba ;>
Usuńpozdrawiam ;*
Cieszę się, że udało mi się spojrzeć innym okiem na Tarę niż Ty :)
UsuńPozdrawiam,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/