"I like gypsy moths and radio talk
Cause it doesn't remind me of anythingI like gospel music and canned applauseCause it doesn't remind me of anythingI like colorful clothing in the sunCause it doesn't remind me of anythingI ilke hammering nails and speaking in tonguesCause it doesn't remind me of anything"
- Muszę stąd uciec. – powiedziała szesnastoletnia Eddy do miski płatków śniadaniowych pewnego środowego ranka.
- Co mruczysz? – matka rzuciła okiem na córkę, poprawiając szmaragdową bluzkę, która zbyt mocno opinała jej ciało. Poprawiała dumnie misterną fryzurę, która wciąż tkwiła w latach 80. Tam, gdzie serce Alison. Rude kłaki matki Eddy zwykła nazywać zdechłym bobrem.
- Że 10 rano to za wcześnie na randki.
- Nie powinnaś być w szkole? – na tą ripostę Michelle jak oparzona odskoczyła od stołu, łapiąc torbę. Przelotnie pocałowała matkę, okraszając to komplementem na temat jej wściekle różowej szminki. Zadowolona Alison strzepała popiół z papierosa i zmierzwiła jasne włosy córki.
Eddy starała się rozumieć matkę. Wychowywała ją sama, miała wiele na głowie, a wciąż chciała zakosztować życia. Jednak ciągłe poszukiwania tatusia, jak zwykła nazywać swoje randkowanie, było dla Eddy żałosne.
Alison ostatnio tak bardzo zatraciła się w swoim życiu miłosnym, że ledwo zwracała uwagę na córkę. Nigdy nie przywiązywała specjalnej wagi do edukacji dziewczyny, ale odkąd zaczęła ósmą klasę, Alison kompletnie nie interesowało, co córka robi całymi dniami.
Michelle lubiła nazywać jej kochasiów Rozpraszaczami. Tego tygodniowy model nazywał się Robert i był farmerem. Chyba. Nie chciała go poznać. Nie dlatego, że miała coś przeciwko amorom matki. Po prostu wiedziała, że Rozpraszacze to kwestia tygodnia, bądź dwóch.
Po miesiącach spędzonych na ratowaniu resztek poczucia swojej atrakcyjności, Alison zaczęła odkrywać siebie na nowo. Maniakalnie zamawiała wszystko, co wciskały jej TeleZakupy. Sprzęty do ćwiczeń, sprzęty do zdrowego jedzenia, maseczki, kremy, pilingi. W pewnym momencie Eddy myślała, że dojdzie do tego, że zaczną te pilingi i maseczki jeść na obiad, bo obsesja matki pochłaniała wszystkie fundusze. A tych i wcześniej nie było wiele.
- Muszę zacząć pracę.
- Bardzo mądrze, serdeńko. – matka w czerwonych leginsach i żółtym body wyciskała z siebie siódme poty przy pomocy narzędzia do robienia brzuszków.
I tak zaczęła się przygoda Eddy z pracą. Miała ich wiele. Więcej niż potrafiła zliczyć. Niewyparzona gęba dziewczyny zawsze była powodem jej zwolnień. Albo nawrzucała szefowi, który zbytnio spoufalał się z pracownicami, albo nawrzeszczała na kłopotliwego klienta, albo poszarpała koleżankę ze zmiany. Zawsze coś.
- Trudno. Znajdziemy coś nowego. – mówiła za każdym razem Alison, gdy wściekła Michelle wracała z kolejnym wypowiedzeniem w ręce. Pewnego razu, nie wytrzymawszy obojętności matki, wyrzuciła:
- Co nowego? Mamo, nie mamy za co zapłacić za czynsz. Jeśli mamy utrzymać mieszkanie musisz przestać kupować te bzdury.
- Córeńko, jak możesz? Wiesz, że to wszystko... dzięki temu ja odnajdę siebie i będę mogła zapewnić nam wszystko...
- O czym ty chrzanisz? Wydajesz pieniądze na gówniane maseczki i cudowne sprzęty, licząc na to, że cofną cię do czasów, gdy miałaś 25 lat. Mamo, to się nie stanie. Skup się na przyszłości, albo chociaż na teraźniejszości, bo inaczej wywalą nas na bruk. – tak szybko jak powiedziała te słowa, tak szybko ich pożałowała. Alison rozpłakała się rzewnie i przez całą noc Eddy musiała znosić jej wycie. Matka nie była stabilna emocjonalnie. A niby to ona, szesnastolatka, powinna mieć prawo do napadów złości. Jednak w tym dziwnym duecie to właśnie Alison częściej zachowywała się jak rozwydrzony dzieciak. Była strasznie nieporadna, a Eddy uważała, że wciąż liczyła na wybawienie. Liczyła, że ktoś zawsze jej pomoże i zawsze będzie w stanie naprawić jej błędy. Czy miało być to opłacenie czynszu, czy przywrócenie szczęścia w życiu kobiety.
Wiem, że Wasza matka zawsze przestrzega Was przed lekkomyślnością. I pewnie ma rację. Ale muszę być sprawiedliwa: to najbardziej kopnięta decyzja mojego życia zaprowadziła mnie do Was.
W 2002 roku do Austin przyjechała grupa dwudziestoparolatków. Byli jakby wyjęci z innej epoki. Spytajcie rodziców, co to dzieci kwiaty. Albo nie, lepiej. Spytajcie Gemmę.
Ta kolorowa banda zaproponowała mi pierwszego skręta, a gdy już byliśmy wystarczająco ujarani, zaproponowali mi, żebym zabrała się z nimi. Dokąd? Nie wiedzieli. Ale opowiadając im o mojej matce jeden z nich popłakał się jak dziecko, prosząc, bym nie dała się pochłonąć temu miastu i takiemu życiu.
Spytacie, czy moja matka oponowała. Nie. Może przez chwilę. Ale myślę, że w moim wyjeździe widziała dla siebie szansę na drugą młodość.
Więc, moi kowboje, lekkomyślność czasem jest najlepszą metodą podejmowania decyzji. Nie będąc Waszą matką mogę spokojnie zatruwać Wasze małe móżdżki moimi poglądami.
Dzięki temu poznałam wiele smaków życia. I te słodkie, i te gorzkie. I uwierzcie mi, nie oddałabym tych gorzkich chwil. Nigdy nie bójcie się bólu, smutku i łez, bo one są prawdziwe. Dzięki nim poznajecie całą gamę uczuć. Nigdy nie możecie pozbyć się uczuć. Na zawsze zachowajcie w sobie tą cząstkę dziecka, które chłonie cały świat dookoła.
I oto uciekała po raz pierwszy w życiu. Uciekała od życia, którego nie chciała wieść i od osoby, którą sama nie chciała być. Wkrótce Eddy pokochała zarówno zdezelowaną furgonetkę, którą się przemieszczali po Stanach, jak i wszystkich, którzy nią podróżowali. A była ich czwórka: wiecznie ujarany, przypominający Shaggy’ego, wiernego przyjaciela Scooby’ego Doo bostończyk Calvin, śliczna jak z obrazka, permanentnie rozczochrana Dorothy, na którą wszyscy mówili Daisy; kierowca Marcus, albo nawet częściej znany jako Spike oraz Boogy. Eddy nie miała pojęcia jak nazywał się Boogy. Wiedziała tylko, że był wielki, misiowaty, najmądrzejszy z tej ekipy i nagminnie nadużywał słowa „koleś”.
W tej podróży właśnie Michelle przerodziła się w Eddy. Nawet nie pamiętała, jak to dokładnie się stało, ale ksywka przylgnęła do dziewczyny jak druga skóra.
- W końcu będziesz musiała zdecydować, gdzie chcesz zakończyć podróż. – tego wieczoru siedzieli na wybrzeżu, wsłuchując się w szum morza. Reszta ekipy już dawno zniknęła w swoich alkoholowych maniakach i tylko Eddy siedziała tuż przy brzegu, pozwalając, by jej stopy podmywały fale. Wtedy też dosiadł się do niej Boogy z butelką rumu w ręce.
- Sądziłam, że to będzie mój pomysł na życie.
- To nigdy nie jest pomysł na życie. Daisy jedzie do Hoollywood, Spike czeka aż zapomni o nim rodzina i laseczka, którą zaciążył, a Cal... koleś, ten to jest nieodgadniony. Jeździ w kółko od tak dawna, że chyba to stało się w końcu jego celem.
- A ty, Boogy? – zainteresowanie Eddy było szczere, nawet jeśli wyrażała je wraz z pociąganiem kolejnych łyków rumu. Boogy milaczał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w ciemną taflę. Przejął od Eddy butelkę, ale nie zrobił ani jednego łyka. I w końcu, gdy dziewczyna zaczynała się czuć już wyjątkowo niezręcznie, odezwał się:
- Koleś... to trudne pytanie. Ja szukam czegoś, czego sam nie potrafię znaleźć. Szukam czegoś, co pozwoli mi żyć z samym sobą. Kręcę się w kółko, by odnaleźć to coś, co pozwoli mi być lepszym człowiekiem, spać spokojnie w nocy i mieć możliwość wychować kiedyś innego porządnego kolesia. – te słowa ujęły Michelle swoją prostotą i mądrością. Musiała przyklęknąć, by podnieść się na wysokość twarzy przyjaciela, a kiedy to zrobiła, ucałowała jego zarośnięty policzek.
- Jesteś dobrym człowiekiem, kochanie, nie musisz niczego już w sobie zmieniać.
Nie wiem, na ile moja bezsenność była przypadkowa, ale przygnała mnie tu i bardzo się cieszę. :)
OdpowiedzUsuńEddy nie miała łatwo z matką. Dla nastolatki, która czasem na serio chce się po prostu do matki przytulić, to musiało być bardzo trudne.
Kurczę, też bym chciała na takiego tripa… :D Boogy mnie ujął swoją prostotą, podobnie jak zrobił to z Eddy (faktycznie łatwiej mi z nią niż z Leą :)). W życiu chyba jednak nie trzeba za bardzo kombinować, bo potem jest, jak jest – hipsteriada 2000 i inne debilizmy. A czy nie fajniej by było w takim zestawie: dobra muza, dobre fajki, dobra czekolada i butelka whisky przy wschodzie słońca na drugim końcu kraju? Ale mnie fantazja poniosła… XD Wybacz.
Eddy wydaje się być tak prawdziwa, że niemal czuję, jakby stała tuż obok. Jestem bardzo ciekawa, co jeszcze skrywa w sobie jej historia. No i do kogo są te listy? Bo albo jestem tępa i to przeoczyłam, albo po prostu mam sobie gdybać :D
Buziaki, koleś, jeśli mogę tak to ująć xD :*
hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
Wcale nie jestem zadowolona, że cierpisz na bezsenność, ale miło, że wpadłaś. Twoja obecność zawsze jest mile widziana ;).
UsuńMyślę, że Eddy musiała być bardziej matką niż Alison. Ale zgadzam się, jak sama w okresie buntu, jakbym nie znosiła wtedy rodziców czasem chciałam się po prostu przytulić.
O nie, tylko nie hipsteriada! Nienawidzę. Taki trio taaaak... Twoja wizja mnie zauroczyła. Aż sobie marzycielsko westchnęłam. Cudowna sprawa.
Bardzo się cieszę, że przypadła Ci do gustu jej postać, bo ja sama bardzo ją lubię. Jakoś się z nią zżyłam, pisząc i aż mnie serce boli, jak pomyślę, jakie kuku muszę jej wyrządzić.
Nie było jeszcze wzmianki o tym, kim są adresaci listów. Ale wkrótce będzie. Ewentualnie można się tego domyślić z zakładki "Characters". Swoją drogą, dla ułatwienia polecam zaglądnięcie. Dopisałam krótkie opisy
Całusy, zdrowiej mi tam! xd ;*
Hej :) Dziękuję bardzo za pozytywny komentarz.
OdpowiedzUsuńCiężko było mi się zabrać za czytanie i w zasadzie bardziej czaję się, żeby ugryźć Twojego drugiego bloga. Chyba tam znajdę coś pod swoje klimaty, więc przy najbliższej okazji, jak czas pozwoli, to zajrzę. Ale skoro tutaj odesłałaś z początku, to czemu nie dać szansy?
Zdecydowanie dłużej decydowałam się, żeby zacząć czytać (a to ochoty brak, tu może coś posprzątać, do pracy trzeba wyjść, deszczyk padał, w ogóle co to za serial... Nie, bo nie... -tyyle powodów było), niż samo czytanie mi zajęło.
Zasadniczo nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi, co jest elementem z serialu, co nie jest. Tak jak pisałam u siebie na blogu, fanficki trawię długo, jeśli nie znam oryginału, ale... kurcze, ciekawe!
Przede wszystkim piszesz tak, że naprawdę odczuwam przyjemność z samego czytania i podziwiania warsztatu. Więc dla samej tej przyjemności było warto. Co do historii... Nie ocenię obiektywnie, bo tak jak mówiłam, nie bardzo mam wgląd w to, co było przedstawione w serialu, ale patrząc na to okiem człowieka, który nie ma niczego wspólnego z Sons of Anarchy, to zapowiada się ciekawie.
Odwaliłaś o tyle dobry kawał roboty, że od razu rozumiem motywację bohaterki i jestem w stanie zrozumieć, czemu reaguje tak, a nie inaczej -przynajmniej się domyślam. Polubiłam Michelle. Nie dlatego, że mam jakąś słabość do postaci buntowniczych, wręcz przeciwnie. Ale to zdecydowanie w działaniu, jasne powiązania decyzji już na początku. Coś, czym można mnie kupić.
Dam sobie czas na przetrawienie, myślę, że zapuszczę się na crownsjewel w najbliższym czasie, a tutaj... działaj, ja czekam, zajrzę :)
Pozdrawiam :)!
Hej.
UsuńMiło mi, że wpadłaś pomimo wszystko. Na razie nie ma nic związanego z serialem. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy muszą go znać, a nawet większość pewnie nie zna. A jak zna, to nie musi lubić. Michelle jest postacią kompletnie wymyśloną przeze mnie. Do tej pory jeszcze nie było nic związanego z fanfickiem. To na razie moja fikcja. A postaram się zrobić wszystko, by wszyscy się połapali, więc jeśli Cię zachęcę to zapraszam serdecznie.
Dziękuję za te wszystkie miłe słowa. Naprawdę czuję się doceniona. Nie jestem mistrzynią słowa pisanego, dlatego czytać coś takiego na temat swojego warsztatu to czysta przyjemność ;)
Bardzo chciałam, żeby Eddy właśnie była taka. Niekoniecznie buntownicza, chociaż może też trochę. Ale przede wszystkim chciałam, żeby była to postać zdecydowana. Jak idziemy w lewo to w lewo. Jak kochać to całym sercem, jak nienawidzić to ze wszystkich sił. Mam nadzieję, że utrzymam taką atmosferę do końca.
Bardzo dziękuję jeszcze raz, że się pojawiłaś i na crownsa oczywiście też zapraszam ;)
Całusy
Kobieto, jak ty pędzisz z tymi rozdziałami! Nie nadążam! Dobrze, że jestem chora. Jak wygrzebię się z ciepłego wyrka pędzę nadrabiać zaległości!
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia :)
Zawsze dodaję jeden na tydzień ;>
UsuńNiedobrze, że jesteś chora! Ależ plaga. Już któraś osoba się zgłasza z chorobą ;<
Do zobaczenia ;*
Niestety jestem chora... :< Do czwartku muszę wyglądać jak człowiek. Tak, do tego czwartku. Zostały mi dwa dni. Przeleżę je i przesiedzę w domu.
UsuńEddie ma ciężkie życie. Samotna matka to nic fajnego. Życie bez ojca to naprawdę nic fajnego.
Alison ma złe podejście do córki. Miłość jest ważna, ale bez przesady. Powinna interesować się samą dziewczyną, oceny - mniejsza z tym. Później źle się to odbije na jej żuciu.
Bardzo dobrze, że Eddy wygarnęła matce. Dzieci mają głos, a ona pokazała jej tylko jak jest, na co powinna zwracać uwagę a na co nie.
Muszę przyznać, że dziewczyna zdała się na odważny i ryzykowny krok. Podróżowanie jest ekstra, autostopem jeszcze lepiej, choć jest pewne ryzyko związane z tym. Ale ciekawi mnie jak to się potoczy.
Do następnego rozdziału :)
Na pewno się wykurujesz. Polecam dużo czosnku. I na mnie zawsze działa syrop z cebuli. Fujka w smaku, ale działa, a to najważniejsze.
UsuńMyślę, że każdy w tej sytuacji dostanie po tyłku. Odbije się to zarówno na charakterze matki, jak i córki.
Eddy nie jest idealna, a jej największą wadą jest na pewno niewyparzony język. W niektórych sytuacjach, jak w tej, jest to bardzo przydatne. Ale w niektórych jest to nie na miejscu i może przysporzyć jej naprawdę sporo kłopotów.
Tak, przyznam, że ja sama nigdy nie porwałabym się na taki trip. Boję się takich podróży, bo jestem maniaczką kontroli. Ale pewnie jest w tym mnóstwo zabawy. Zobaczymy, co tam będzie się działo.
Ach, i cholernie zazdroszczę Ci Slasha. Zarówno teraz, jak i w przeszłości. Farciara. Mi niestety nie pozwala licencjat ;<
pozdrówka ;*
Fajnie, że przybliżyłaś trochę przeszłość Edi - widać, że nie miała w życiu łatwo. Ciekawa jestem, jak to się dalej potoczy (albo raczej: potoczyło, w końcu już są następne rozdziały, tylko ja jestem sto wieków za murzynami ;p) i czy jeszcze kiedyś się spotkają z resztą 'ekipy' :)
OdpowiedzUsuńPoziom 'jakości' pisania utrzymałaś, a więc good work. :D I oby tak dalej. :) Ale wredna, czepialska Carousel oczywiście musiała zauważyć błędy. Okropne to stworzenie, no nie? :3
„- Muszę stąd uciec. – powiedziała[…]” i „- Co mruczysz? – matka rzuciła okiem na córkę […]” ---> to samo, o czym pisałam Ci w komentarzu pod poprzednim rozdziałem: „rzucić okiem” to nie jest zwrot opisujący bezpośrednio ‘mówienie’ bohatera, a więc w tym przypadku kwestia, którą mówi postać, powinna kończyć się kropką… znaczy, w tym konkretnym przypadku – znakiem zapytania i to jest jak najbardziej ok., ale gdyby zdanie było oznajmujące, to kropką, a didaskalia zaczynać się od wielkiej litery. W zdaniu wyżej masz „powiedziała” – i wtedy owszem, ma być mała litera, ale znowu bez kropki po kwestii bohatera – gdyby tam był znak zapytania bądź wykrzyknij , to jak najbardziej powinien być dalej, natomiast didaskalia zaczynające się od „powiedział(a)”, a także innych podobnych czasowników opisujących mówienie, np.wykrzyknął(-ęła), oznajmił(a), odparł(a) itp., powinny być od małej litery niezależnie od tego, czy ten znak zapytania/wykrzyknik tam jest czy nie, czy w ogóle nie ma nic, bo jeśli docelowo ma być kropka, to ją pomijamy i stawiamy dopiero po zakończeniu didaskaliów. Analogicznie we wszystkich dialogach powinnaś to poprawić, bo w zasadzie w każdym masz błąd. A szkoda, bo trochę to razi w oczy, a sam tekst jest – jak pisałam – naprawdę dobry.
„[…]na tą ripostę Michelle”---> „tę”, nie „tą”.
Pozdrawiam... i lecę dalej. ;>
Znam ten typ matki jaką jest Alison i bardzo współczuję Eddy, że musiała z nią żyć. Serio...już chyba wole moją staroswiecka i zacofana mamuśke, ktora przynajmniej myśli racjonalnie i wie co jest najlepsze dla jej dziecka. No powiedzmy... xD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jest super fajny. Az mi sie zamarzylo wyjechać na jakąś spontaniczna podróż po swiecie z bandą hipsterow :D
Zastanawia mnie tylko o co chodzi z tymi kowbojami w listach. :o
Zachowanie matki Eddy jest dla mnie po prostu żałosne. Przypomina mi ona te puste, wpatrzone w siebie plastikowe lale, które mają grubo po 30-40 i chcą za wszelką cenę wyglądać na 18, chociaż wszyscy wiemy, że to nie jest możliwe. Co do Boogy'ego: Jest to naprawdę mądry "Koleś" :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko! ^-^
Fajny tekst, bardzo miło się czytało, zabieram się za resztę :)
OdpowiedzUsuńNo witam :3 Przybyłam tu z odmętów Internetów, żeby skomentować Twój zacny rozdział.
OdpowiedzUsuńW życiu nastolatki cholernie ważną rolę odgrywa matka i jak jej zabraknie lub po prostu nie interesuje się swoim dzieckiem, to później konsekwencje są różne, ale w większości przypadków – niezbyt korzystne. Niestety.
Ta matka to głupia pinda i tyle. Nie mam szacunku do takich ludzi. Nie rozumiem, jak można przekładać siebie ponad dziecko, które powinno być największym błogosławieństwem, jakie może spotkać kobietę. Poza tym ja, jako osoba niezbyt dbająca o to, jak wygląda i tak dalej, nie rozumiem, jak można tak się pindrzyć. Serio o.o
Zawsze marzyłam, by kupić vana, wymalować na nim wielkie logo Harleya i Metalliki i ruszyć nim w wielki świat, zostawiając wszystko za sobą. I jeszcze to zrobię. Na przekór wszystkim.
Eddy wywołuje u mnie pozytywne emocje. Podoba mi się jej postać i zobaczymy, co z nią będzie dalej. Jestem ciekawa, jak bardzo z biegiem czasu się zmieni. Bo zmieni na pewno. Każdego z nas kształtują pewne wydarzenia, prawda?
No i Boogy. Gość (a może powinnam powiedzieć koleś) jest w porządku. Lubię taką… Prostotę umysłu?
No i znowu krótko :c Nie mam nawet o czym się rozpisać. Meh, trudno.
Rozdział i tak mi się podobał.
Pozdrawiam cieplutko :*
No witam ;)
UsuńZgadzam się z Tobą w pełni, co do roli matki w życiu nastolatki. Tak samo uważam, że kobiety jednak powinny trochę chociaż poświęcać czasu swoim dzieciom. Nie, żeby całkiem rezygnować z siebie, ale no, wiesz.
Ja sama się lubię malować i wgl, ale taką pudernicą to bym być nie mogła ;P
Jestem bardzo ciekawa, jak będziesz widziała Eddy w przyszłych rozdziałach.
Haha, tak, Boogy to całkiem miła osóbka. Koooleś ;D.