poniedziałek, 19 października 2015

6. Burn it to the ground


Ticking like a time bomb, drinking till the nights goneWell get you hands off of this glass, last call my assWell no chain, no lock, and this train won't stopWe got no fear, no doubt, all in balls out


Kolejne dni obfitowały w częste wizyty klientów z zewnątrz. Zazwyczaj Eddy zajmowała się imprezami głównie w weekendy. W ciągu tygodnia bar bywał zamknięty. Ale najwyraźniej ostatnio działo się coś ważnego, bo Eddy prawie nie wychodziła zza baru.
Coraz częściej też widywała zebrania w kaplicy. Wiele nauczyła się o życiu i kulturze gangu motocyklowego. Chociaż oficjalnie chłopcy nazywali samych siebie mechanikami i miłośnikami Harley’ów, Eddy wiedziała, że chodzi o coś więcej. O wiele więcej. Mieli przy sobie dużo broni, a szkot bardzo często rozmawiał przez telefon z ludźmi, którzy brzmieli jeszcze śmieszniej niż on. Irlandczycy. Tak wyjaśnił jej to Opie. Siedział przy barze po bardzo podgrzewanej dyskusji w kaplicy. Poprosił o alkohol i wpatrywał się tępo w szklankę od dłuższej chwili.
Opie był ogromnym mężczyzną. Przy drobnej Lyli wyglądał jak prawdziwy wielkolud. Nigdy nie mówił wiele, ani nie uśmiechał się zbyt często. Jego ojciec, jeden z dziewięciu założycieli Sons of Anarchy, Piney, wyjaśnił kiedyś, że Opie stał się takim milczkiem od śmierci swojej żony. To by wiele wyjaśniało. Dwójka podobnych do Opiego maluchów były jego latoroślami z poprzedniego małżeństwa. Zaś trzeci chłopiec był dzieckiem Lyli.
Sam Op chociaż mówił niewiele, zawsze wydawał się mieć na wszystko odpowiedź. Eddy nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że Op i Piney nie zgadzali się z większością działań klubu. Wydawali się trzymać z daleka od Jaxa i Claya. Chociaż przecież Jax i Op byli najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa. Taki układ to z całą pewnością bardzo trudna lekcja dla mężczyzn, którzy wychowywali się tuż obok siebie. Trudno walczyć z własnym bratem.
Piney zaś znał Johna Tellera – biologicznego ojca Jaxa. To wszystko było bardzo skomplikowane i Eddy powoli ogarniała te koneksje, wprowadzana przez Lylę, gdy pomagała jej przy dzieciach i organizacji wesela.
John Teller  był pierwszym mężem Gemmy Teller-Morrow. To z nim miała syna Jaxa i drugiego,  Thomasa, który zmarł na wadę wrodzoną serca. To po nim mały Thomas otrzymał imię. Śmierć JT budziła wśród klubu ogromne poruszenie i Lyla radziła, by Eddy nie poruszała tego tematu. Jednak szybko po owdowieniu, Gemma wyszła za Claya. To budziło podejrzenia, że romansowała z Prezesem już przed śmiercią męża. Tak czy inaczej, Clay wychował Jaxa i kochał go jak swojego. Chociaż Eddy nie uważała, by byli ze sobą wyjątkowo blisko, obserwując ich uważnie zza kontuaru.
- Będziesz to pił, Ope? – spytała, wycierając szklankę. Widziała, że olbrzym czuje się czymś przytłoczony. Uniósł kieliszek, wychylając jego zawartość.
- Trudne obrady? – właściwie, nawet nie musiała zadawać tego pytania. Z twarzy Opiego można było czytać jak z księgi. – Hej, za kilka dni bierzesz ślub. Skup się na tym. Tego potrzebuje twoja szalona panna młoda.
- Widziałaś się z nią? Jak się trzyma?
-Tęskni za tobą. Jakikolwiek bajzel macie w klubie, ona naprawdę cię teraz potrzebuje. A i ty potrzebujesz oderwania od tych poważnych spraw.
- Nie da się po prostu zdjąć kamizelki i przestać być Synem.
- Ale można ją nosić i jednocześnie próbować torty, nie? – nie odpowiedział. Nie musiał. Chociaż nie wyglądał na przekonanego, wkrótce Eddy otrzymała mmsa od Lyli. Opie i jego śliczna narzeczona wybrali obrączki. Z poczuciem zadowolenia wróciła do układania nowej porcji szkła w szafkach.




Spodziewając się klienta, Eddy odwróciła się w finezyjnej pozycji do stojącego przy barze Jaxa, balansując na krześle, by dosięgnąć górnych szafek.
- Mogliście zamontować ten szajs pod sufitem.
- Nie spodziewaliśmy się krasnoludka za barem. – odpowiedź Wiceprezesa była natychmiastowa. Zostali w klubie niemal sami, nie licząc dwóch sączących piwo przy stoliku podstarzałych motocyklistów. Eddy przewróciła oczami, nie mając na podorędziu żadnej riposty. Spytała jedynie, czy czegoś się napije. Jax jednak odmówił i położył na barze dwie studolarówki. Na uniesione w niemym pytaniu brwi barmanki, wzruszył ramionami.
- Należy ci się. Poza tym, na ślub powinnaś mieć coś ładnego.
Eddy przyglądała się mężczyźnie już stojąc bezpiecznie na ziemi. Jej wnikliwy wzrok nigdy nie peszył Jaxa. Za to Eddy często zastanawiała się jak ktoś o tak subtelnej i delikatnej urodzie może być jednocześnie tak twardy. W białej koszulce, swoich ulubionych nisko osadzonych, szerokich dżinsach i nieodzownej kamizelce ze Żniwiarzem wyglądał jak połączenie nastolatka i gangstera. Przedziwne połączenie.
- Dlaczego to robisz?
- Lubię, kiedy moja kobieta się na mnie wścieka. – po raz kolejny nie miała żadnej odpowiedzi. Wiedziała, że Tara za nią nie przepada. Nawet jeśli od czasu do czasu zajmowała się chłopcami, dowody sympatii jej mężczyzny na pewno nadal wyprowadzały ją z równowagi.





Może nie jestem kobietą wykształconą. Może nawet nie jestem kobietą specjalnie mądrą. Ale na pewno jestem dobrą obserwatorką. Podczas, gdy słodka Lyla, ja, Gemma i nawet Wasza matka, nastawiona do mnie negatywnie, ekscytowałyśmy się nadchodzącym weselem jak rozchichotane nastolatki, coś zaczęło dziać się w klubie. Do tej pory sytuacja była jasna: Clay był szefem, Wasz ojciec jego ulubieńcem, zastępcą i powiewem świeżości. Tig był prawą ręką szefa, tą od strzelania i niezadawania pytań. Chibs był zawsze w drużynie Waszego taty, podobnie jak Twój ojciec chrzestny, Opie, Abelu. Z drugiej strony stołu był Juice, który wydawał się być wpatrzony w Claya. Bobby, kiedyś neutralny, wtedy zaczynał odsuwać się od klubu. No i na końcu Piney. Ojciec Opiego już wtedy, gdy pojawiłam się w klubie, zaczął oddalać się od wszystkich.
Nigdy nie pytałam, co się dzieje, ani jakie mają problemy. Mogłam tylko patrzeć jak członkowie Sons of Anarchy coraz bardziej oddalali się od tego, co miało być ich spoiwem: braterstwa. Piney na pewno to dostrzegał. Cierpiał, widząc rozłam przy stole Żniwiarza i nie było mu łatwo, wiedząc, że sam jest tego częścią. Patrząc na to moimi oczami, każdy z nich w pewnym momencie przeczył wartościom, które wyznawali. Każdy członek Sons of Anarchy był hipokrytą.
Zapewne znów nie rozumiecie, dlaczego Wam o tym mówię. Sama nie wiem. Po prostu wydaje mi się, że uderzyło mnie to w jak krótkim czasie coś zepsuło wszystko, co głosili od kilkudziesięciu lat. Mogę jedynie strzelać, co było tego bezpośrednim powodem, ale wiem na pewno, że to pieniądze podzieliły stół. Rozumiecie teraz? Przeżywszy sama tą lekcję w bardzo gorzki sposób, cierpiałam widząc, że Wasz ojciec i jego najbliżsi też podążają tą drogą. Może nasze błędy uchronią Was przed tym, co nas gubiło. Bądźcie mądrzejsi. Nieważne, czy będziecie nosić znak Żniwiarza, czy też nie. Kowboje, omijajcie błędy starszych i głupszych od siebie.

Eddy krzątała się po swoim zabałaganionym królestwie, nerwowo zerkając na zegar na ścianie. Nigdy nie była mistrzynią porządku. Za to chaos opanowała do perfekcji. Pomimo rozrzuconych dookoła kosmetyków, książek, ubrań, starych gazet i milionów bransoletek, które nosiła w ilościach hurtowych i mnóstwa innych bzdetów, Eddy całkiem sprawnie manewrowała pomiędzy tym wszystkim. Dzisiaj musiała działać wyjątkowo szybko, żeby nie spóźnić się na ślub. Jeśli wyjedzie za pięć minut, powinna zdążyć. No, może z minutowym opóźnieniem. Miała pozwolenie na pożyczenie któregoś z wozów z warsztatu, bo jej stary pick up został wywieziony przez świeżaków. Kradziony samochód nie był najlepszą wizytówką legalnego biznesu. Pukanie o framugę otwartych na oścież drzwi sprawiło, że Eddy była bliska wydłubania sobie oka szczoteczką przy tuszowaniu rzęs. Przecież wszyscy byli już na miejscu. Dostała klucze i miała zamknąć klub. W lustrze dostrzegła Juica, opierającego się nonszalancko o framugę.
- Co ty tu robisz?
- Zaprosiłaś mnie na ślub.
- Jak bardzo pijana wtedy byłam?
- No mam nadzieję, że nie byłaś, bo opiekowałaś się dziećmi Jaxa i Opiego.
- Cholera... Przepraszam, Juicy, wygłupiłam się.
- I wystroiłaś. Więc skoro już tak ładnie wyglądasz, to chyba mnie nie wystawisz.
- Nie wystawię. I dziękuję, ty też wyglądasz bardzo ładnie. – rzeczywiście, wyglądał odświętnie. Chociaż oczywiście na plecach miał kamizelkę, prezentował się inaczej niż na co dzień. Czyste buty, nowe, czarne dżinsy i koszula, którą można było uznać za wyjściową. No cóż, przynajmniej była wyprasowana. Zaskakująco dokładnie. Dzięki podwózce na harleyu dotarli na miejsce przed czasem. Dosłownie o sekundy, ale jednak. Dziwne uczucie, nie spóźnić się.




Sam ślub był naprawdę ładną ceremonią. Chociaż z całą pewnością był daleki od utartych schematów. Po spędzeniu kilku tygodni w tym towarzystwie Eddy byłaby bardziej zaskoczona, gdyby cokolwiek było tu sztampowe. Nie było garniturów i sukni wieczorowych. Nie było nawet kościoła, ani księdza. Były za to kamizelki ze Żniwiarzem, indiański urzędnik, przepiękna panna młoda w kremowej, obcisłej miniówce z wielkim welonem i białą podwiązką na szczupłym udzie. Do ołtarza prowadził ją dumny przyszły teść, Piney.
Lyla Dvorak nie miała rodziny w Californi. Eddy wątpiła, jakoby miała mieć rodzinę gdziekolwiek. Przy dźwiękach marszu Mandelsona, wygrywanego na gitarze akustycznej, Lyla doszła do ołtarza, ukrytego pod baldachimem rozłożystych drzew. Całe miejsce ceremonii, przytulny zagajnik w rezerwacie Wahewa został przystrojony białymi kwiatami i jasnymi światełkami. Eddy nachyliła się do Gemmy, chwaląc jej inwencję twórczą.
- Wszystko wygląda cudownie. – Gem uśmiechnęła się z dumą, gdy Clay pocałował ją w policzek. Chciał zaznaczyć, że to właśnie jego kobieta jest tak zdolna. To było piękne, że Clay i Gemma byli w sobie tak zakochani, pomimo ponad dwudziestoletniego stażu małżeńskiego.
Gdy Lyla dotarła do swojego ukochanego, zaczęła się magia. Miłość była niemal wyczuwalna w powietrzu. Uczucia były tak namacalne, że Eddy mdliło. Opie szukał w tej ostatniej chwili paniki wsparcia w przyjacielu. Jax puścił mu oko, splatając dłonie za plecami. Był świadkiem. Nie było innej opcji.
Za Lylą stała Tara w dopasowanej niebieskiej sukni bez ramiączek. Wyglądała naprawdę ładnie z włosami upiętymi w kok i grzywką, niesfornie uciekającą z upięcia. Eddy dostrzegła w jej spojrzeniu zazdrość. Czyżby mała Tara miała ochotę na włożenie białej kiecki?
Przysięga też nie była zwyczajna. Nie było, „i że cię nie opuszczę aż do śmierci”.  Za to padła inna, niestandardowa przysięga:
- Tą obrączką ślubuję zawsze kochać cię i chronić. Co jeszcze? Przysięgam... traktować cię tak dobrze jak moją skórę i... ujeżdżać tak często jak mojego Harley’a. – ostatnie słowa przysięgi z rozradowaniem wykrzyczeli wszyscy członkowie Sons. Eddy parsknęła śmiechem. Gdyby miała chociaż odrobinę ogłady poczułaby się głupio. Ale nie miała. Tak jak i cała reszta tego wesołego towarzystwa.
- Dlatego obiecałem sobie, że nigdy się nie ożenię. – Objaśnił półgębkiem Juice, siedzący obok. Ta tradycja była dla niego równie komiczna i żenująca jak dla Opiego, który ostatnią część przysięgi wymówił, przewracając oczami.




Wiecie za co najbardziej pokochałam życie, w które wprowadził mnie Wasz ojciec? Za kompletny brak konwenansów. Bawiąc się na weselu motocyklisty-skazańca i gwiazdki porno czułam się lepiej niż na wielu imprezach, na które zabierał mnie mąż z poprzedniego życia. Bawiłam się z Wami, tańczyłam z panem młodym i wszystkimi gośćmi, czując się jak w domu. Nikt nie pamiętał, że byłam „nowa”. Abel, obtańczyłeś mnie i Juica, a Thomas, tuliłeś się do mnie jak do najbliższej osoby, gdy odciążałam Waszą matkę. Nawet Tara przełamała ze mną lody.  Zobaczyłam ją w innym świetle. Zdradziła mi, że ona i Jax chcą odejść. Wyjaśniła mi, że nie potrafi zaufać żadnej kobiecie, bo ich związek nigdy nie był łatwy. Chociaż to przez bąbelki w szampanie. Wasza matka nigdy nie miała mocnej głowy. Ale była kochającą kobietą. Widziałam to w każdym spojrzeniu, jakim Was obdarzała. Widziałam to w sposobie, w jaki obejmowała Jaxa w tańcu. A ja po raz pierwszy od wielu, wielu lat poczułam się naprawdę szczęśliwa. To uczucie mnie obezwładniło. Nie wiedziałam, co mam z nim zrobić. Jak się zachować. Nie wiedziałam, czy to w porządku.

- Zatańczymy? - oferta Chibsa wcale nie przekonywała Eddy. Pokręciła przecząco głową, pokazując na kieliszek z szampanem.
- Nie tańczę.
- Ze mną tańczysz. - Szkot wyciągnął kieliszek z dłoni barmanki i oddał go pękającej ze śmiechu Tarze. Pijana pani doktor była jeszcze bardziej irytująca niż trzeźwa. Szkot ujął dłoń dziewczyny, prowadząc ją na drewniany podest, wybudowany specjalnie na tę okazję. Pewnie powinna być zła, że szkot tak ot sobie ją zabrał na parkiet, a jednak coś w bezczelnym zachowaniu każdego z Synów sprawiało, że nie potrafiła się gniewać. No, zbyt długo przynajmniej.
- Błagam, powiedz tylko, że to nie jest wymówka, żebyśmy odbyli jakąś poważną rozmowę, Chibby.
- Skąd. Po prostu chcę zatańczyć z piękną kobietą - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem mężczyzna, prowadząc Eddy w tańcu tak sprawnie, że nawet diabelsko niewygodne buty, pożyczone w końcu od Lyli nie przeszkadzały aż tak bardzo - chciałem też powitać cię w rodzinie. Zadbamy o ciebie - na to stwierdzenie Eddy nie mogła odpowiedzieć nic. Nie wiedziała, że tak szybko zaczną traktować ją jak członka rodziny. Chibs ją zaskoczył. Jednocześnie szkot wzbudzał w dziewczynie wyjątkowe poczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się, przytulając twarz do nieogolonego policzka mężczyzny. Przez ten jeden taniec mogło się wydawać, że Eddy nie jest twardą suką, tylko miłą, kochającą młodą kobietą.




Od szampana Eddy wolała zdecydowanie whisky. I to właśnie ona dotrzymywała towarzystwa jej i Juicowi, gdy postanowili odejść na trochę od szumu zabawy. Rozłożyli się wygodnie na trawie na leśnej polanie, z której było widać światła Charming.
Piękne to miasteczko. Niby takie jakich są tysiące. A jednak jedyne w swoim rodzaju. Ani Juice, ani Eddy nie pochodzili stąd. A jednak Charming wyryło się w ich sercach na zawsze. Mieli wiele innych wspólnych cech. Do połowy zawartości butelki znaleźli więcej podobieństw niż różnic. Oboje nie znali swoich ojców, oboje wychowywali się z szurniętymi matkami. Co prawda, on był z Queens w Nowym Jorku, a ona z Atlanty, ale oboje również przemierzali kilometry i w podróży zatracali swoje wszystkie strachy. Oboje również niedawno zakończyli związki. Tylko Eddy zrobiła to w dosyć wybuchowy sposób.
- Dlaczego mówią na ciebie Juice?
- Nie wiem. Naprawdę jestem Juan Carlos Ortiz.
- Och... trochę telenowelowato. – uniosła brwi, biorąc łyka łychy. Podała butelkę Juicowi, ubawionym określeniem Eddy. Słowotwórstwo zawsze było jej mocną stroną.
- Więc sama widzisz, Juice brzmi o wiele lepiej. Skąd Eddy?
- Nie wiem, byłam zjarana. Jestem Michelle Faith... Tak, widzę tą ironię. – odpowiedziała nim zdążył cokolwiek powiedzieć. Księżyc stał już wysoko na niebie, a butelka była wciąż w połowie pełna. Gdyby Juan Carlos miał wolne ręce i usta sytuacja wyglądałaby zgoła inaczej. Jednak goła, prawie, była jedynie Eddy. Wypili wystarczająco dużo i mieli wrodzone wystarczająco niskie zahamowania, by przejmować się, że ktoś może ich zauważyć.
A świadkiem był tylko księżyc... Przemknęło przez głowę poetycko Eddy. Jednak nim Juice zabrał się do męskiej roboty, nagle zerwał się na równe nogi. Wyszarpał koszulkę spod pleców Eddy, w pośpiechu zapinając pasek z grawerem SAMCRO i zarzucił kamizelkę, okrywając ją swoją bluzą. Niech cię, dżentelmenie.
- Zostań tu i pamiętaj: ktokolwiek, kiedykolwiek by pytał, byłem tu z tobą. Cały czas.
- Jasne. Wykorzystaj mnie jako alibi. Ale w zamian, później to ja cię wykorzystam.
- Będę twoim niewolnikiem. – nachylił się jeszcze raz, całując Eddy nim uciekł. Zanim jednak zniknął w ciemności, widziała, jak wyciąga zza paska pistolet, dlatego odgłos serii strzałów kwadrans później nie zdziwił dziewczyny. Uniosła butelkę w stronę księżyca i wypiła z niemym, srebrzystym towarzyszem toast za zdrowie zabójców. Oby wśród ofiar nie było nikogo ze Żniwiarzem na plecach...




Pukanie do drzwi wwiercało się w umysł Eddy jak dziób dzięcioła w korę drzewa. W wariackim półśnie szukała glocka Juica. Widziała go gdzieś koło łóżka. Zabije. Rozwali łeb. Ktoś kto wali w drzwi rankiem po weselu nie powinien chodzić po ziemi. Kto wie jakie jeszcze chore rzeczy wymyśli?
- Eddy? Mam rosół. I advill. – głos Gemmy znów wybrzmiewał jak najsłodszy hymn na cześć Pana. Może daruje jej życie. Wstała z łóżka, znajdując swoją bieliznę i zapięła bluzę. Słyszała prysznic, działający kojącymi strużkami na ciele jej towarzysza nocy.
- Już myślałam, że nie żyjesz.
- Chciałabym... – zwężone oczy Eddy zdradzały jej paskudne samopoczucie. Z wdzięcznością przyjęła kubek rosołu i ujęła go oburącz. Cała nienawiść dla napastliwego pukania ustąpiła, gdy tylko napiła się rosołu i zjadła tabletkę. Zaczynała rozumieć, dlaczego wszyscy tak kochają Gem.
- Więc Ty i Juice, hm?
- No... – głos Eddy zawahał się. Nie wiedziała do czego ta rozmowa miałaby zmierzać.
- I?
- Jest obdarzony bardzo hojnie i nie zapomina o dolnych partiach. Po co ci to mówię?  – zdezorientowana Eddy otworzyła szerzej oczy po to, by znów przymknąć je porażona natężeniem swojego światłowstrętu. Gemma natomiast parsknęła śmiechem. Najwyraźniej bezpośredniość Eddy wzbudzała we wszystkich rozbawienie. Tyle, że ona wcale nie żartowała.
- Coś z tego będzie?
- To tylko seks, Gem.
- Oni są bardzo emocjonalni.
- To motocykliści. – Eddy stwierdziła tak, jakby to tłumaczyło wszystko. W końcu byli twardymi gangsterami. Gemma jednak roześmiała się tak, jak poprzednio. Potrząsnęła głową, wzburzając przy tym burzę ciemnych włosów.
- Nie jesteś tu jeszcze wystarczająco długo, kochanie. Bądź dla niego delikatna. – królowa motocyklistów ucałowała policzek zaskoczonej dziewczyny i zniknęła, by po chwili przynieść drugi kubek rosołu, który zostawiła na bieliźniarce, tuż przy wejściu. Eddy uderzyło to jak pani Morrow wyglądała. Była świeża jak pieprzona stokrotka. Żadnych obwódek pod oczami, żadnych roztrzęsionych dłoni, wczorajszych włosów, czy zapachu wódy. Jakby wstawała gotowa na kolejny dzień.
- Jak ty to robisz? Jesteś wampirzycą?
- Bingo. Właśnie skończyłam poranną porcję krwi dziewicy. – Gemma z rozbrajającym uśmiechem zamknęła za sobą drzwi. Został tylko rosół i miarowy szum wody pod prysznicem. Po jakiś pięciu minutach hałas ustał.





Eddy cały ten czas siedziała na środku łóżka. Musiała wyglądać jak Abel, gdy dostanie burę. Nogi skrzyżowane ze sobą, wyprostowane plecy, nieco rozdziawione usta i kubek ciepłego rosołu w dłoniach, skrytych w za długich rękawach męskiej bluzy. Dodając do tego rozwichrzone, ciemne włosy i rozmazane resztki makijażu, widok jaki zastał Juice, wychodząc z łazienki musiał być iście komediowy.
- Gemma była?
- Mhmm. Rosół masz. – Eddy wskazała podbródkiem na parujący płyn na bieliźniarce. Mężczyzna z chęcią zabrał kubek i upił łyka, przymykając oczy z błogim uśmiechem. Zarwana noc, alkohol i odrobina zioła, odbijała się na organiźmie Ortiza. Chociaż patrząc na jego ciało, owinięte puchatym, różowym ręcznikiem wcale nie wskazywało na zmęczenie. Właściwie, było całkiem apetyczne. Wyrzeźbione, szczupłe, smukłe i śniade. Pomimo stada małp,  wygrywających w jej mózgu sambę, Eddy oblizała usta całkiem nieskromnie. Wspomnienie wczorajszej nocy, stojące tak wilgotne i realne przed nią, sprawiało, że miała miękkie nogi.
- Nie zapytasz o wczoraj?
- Było super.
- Dzięki, ale miałem na myśli to, jak cię zostawiłem.
- Nie moja sprawa. W końcu jestem tylko twoim alibi. Bardzo spieszysz się do gangsterowania?
- Mam jeszcze godzinkę.
Takiej odpowiedzi oczekiwała. Odkładając pusty kubek na szafkę przy łóżku, jednym ruchem zdjęła z bioder Juica niedorzecznie różowy ręcznik i posadziła go na łóżku. Z rozbawieniem obserwowała jego zmagania z zamkiem bluzy, który próbował rozpiąć zębami, gdy Eddy usiadła na jego udach. Wkrótce, pozbawiona jedynego ubrania, jakie miała na sobie, czuła skórę przystojnego Latynosa na swojej. Pocałunki, przybierające z każdą chwilą na sile przyprawiały ją o zawroty głowy. Bo panna Conway była bardzo zmysłową osóbką. Nawet jeśli ujeżdżała mężczyzn jak prawdziwa kowbojka. Lubiła czuć wszystkimi zmysłami. Dlatego, gdy wiele godzin później pracowała z Chuckym nad fakturami uśmiechała się promiennie, jak nigdy wcześniej. Czuła zapach Juica na swojej skórze. Przenikała nim.




Eli Roosevelt przekładał rzeczy na swoim biurku, jakby ich kolejność miała jakiekolwiek znaczenie. Nie patrzył na Eddy, ale mimo to, czuła się obserwowana. Od kilku minut nie powiedział ani słowa. Tylko obserwował. To doprowadzało barmankę do szału, ale na wszystkich świętych, przecież pracowała w kasynie. Przez miesiące pracy tam naoglądała się jak powinna wyglądać pokerowa twarz. W końcu czarnoskóry szeryf przemówił:
- Więc jeszcze raz, odtwórzmy twoje zeznania, panno Conway.
- No cóż... – Eddy wzruszyła ramionami, uśmiechając się w głębi ducha. Próbujesz złapać mnie na plątaniu się w zeznaniach. Twoje niedoczekanie, ptaszyno. – Przyjechałam na ślub z Juicem, to znaczy, Juanem Carlosem Ortizem. Chwilę przed rozpoczęciem. Siedziałam tam całą ceremonię.
- A Synowie?
- Wszyscy siedzieli niedaleko mnie. Gemma z Clayem po mojej lewicy, a po prawej siedział Juice, Teller był drużbą, dalej był Tig z Kozikiem i Bobby, Piney, wszyscy.
- Co później?
- Nie byłeś nigdy na weselu szeryfie? Bawiliśmy się. Tańczyłam z każdym z Synów, tak jak Lyla, zresztą, więc możesz być pewien, że byli na miejscu.
- A około pierwszej?
- Byłam z Ortizem.
- Gdzie?
- Na wzgórzu.
- I nigdzie nie wyjeżdżał?
- Nie. Całą noc oddawaliśmy się przywilejom młodości. Zresztą, dobrze wiesz, szeryfie. Twoi ludzie obstawili cały teren jak armia radziecka. – Cholera, to mogło zabrzmieć trochę zbyt bezczelnie, ale Roosevelt najwyraźniej nie miał możliwości podważenia jej zeznań. Nawet jeśli w nie nie wierzył. Tara, Gemma, Lyla, Unser: wszyscy oni zapewniali alibi Synom. Zgodnie potwierdzali, że żaden członek klubu nie opuszczał rezerwatu Wahewa w noc strzelaniny. Słowa Eddy nie odbiegały od  reszty opowieści.
- Więc spodziewam się, że nie masz zielonego pojęcia, kto mógł wystrzelać kilkunastu ruskich mafiozów?
- Przykro mi, szeryfie. - Eddy wzruszyła ramionami, oblizując lizaka. Eli westchnął ciężko, dziękując barmance za rozmowę. Nim jednak wyszła, postanowił jeszcze dorzucić swoje trzy grosze:
- Eddy, teraz może ci się wydawać, że rycerze na czarnych rumakach są dla ciebie wybawieniem, że jesteś winna im lojalność. Ale w końcu przekonasz się, że każdy z nich złamie ci serce.
- Dzięki za troskę, szeryfie. Moje serce jest z ołowiu. Ciężko będzie je złamać. – Dziewczyna puściła oczko szeryfowi i może tylko jej się wydawało, ale przez ciemną twarz Roosevelta przebiegło coś na kształt uśmiechu.




*****************************************************************************

A więc jesteśmy po szóstym odcinku. Mam nadzieję, że się wam podobało. W tym odcinku nie poznajemy już raczej nowych bohaterów, ale skupiamy się na stosunkach Eddy z poszczególnymi Synami (if you know what I mean ;>). Kocham wesela, dlatego też ślub Lyli i Opiego był tak istotny. Zarówno pan, jak i pani młoda są Eddy bardzo bliscy, w dodatku to na ślubie Eddy wskakuje całkowicie w świat motocyklistów. Zarówno pod względem kryminalnym, jak i osobistym.

Ciekawią mnie wasze opinie na temat odcinka. Czy Eddy powinna bawić się w pomocnika Batmana i kryć chłopców? Czy jej stosunki z Tarą mogą znaleźć punkt zwrotny? Jak widzicie jej... dużo powiedziany, związek? No i kto zdobył waszą sympatię po tym odcinku?

Całuję,
candlestick.

PS. Polecam serdecznie zobaczyć filmik, który dołączyłam jako audio. Uważam, że w całym youtubie nie ma filmiku lepiej pokazującego naturę SAMCRO. Nie jest mój, nie roszczę sobie do niego żadnych praw. Mam tylko nadzieję, że wam przypadnie do gustu ;)

11 komentarzy:

  1. Piosenka z Synów! ^^ Awwwwww! I nawet kojarzę wszystkie ścinki! Dobrnęłam do końca 3 sezonu. Ciekawi mnie jak będzie dalej. Czytam czytam! Skomentuję, gdy nie będę na informatyce xD Zaczyna się ciekawie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna rozprawka w komentarzu. Zapraszam!
      Piosenka! Z Synów! Podoba mi się! I do tego ścinki serialu! Głównie 3 sezon, ale podoba mi się ;)
      Rzeczywiście Opie jest potężny a Lajla (fonetycznie, albo pokićkałam imiona) jest taka mała i filigranowa. Była kiedyś scena kiedy zaczynali się kochać i dopiero wtedy zauważyłam jaka jest pomiędzy nimi różnica. W sumie Op nie jest gruby, wręcz przeciwnie! Ma rzeźbę ;D
      -Opie nadal w jakiś sposób przeżywa to co się stało z Doną (znowu fonetycznie) ale i z tym co się dzieje w klubie. Kiedy będę w połowie czwartego sezonu pewnie będę się lepiej oriętowała o co chodzi. Sądzę jednak, że może dojść teraz do rozłamu na dwa "obozy" 1) pod przewodnictwem Jaxa a 2) pod przewodnictwem Claya, który i tak i tak wiecznie tego ciągnąć nie będzie.
      -"- Mogliście zamontować ten szajs pod sufitem.
      - Nie spodziewaliśmy się krasnoludka za barem." - mistrz cytatów znów się odezwał ;) Podobało mi się też to, że Eddie dostała "wypłate". No i końcowy tekst "- Dlaczego to robisz?
      Lubię, kiedy moja kobieta się na mnie wścieka." Dżajki lubi grań na nerwach?
      Gif! Jeden z pierwszych, których znalazłam na tumblr i kiedyś tam dodatkowo wrzuciłam na aska, ale to szczegół xD Ale nie zmienia to faktu, że i cytat tam jest fajny i sam obrazek ;)
      Lubię Juicea. Jest naprawdę fajny i fajnie go tutaj pokazałaś. W sumie był odpowiednim partnerem na wesele.
      Ceremonię opisałaś tutaj pięknie :3 Aż chcę dobrnąć do odnicka kiedy się pobierają. Może teraz zerwie z biznesem porno?

      Usuń
    2. Clay i Gemma - ona ostra i on gangster. Para idealna. Może to i lepiej, że są razem. Trzeba ich podziwić za cierpliwość do siebie, miłość i wytrwanie. Dużo związków rozpada się po nie całej dekadzie! A oni są ciągle razem. W jednym z pierwszych sezonów Clay powiedział "Jestem zazdrosny czasami o niego" kiedy Gemm zajmowała się swoim ukochanym ptakiem.
      -Tara i Jax nie są parą. Może to i lepiej? No nie wiem, nie wiem. Chociaż odsuwamy tutaj na bok moje podejście do niej.
      -"Zdradziła mi, że ona i Jax chcą odejść" - na początku pomyślałam "hmmmmm... oni chcą się rozwieść?" a potem do mnie dotarło, że ona chce go chyba odciągnąć od Synów. NO FUCKING WAY!!! Jax przecież w całości oddał się SOA! I co? Chce teraz uciekać?! Jest wiceprezesem! To zbyt odpowiedzialna kwestia aby teraz odchodził, prawdopodobnie ze względu na Tarę. No proszę Państwa! Prędzej Gemma wydrapie oczy Tarze, udusi jej językiem i poćwiartuje kiedy dowie się, że był to jej pomysł a on się zgodził!
      -Kocham Chibsa! I to co zrobiłnie było chamskie a fajne! Pomyślał o niej aby nie czuła się smutna, samotna. Irlandczyk umie się wciąć w odpowiednim momencie. Mimo swojego groźnego wygądu jest czuły, ciepły, kochający a kiedy byli w Irlandi (szukać Abla) widok jego i jego córki mnie rozpuścił ^^ taki kochający, cholera no!
      -"Jednak nim Juice zabrał się do męskiej roboty [...]" - nie wiem czemu, ale lałam ze śmiechu! Choć nocka Juice+Eddy mi się podobał, ale na krótką mete. Zdziwiło mnie to dla czego musiał uciekać. Jakaś rozruba? Sądząc po późniejszym przesłuchaniu chyba tak, ale jaka?
      -Gemma znowu ukazała swoją kochającą stronę :3 "- To tylko seks, Gem."- Trzymam za słowo! Ale gemma jest aniołem i ma świetne teksty, zwłaszcza te o wampirze xD
      -Troszku przewidziałam finałowy poranek, jednak nie powiem: obstawiałam Jaxa albo Irlandczyka. Kurde, mam teraz na Filipa taką "fazę"! Genialny człowiek! Ale! Nie zmienia to faktu, że się przespali i fajnie. Cześć. Tylko czy ten numerek na końcu... Chyba Juice nie byłby sobą ;) Choć w sumie on to nie Tig!
      -Teraz odpowiem na pytanka pod koniec:
      1) Powinna kryć chłopaków, głównie z tego, że zna ich już jakieś tajemnice. Oni dają jej jakąś pracę i dach nad glową. Wsypanie ich groziłoby śmiercią z rąk Synów!
      2) Nie. No chyba, że... nie, nie widzę tego. Jax traktuje Eddy... on jest zalotnikiem i do naszej bohaterki też robi lekkie podloty. Czasmi Tara to widzi a czasami nie. Bywa. Ale czy takie "zalociki" mogą być czymś więcej?
      3) Związek? Czyi bo nie za bardzo się połapałam Tara&Jax? Jax powinien być... sam z dziećmi. Wydaje mi się, że jej związek z Jaxem sprawia jej ból a zadaje jej to gang. Bywa. Za to Juice... nie wiem jak wyglądałby w zwiąku, nie widzę tego powiem szczerze.
      4)Sympatie moje drogie tak samo jak po obejrzeniu odcinka: Chibs!!! Mój mistrz! Jaxowi zmienił się trochę charakter na nie fajny, ale za to "dobra dupa nie jest zła" tak samo jak ładna buzia ;) No facet jest przystojny, nie okłamujmy się!

      ps. W którym sezonie Tara ginie? Czy to takie ploteczki?

      Usuń
    3. Ach, moje ukochane rozprawki. Dla takich komentarzy chce się pisać ;)
      Miło mi, że filmik przypadł Ci do gustu. Jest rzeczywiście na 3 sezonie oparty, ale też na offie. Trochę wpadek, trochę zza kamery scen. Fajny bajer.
      Opie jest po prostu wielki. Wcale nie jest gruby, tylko wielki. A do tego Lyla jest rzeczywiście filigranową kobietką.
      Masz dobrą intuicję. Klub się rozłamuje i to bardzo. Dużo się jeszcze między nimi wydarzy złego. Ale ponownie, Eddy nie o wszystkim będzie wiedziała, tak więc i czytelnicy będą mieli czasem tylko jej domysły jako dowód. A Donna, jak najbardziej, nadal jest bardzo trudnym tematem dla Opiego. Ale trudno, żeby było inaczej.
      A dziękuję, dziękuję. Czuję się doceniona. No wiesz, każdy mężczyzna jest trochę przekorny. Pewnie i Jax ma to w sobie.
      Tak, ten gif jest wyjątkowo urokliwy.
      Juice to bardzo ciekawa postać. Myślę, że na jego osobie bardzo trafnie można stworzyć rozprawkę o lojalności. Powinnaś to wkrótce zobaczyć. No, ale nie uprzedzajmy wypadków. W każdym razie, im dalej w las, tym bardziej pogmatwany psychicznie okazuje się ten nasz Juicy. A czyż nie takie kaleki emocjonalne kobiety lubią najbardziej? ;>
      Wesele bardzo mi się podobało w serialu i postanowiłam trochę to rozwinąć. Właśnie o Chibbiego, o budowanie relacji z resztą ekipy. Cieszę się też, że widzisz to, co robią chłopcy – tu mam na myśli w tym rozdziale Filipa – jako coś pozytywnego. Na swój specyficzny sposób dbają o siebie nawzajem, o kobiety i swoich bliskich. To też mnie w nich urzeka, w tej ich zakręconej, dziwacznej kulturze.
      Co do porno biznesu Lyli, nie wiem czy z tego tak łatwo się wychodzi, ale zawsze można wyjść obronną ręką jak Luann. Clay i Gemma rzeczywiście są takim przykładem mieszanki wybuchowej. Mają oboje ogromną siłę, tylko mają również dużo brudnych sekretów. I to może ich pogrążyć. Ptaki Gemmy to dla mnie temat na całkiem długą rozprawkę. Ktoś, kto wymyślił ten motyw był geniuszem.
      Z odejściem Tary i Jaxa jest tak, że z jednej strony oboje chcą żyć normalnie – no, bo wiesz, siedzenie w pace i niewidywanie synów na pewno nie jest dla niego wymarzonym życiem. Ale z drugiej strony też klub jest drugim domem i Tara, jakbyś za nią nie przepadała, rozumie to.
      Owszem. Nawet jest napomknięte mniej-więcej o co chodzi. Eli naprowadził Eddy, czego dotyczyła strzelanina. To sposób klubu na zamknięcie rachunków z ruskimi.
      Mądre odpowiedzi. Kiedy wie się zbyt dużo, lepiej grać kartami silniejszego. Eddy jest cwana i dostała swoje lekcje, więc myślę, że się do tego zastosuje.
      Nie można też zbyt poważnie traktować tych przepychanek słownych. Od małego flirtu nikt jeszcze nie zginął. No, chyba, że Tarę krew zaleje i nie wytrzyma w pewnym momencie ;D. Sama pani doktor przeżywa naprawdę trudny czas przez klub, ale taka jest cena za kochanie Syna. Zresztą, to też poruszę.
      Haha, oczywiście. Chibs jest naprawdę wdzięczną postacią. Silną, na swój sposób sprawiedliwą i opiekuńczą. Taki... tatuś. Tylko seksowny i ze spluwą za paskiem ;p. Jax przechodzi metamorfozę, a to dopiero początek. Jak t mówią: dorastanie boli. Ale tak, dobra dupa zawsze dupą dobrą zostanie xd.
      A nie zdradzę Ci tego, bo to najważniejszy smaczek, prowadzący do kolejnych wydarzeń. Oglądaj bacznie i nigdy nie wierz, że coś się kończy zbyt gładko.

      Pozdrawiam i dziękuję za taką dogłębną analizę <3.

      Usuń
  2. Tururururururu… We're going out tonight [or next Friday XDD], to kick out every light, take anything we want, drink everything in sight...

    Jak The Gazette kocham, pierwsze co zrobię, jak już legalnie będę mogła korzystać z życia, to włączę tę piosenkę, rozleję sobie Jacka albo inną łychę i spalę trochę złotych Marlboro. A potem pomyślę nad sensem życia i skończę w depresji, słuchając jakichś tanich smętów. XD Tak czy siak, to już niedługo, więc: I'm excited. Just a little, little bit. :D

    Nie myślałam, że Juice i Eddy tak szybko pójdą na całość. Co nie zmienia faktu, że to było taktycznie dobre i w sumie nie powinno dziwić, bo chyba żadne z nich nie lubi miłosnego pierdolotu. W końcu nie owijają w bawełnę, nie? xD
    Jak widzę ten związek? Trochę słabo. W sensie, widzę tu duże prawdopodobieństwo wystąpienia uczucia (chociaż, nie powiem, z ojcem dzieciaków też bym ją chętnie widziała. XD --> wniosek dam w post scriptum, bo to się chore robi). Ale czy Eddy i Juice mają jakieś szanse na stworzenie czegoś konwencjonalnego? Wątpię. Nudno na pewno nie będzie, pytanie tylko, czy to przetrwa, czy tak średnio.

    Jak na razie nie wydaje mi się, żeby Eddy i Tara mogły zostać najlepszymi przyjaciółkami, ale kto wie…? W sumie, kiedyś sama bardzo nie lubiłam moich dwóch koleżanek, a potem tworzyłyśmy razem jedną z najbardziej zgranych paczek i było super. Nadal się zresztą lubimy. Więc może podobnie będzie z tymi kobietkami? No chyba, że się Jax skusi na Eddy… Też by było miło, nie powiem. xD


    Nadal trochę mi ciężko się poogarniać między postaciami, bo ich jest taaaaaak wieeeeelee. Ale radzę sobie, dzięki tej świetnej zakładce, którą stworzyłaś. Z rozdziału na rozdział mnie bardziej korci, żeby się za serial wziąć, ale trochę się boję, że jak w niego wsiąknę, to po całości, a szkoła mnie troszkę nie lubi ostatnio :c Także jak opylę tę cholerną maturę, to chyba nie będzie zmiłuj.

    Lecę na spacer, może mnie olśni, jak skończyć "Ulicę 2", żeby lipy nie było.
    Buziaki ;)
    Hagiri

    Ulicznice

    P.S.: Ja chyba zostanę jakąś shipperką czy coś. Shippowanie – a już w szczególności postaci, o których piszesz Ty – staje się powoli moim hobby, serio xD Nie wiem, czy to wina zbyt dużej ilości kawy, jaką dzisiaj przyswoiłam, czy powinnam już iść na leczenie, ale serio mi to dużo frajdy daje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że soundtrack wybrałam dobry. Tak zrób. Tylko nie myśl za dużo, bo to się może skończyć właśnie depresją. A dajże spokój, po co komu depresja? :D
      O widzisz, rozgryzłaś to, o co mi chodziło w tej relacji. Powstrzymywanie się mogło być dobre w przypadku królowej i Hala. Tutaj liczy się impuls. Konwencjonalnego związku to Eddy nie ma szans stworzyć z kimkolwiek. No weź, jest na to zbyt powalona. Uczucia natomiast to bardzo delikatna sprawa. Zwłaszcza, że Gemma, znająca klub od jakiś trzech dekad, ma rację: oni wszyscy są pod względem kobiet delikatni. I pod względem "własności". I tu może pojawić się zgrzyt.

      Co do Tary, to za kilka odcinków mam napisaną dosyć istotną rozmowę tych dwóch pań. Bo mogą być jak kot z psem, ale kilka cech je bardzo łączy. Dlatego mogą stworzyć, po raz kolejny, niekonwencjonalną relację. A tak, często jest tak jak mówisz. Ja mam kilku kolegów, z którymi uwielbiam spędzać czas, chociaż nasza posiadówka to festiwal docinków xD.

      Wiem, wiem. Postaci jest strasznie dużo. Ale kiedy pojawia się ktoś nowy, albo rzadko używany, staram się opisać co nieco. Cobyście moi czytelnicy biedni nie dostali kociokwiku. Serial polecam, ale nie w takim momencie. Bo on nie pozwala odejść od ekranu. Więc najpierw niech panienka zda, co swoje.

      Ale się uśmiałam przy Twoim shippowaniu. Cieszę się, że mogę Ci sprawić chociaż trochę przyjemności w życiu. Kawa jest dobra. Zawsze. Wszędzie. XD.

      To idź, pisz i publikuj, bo nie mam co czytać! Wstyd, pani.
      A ja tymczasem dopieszczę kolejny rozdział, bo jutro mam publikację w terminarzyku ;D

      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Uwielbiam wesela! Może też dlatego tak dobrze czytało mi się ten rozdział. I oczywiście znowu jakieś zaskoczenie dla mnie. A właściwie to dwa. Nie ma to jak na weselu, zamiast eleganckich garniturów i białej bufiastej, rozkloszowanej sukni Panny Młodej, są kamizelki i obcisła miniówka, którą oczywiście nosiła Panna Młoda. Hm, chciałabym kiedyś pójść na takie wesele, przyznaje. Drugie zaskoczenie: Eddy i Juice?! I to jeszcze wszystko potoczyło się tak szybko. Jednak to nie zmienia faktu, że rozdział jak zwykle rewelacyjny! Nie można się od tego oderwać! Nie wiem jak Ty to robisz, ale nie przestawaj! :>
    Pozdrawiam ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też? Wesela są najlepsze na świecie <3.
      Miło mi, że udało mi się Cię zaskoczyć. To inspiruje do dalszego pisania. Haha, no nie spodziewaj się, że to będzie historia na stałe, ale tak to czasem się dzieje w życiu niezbyt ustabilizowanej Eddy.
      Jest mi niesamowicie miło i postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań ;*

      Usuń
  4. Kurcze, ja też chcę takie wesele :c Słowa przysięgi mnie rozwalily, były takie szczere, nie to co te puste słowa, które księża każą nam mówić w kościele... Eddy i Juice... hm, szkoda że Eddy traktuje go tylko jako niewolnika od seksu :D przydałby jej się ktos do kochania, takie niby twarde laski (znaczy ona tak o sobie mówi, ale ja wiem że w środku kryje się w niej wrażliwość i strach przed zranieniem ;p) potrzebują wlasnie tej czułości i poczucia ze są dla kogoś ważne. No i dobrze ze Eddy chroni swoich, przecie to jej rodzina ;) tylko cos mam wrażenie ze jeszcze przysporzy jej to kłopotów :D
    Pozdrawiam ;*
    pisujesobie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Dlatego bardzo podoba mi się sposób, w jaki jest to rozwiązane m.in. w Stanach. W sensie, że możesz ułożyć własną przysięgę. Czy coś takiego nie jest bardziej szczere niż powtarzana przez miliony przysięga?
      Haha, niewolnik to bardzo mocne słowo. Ale coś w tym może rzeczywiście jest. I dobrze rozgryzłaś Eddy. Myślę, że jeszcze się taki człowiek nie urodził, co by sobie sam radził ze wszystkim w życiu, jak i emocjonalnie.
      Kłopotów to na pewno jeszcze wiele rzeczy jej przysporzy xD.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. No cześć :3

    Mam w zwyczaju zwykle zaczynać od błędów, czy to językowych, czy ortograficznych, więc i tym razem tak będzie. Nie tu dużo do czepiania się, ale stylistyka wypowiedzi jest bardzo ważna, więc Ci to napiszę.
    „ Thomasa, który zmarł na wadę wrodzoną serca.” – nie chcę się czepiać, ale chyba lepiej będzie „na wrodzoną wadę serca”. Chyba brzmi lepiej.
    Ach, no i piszesz Szkot z małej litery. Szkot to to samo co, na przykład, Polak, Hiszpan… To wszystko pisze się z wielkiej.

    Okej, zabieramy się za treść.

    Jest Opie *.* Uwielbiam go, naprawdę.
    To, że jest wielkim mężczyzną nie podlega wątpliwości. Gdzieś czytałam, nie wiem gdzie, na jakiejś Wiki o Synach? Może i tak. W każdym razie Opie to dwa metry i sto kilo czystego faceta!
    Kurczę, nie mogę już się doczekać tego ich ślubu! Głównie dlatego, że czekam na „I promise to treat you as good as my leather and ride you as much as my Harley”. Mam nadzieję, że to się pojawi. Najfajniejszy element ślubu! No, nie licząc zabijania Ruskich na weselu.

    No, wygląd Jaxa zdecydowanie nie pasuje do typowego harleyowca. Kraciasta koszula, biały T-shirt, spodnie opuszczone do połowy tyłka i coś, czego za cholerę nie mogę ścierpieć – te jego białe buciki! W dodatku zawsze idealnie bialutkie, nawet po upadku z motocykla. Jakby ktoś ciągle za nim latał i mu je pucował. No i jak chodzi, to się tak buja jak taki 100% nigga. Jesus, naprawdę nie podoba mi się to, jak on się nosi. Za to Chibs… No, tu już inna bajka *_* :p
    Ale miło, że pomaga Eddy. To duży plus. Nawet mogę mu wybaczyć to nigga bujanie. Ale nie buciki.

    Notesik Eddy coraz bardziej przypomina książkę Johna Tellera, przynajmniej jeśli chodzi o treść i przekaz tego, co się pisze. A może bardziej to, co skrobał sobie Jax? W każdym razie książki obydwu Tellerów. To zamierzony zabieg?

    „ - Zaprosiłaś mnie na ślub.
    - Jak bardzo pijana wtedy byłam?”
    Ej, ej, to nie było zbyt miłe.

    TAAAK! Doczekałam się magicznej przysięgi rodem z SAMCRO! Mam ten tekst na tapecie laptopa :p

    Gdy tylko w tekście pojawia się ksywka Chibs, od razu mam banana na ryjcu :D
    Bardzo miło się zachował, nie spodziewałam się tego.

    > Bingo. Właśnie skończyłam poranną porcję krwi dziewicy. < Jedyne, co sobie pomyślałam, to to, jak bardzo ten tekst pasuje do Gemmy.

    Och, dopiero przy rozmowie z Rooseveltem wspomniałaś o Hermanie. Choć był obecny tylko od sezonu drugiego do czwartego, bardzo go polubiłam. Nie cierpię Suttera za to, jak go uśmiercił. Mina? Seriously?

    Dobra, mój komentarz może być trochę dziwny, ale już śpieszę z wyjaśnieniami – otóż komentuję wszystko na bieżąco. Otwieram sobie Worda i co chwila czytam fragment, po czym piszę o nim kilka słówek, następnie znowu wracam, a gdy już wszystko skończę, to wszystko kopiuję i wklejam do komentarza. Dlatego tak może się dziwnie czytać.

    Uwielbiam Juice’a, więc i ich związek będę pewnie uwielbiać :> Ale pożyjemy, zobaczymy. Jak mnie wkurzy, to ugryzę. Ja naprawdę gryzę. Także ten, lepiej niech się boi. To samo się tyczy Eddy! Żeby nie było.

    Ach, jak już poruszyłam temat Eddy. Wydaje mi się, że ona tylko sobie gra taką sukę, a tak naprawdę jest cholernie wrażliwa i właśnie potrzebuje odrobinki miłości, a nie tylko czystego seksu. Ja też tak mam. Że niby skorupka taka twarda, ale serducho mięciutkie.

    Jakieś uwagi? Nope. Wszystko, do czego chciałam się doczepić, już zamieściłam :)

    Rozdział baaardzo mi się podobał.
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń