sobota, 31 października 2015

8. Last of my kind


So young, so brazen, so unholy 
I come to you in painted skies
You're broken saint, your ancient story
The living challenge to their lies
Trapped in the cold outside
There ain't no shelter
And they want to force my hand
Until I take what I wanted
And break all the lies
And defeat the fucking liars
Smash all the temples
And crawl through the rubble
And cry to the fallen



„Zginiesz w męczarniach. Zapłać za krzywdy. Dziwko” . Wpatrywała się w anonim tępym wzrokiem. Nawet chyba nie robiło to na niej wrażenia. Eddy przywykła do tych obelg. Denerwowało ją jedynie to, że nie potrafiła znaleźć powodu. Jasne, wiele osób mogło nie pałać do niej sympatią, ale nie sądziła, by kogoś aż tak skrzywdziła.
- Co tam masz? – głos Juica przerwał natłok myśli i przypuszczeń.
- Nic – odpowiedziała szybciej niż sama się tego spodziewała. Schowała papier do tylnej kieszeni dżinsów, uśmiechając się do swojego gościa. – Nie słyszałam, jak wchodziłeś. Ładnie to tak straszyć?



- Słyszałem, że odwiedzał was Eli Roosevelt. Mówił coś o mnie?
- Nie. Dlaczego? Co mógłby mówić o tobie czekoladowy sierżant?
- Nie, nie. Tak tylko...
- Juice.
- To nic. Po prostu... policja doczepiła się do mnie i do mojej licencji na sklep z ziołem. Myślałem, że może przez to cię niepokoją. – Ortiz był właścicielem salonu odnowy biologicznej. Uwielbiał temat lewatyw i detoksykacji organizmu. Ej, kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem, mądrale.
W salonie sprzedawał też marihuanę. Dzięki ustawie, przepchniętej przez rząd, te biologiczne bzdety idealnie nadawały temu odpowiedni, zdrowotny wydźwięk. Tak więc licencję dostał bez problemu. Nie rozumiała, dlaczego nagle miałoby się komuś to odwidzieć. Juice najwyraźniej jednak nie zamierzał o tym rozmawiać. Objął Eddy, szepcząc prosto w jej ucho słowa dalekie od jego zdrowotnych zainteresowań. Usłyszała wiele wizji, które miał przez te dwa tygodnie. Na jej temat. Bardzo przyjemnych, dlatego też oboje postanowili je wprowadzić w życie. Najlepiej od razu.
Chociaż seks potrafił rozproszyć myśli, Eddy nie mogła nie zauważyć, że Juice się zmienił. Coraz częściej mówił dziwne rzeczy. Zachowywał się tak, jakby chciał jej o czymś powiedzieć, ale w ostatniej chwili rezygnował. Nie potrafiąc mu pomóc, Eddy po prostu pozwalała chłopakowi zapomnieć o problemach. Sama też potrzebowała tego samego zapomnienia.


Nim zaczniecie kogoś oswajać, nim zbliżycie się do kogoś w życiu upewnijcie się, że jesteście na to gotowi. Nauczcie się rozmawiać i pytać. Nauczcie się, jak dbać o innych. Nie pozwólcie, by Wasze skrępowanie, Wasz indywidualizm, czy jakakolwiek inna wymówka przeszkodziła Wam w zadbaniu o kogoś, kto jest, czy choćby może stać się dla Was ważny.
Nie potrafiłam rozmawiać z Juicem. Wychodziłam z założenia, że jego problemy nie są moimi. Sądziłam, że jeśli będzie chciał rozmawiać, zrobi to. I już zawsze będę się zastanawiała się, czy gdybym to ja wykonała jakiś gest, sprawy potoczyłyby się inaczej. Za żadne skarby nie życzę Wam tego, co przechodzę. Ciągłe rozpamiętywanie. Zadawanie pytań, na które po prostu nie ma odpowiedzi. Więc, kowboje, nie pozwólcie, by ego stanęło Wam na drodze do ocalenia czegoś cennego.

Gemma i Eddy nie do końca rozumiały rozradowane nastroje członków klubu, gdy w piątkowy wieczór wyszli z kaplicy. Pomiędzy okrzykami zadowolenia, Eddy mruknęła do towarzyszki:
- Jesteś pewna, że to stado facetów, a nie menopauzalnych bab?
- Nie chcę myśleć, co będzie, kiedy wejdą w wiek kryzysu wieku średniego.
- Miałaś na myśli demencji?
- Jestem ich rówieśniczką.
- Ups. – Chociaż mina Eddy, niewinna jak to tylko możliwe, uniemożliwiała Gemmie uduszenie młodszej koleżanki, jej złośliwy uśmieszek bardzo kusił do rękoczynów. Tej nocy miało do nich jednak nie dojść.





Chociaż alkohol lał się strumieniami, motocykliści dzisiaj odczuwali braterstwo. Wszyscy, poza Juicem. On siedział smętnie z boku, wpatrując się w kufel piwa. Jakby jego dno miało udzielić odpowiedzi na dręczące Ortiza pytania. Eddy oderwała się od rozmowy z Opem i nachyliła się przez bar w stronę chłopaka, pytając z niezwykłą jak na siebie troską:
- Juice, co z tobą?
- Nic, ja muszę... Sam... – odpowiedź Juica tak niejasna, tak chaotyczna sprawiła, że Eddy wzruszyła ramionami. Nieświadomie ją odepchnął. Nieświadomie sprawił, że przekorna Eddy postanowiła nie zajmować sobie myśli osobą zdołowanego latynosa. Nieświadomie popchnął tą, której najbardziej potrzebował w ramiona Tiga. Sierżant pełen był tego wszystkiego, czego Juice nie był w stanie jej dać. Poświęcał wyjątkowo dużo uwagi barmance, sypał żartami jak z rękawa, a w dodatku był równie niezrównoważony jak ona sama.
Nic więc dziwnego, że noc dla obojga nie była przespana. Nie dziwne było też to, że oboje bardzo szybko znaleźli się w już zabałaganionym, nowym lokum Eddy. Również nie dziwiło nikogo to, że seks był najbardziej dziki, jakiego oboje w życiu doświadczyli. Chemia, która między tą dziwaczną parą tworzyła się od początku, w końcu znalazła swoje ujście. Znalazła je w uścisku ciał, w paznokciach, wbijanych w ramiona sierżanta, w językach, splatających się ze sobą w najbardziej intymnej rozmowie. Całe to iskrzenie wybuchło jękami i okrzykami. Okraszone brakiem uczuć, podsysało czysto fizyczny płomień pożądania, który irytująco narastał w obojgu od kilku miesięcy. Jak wtedy, kiedy uderzysz się w mały palec u nogi, szukając w ciemności drogi do drzwi.




Zawsze sądziłam, że za nic nie powinnam czuć się winna. A już na pewno nie czułam, że powinnam przepraszać za coś, co sprawia mi przyjemność. Bo i dlaczego? Kowboje, bardzo szybko przekonacie się, że życie jest za bardzo gorzką pigułką, a za mało gigantyczną porcją lodów. Dlatego, skoro miałam okazję chociaż na chwilkę zanurzyć się w słodyczy, dlaczego miałabym czuć się winna? Odpowiedzi szukałam długo. I nie wiem, czy ją znalazłam. Wy też będziecie musieli sami sobie zadać to pytanie: czy ból brzucha wart jest chwili rozkoszy dla podniebienia?

Wesołe nastroje, panujące w kaplicy odeszły w zapomnienie już dwa dni później. Eddy, siedząc z Chuckym na zapleczu, ukradkiem obserwowała wściekłość, którą buzowali członkowie SAMCRO. Znerwicowany księgowy zaczął miąć w drewnianych rączkach rachunki za prąd.
- Ej, spokojnie. To nam się jeszcze przyda. A ty nie zrobiłeś nic złego, tak? – Eddy wyciągnęła z drewnianego uścisku księgowego istotny papier, starając się pomóc mężczyźnie wyzbyć się paranoi. Na dobrą sprawę, to facet był naprawdę biedny. Przecież nie chciał być takim, jakim się stał. To wydarzenia, ludzie, los, coś niezależnego od niego, stworzyło Chucky’ego karykaturą księgowego. Mężczyzna niechętnie skinął głową, przyznając Eddy rację.
Wkrótce z kaplicy doszły ich jakieś podniesione głosy. Członkowie klubu zaczęli wychodzić jeden po drugim. Kozik schodził z drogi wściekłemu Tigowi i Clayowi, a Jax uciekał z widoku pochmurnemu Bobby’emu. Juice pokazał Eddy bardzo jednoznaczny gest. Przesunął palcem po śniadej szyi, dając dziewczynie do zrozumienia, że sytuacja jest bardziej niż napięta. Po chwili do dwójki pracowników zajrzał Chibs.
- Możecie się zbierać – poinformował posępnie - dzisiaj tu nic więcej się nie wydarzy.
Nie mógł się bardziej mylić. Podczas gdy klub, wraz z Eddy i Chuckym starającymi się krążyć na paluszkach, zbierali się do domów, pod podjazd Teller-Morrow powoli wtoczył się ciemny van. Po chwili  padły pierwsze strzały. Chucky pisnął, Trager i Chibs otworzyli ogień, Eddy wrzasnęła. Clay, wyciągając zza paska pistolet, popchnął ją na ziemię, za swoim motorem. Dziewczyna zasłoniła głowę, kuląc się na chłodnym gruncie. Nie trwało to nawet trzech minut. Po chwili do uszu barmanki doszedł pisk opon, a ciężarówka zniknęła z pola widzenia.




Jax wsiadł na swój motor i pognał za odjeżdżającymi napastnikami.  Tuż za nim pognał Opie, Chibs i Tig. Przy Eddy kucnął Kozik, podając jej rękę, by dżentelmeńsko pomóc wstać:
- Wszystko w porządku? – spytał, rozglądając się jednocześnie po reszcie.
- Tak... – Eddy otrzepała dżinsy, czując, że pobladłe usta nie za bardzo chcą wypowiadać słowa, tak jak sobie to zamierzyła – co to... co to k..kurwa b-było?
- Meksykańcy – zawyrokował Clay, patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była ciężarówka pełna zamaskowanych napastników.
- Co robimy? – Juice wymieniał magazynek, oczekując na dalsze rozkazy prezesa.
- Skontaktuj się z Romeo. Musi nam to gówno wyjaśnić. Na już.
- Roosevelt za chwile tu będzie, żeby truć nam dupę. – Zauważył Bobby. Do tej pory stał z boku z posępną miną, ale mimo tego, co wydarzyło się między nim i resztą chłopaków, w obliczu otwartego ataku potrafił odsunąć ego na bok. Eddy wyrwało sie nim zdążyła pomyśleć:
- Zajmę się tym.
- Bądź ostrożna, maleńka. – Kozik nigdy wcześniej nie był tak otwarcie czuły wobec Eddy. Widząc, że zarówno ona, jak i Clay przyglądają mu się z dość dziwnymi minami objaśnił:
- Mam córkę w jej wieku, no. Jest podobna. – Mężczyzna wzruszył ramionami, oddalając się wraz z Juicem, by załatwić sprawę z Romeo. Bobby i Clay wsiedli na motory, odjeżdżając w ciemność.




Znów została sama z Chuckym, który wciąż wydawał się przerażony.
- Chodź, pinokio. Naleję ci wódki. Dziś już nikt nie będzie do ciebie strzelał, koleżko. – Eddy objęła księgowego ramieniem, prowadząc do klubu.
Jak przepowiedział Bobby, wkrótce pojawił się Roosevelt, żądając wyjaśnień. Eddy wzruszyła ramionami, dolewając do kieliszka Chucky’ego.
- Nie wiem, panie władzo. Wiesz, że od pewnego czasu dzieciaki z Charming szaleją z bronią. Pewnie się wydurniali.
- Ta... jasne. Tu, oczywiście, nic się nie działo? – wyraz twarzy Eli’a sugerował, że nie wierzy w ani jedno słowo Eddy, ani Chucky’ego, potwierdzającego jej historię. Dodatkowo sprawę pogarszał dla oficera policji fakt, że księgowy wyzbierał wszystkie łuski z nabojów.
- Cisza. Też słyszeliśmy te strzały, ale stąd nic nie widzieliśmy.
- Będę miał was na oku.
- Jasne. Jak zawsze. – Eddy uśmiechnęła się do Roosevelta, czekając aż opuści klub, a gdy to zrobił, wysłała smsa Juicowi. Chciała, żeby chłopcy wiedzieli, że przynajmniej sprawę policji mają z głowy.





Jeśli SAMCRO było w czymś dobre to na pewno w dwóch rzeczach: w zabijaniu i w imprezowaniu. Sobotniego wieczoru pod koniec października nikt nie myślał o tym pierwszym. Skupiono się raczej na wylewaniu za kołnierz i beztroskiej zabawie. Prywatne, klubowe śledztwo w sprawie ataku na warsztat oczywiście trwało w najlepsze, ale ten wieczór miał być daleki od „trudnych spraw”.
Gemma organizowała festyn z okazji Halloween. Oczywiście, wszyscy zostali grzecznie poproszeni o udział, co ma się rozumieć było propozycją nie do odrzucenia. Tak więc całe Charming już od tygodnia żyło tym wydarzeniem. Eddy była na miejscu już od świtu, pomagając przygotować całą szopkę. Dekoracje, punkty gastronomiczne i te z piwem. Przyjechały nawet karuzele. Trzeba przyznać, że pani Morrow wiedziała, jak urządzić dobrą zabawę.
Wokoło biegały dzieciaki, przebrane za różnej maści potwory i straszydła. Trzeba było naprawdę się nagimnastykować, żeby w tej mieszaninie Frankensteinów i Dracul znaleźć swojego dzieciaka. A jednak Opie i Lyla wydawali się nie mieć z tym najmniejszego problemu. Razem z dużą częścią klubu sączyli piwa przy stoliku zastawionym pełnymi i już pustawymi butelkami.
Miłą niespodzianką było to, że mieszkańcy Charming w większości nie dawali nabrać się na nagonkę Roosevelta przeciwko gangsterom. Od zawsze klub i miasteczko żyli w zgodzie. Ostatnio może stosunki te były dosyć napięte, ale panowała tu symbioza, jak zwykł mawiać Clay.
Siedząc wciśnięta pomiędzy tradycyjnie sprzeczających się Kozika i Tragera, Eddy miała wrażenie, że zaraz eksploduje jej głowa. Przewróciła oczami spod swojego kapelusza czarownicy, nie mogąc uwierzyć, że ta dwójka jeszcze się nie pozabijała:
- Panowie, idźcie w końcu gdzieś spuścić to seksualne napięcie i miejmy to wszyscy z głowy. – Westchnęła, stawiając na stole butelkę po piwie. Tego wręcz nie dało się słuchać.
- O co chodzi, Eddy? Co cię ugryzło? – Zainteresował się Kozik, widząc, że dziewczyna jest nie w nastroju. A przecież do tej pory małe sprzeczki małżeńskie jej nie przeszkadzały. Eddy żachnęła się, mrucząc coś o kretynach i wstała od stolika. Przez chwilę za jej plecami panowało milczące skonsternowanie, ale wesoły nastrój, podbijany stopniowo procentami szybko wrócił do normy.





Natomiast barmanka od kilku dni nie była sobą. Listy z pogróżkami nasilały się, a ona nie miała do kogo się z tym zwrócić lub też inaczej, nikomu nie chciała o tym powiedzieć. Wibracje w kieszeni czarnych jeansów wzmogły tylko irytację Eddy.  „Niezła impreza. Ciekawe czy będą się bawili równie dobrze na Twoim pogrzebie? Już wszystko gotowe. Możesz sama zobaczyć”. Kolejna wiadomość. Trzecia w tym dniu. Eddy rozejrzała się dookoła, jakby mając nadzieję, że znajdzie nadawcę. Napotkała wzrokiem najlepszą na takie psikusy kryjówkę. Zamkniętą od kilku tygodni hurtownię z zabawkami. Budynek stał nieco z boku, więc nie pałętało się tu zbyt dużo osób. Właściwie, na żwirowym podjeździe stało tylko kilka wozów, które nie znalazły miejsca nigdzie indziej. Eddy podeszła do tylnych drzwi, podejmując walkę z zabezpieczeniami. Kłódka nie była zbyt dobrej jakości. Nie stawiała oporu za długo. Już po chwili Eddy była w środku. Czując zapach stęchlizny i długo niewietrzonego pomieszczenia niemal wycofała się do wyjścia. Coś jednak kazało dziewczynie przeć naprzód. Nawet, gdy włącznik światła okazał się tylko ładną atrapą dla odciętego prądu. Szła dalej, żałując, że jej telefon nie ma funkcji latarki. Kupić smartfona. Zapamiętaj. Smartfona. W ciemności, dotykając ścian i nasłuchując wszelkich odgłosów, Eddy parła dalej. Aż do momentu, gdy zza regałów gdzieś po lewej stronie usłyszała szelest. Cokolwiek to było zaparło jej dech w piersiach. Nie, na pewno jej się wydawało. Albo nie. Znów ten ruch. Odrętwiałe członki odmawiały posłuszeństwa, a mózg zaczął pracować na zwiększonych obrotach.





Niewystarczająco jednak, bo nie minęła minuta, gdy jakaś ręka zasłoniła Eddy usta, a druga wciągnęła ją w tył, pod samą ścianę. Przezorny napastnik ujął ją tak, że nie mogła ruszyć ramionami, a dłoń, zasłaniająca usta nie pozwalała jej na najmniejszy pisk. Próbowała nadepnąć atakującego, ale ten stał najwyraźniej w rozkroku i chybiła. Po chwili na skórę szyi Eddy naparł czyjś szorstki podbródek, a wargi właściciela zarostu musnęły jej ucho, gdy wyszeptał:
- Ciiii, to ja. – Głos nie zamierzał jej zabijać. Należał do Jaxa i najwyraźniej planował jej pomóc. Upewniwszy się, że Eddy nie zrobi nic głupiego, Teller wypuścił ją z objęć. Oboje słyszeli głosy, narastające z tyłu magazynu. Postanowili to zbadać. Wice, wyciągnąwszy glocka, odblokował go jak najciszej, ruszając z miejsca. Z pistoletem w dłoni, kroczył tak cicho jak tylko pozwalały mu nieodzowne, białe buty. W ciemności wymacał dłoń Eddy i ścisnął ją, jakby sprawdzając, czy dziewczyna jest wciąż za nim. W oddali zobaczyli mdłe światło z jakiejś przenośnej lampki. Wyglądało to, jakby ktoś majsterkował przy świetle z lampy naftowej. Nim dotarli do źródła światła, zatrzymało ich cmokanie. Prędko oboje zorientowali się, że są na muszce. Eddy, która najwyraźniej pozostała niezauważona, schowała się za regałem ze starymi lalkami, a tymczasem Jax został zmuszony do położenia broni na ziemi.




- Witamy, panie Teller. – Odezwał się kolejny głos. Ten brzmiał już o wiele groźniej. Na pewno nie zamierzał im pomagać. – Sądziłem, że odkryjecie tą niespodziankę razem ze wszystkimi, ale tak to nawet lepiej. – Głos należał do postawnego mężczyzny o latynoskiej urodzie. Był ubabrany z niewiadomego pochodzenia mazi na całym podkoszulku i jeansach prostego kroju. Na głowie przewiązał bandankę. Mówił z ciężkim, hiszpańskim akcentem. Majowie. Albo kartel.
- O czym ty mówisz? – wycedził przez zęby Jax.
- O tym, że mamy tu całkiem sporo fajerwerków, przygotowanych na wieczór. Jak się domyślasz, to są wyjątkowe fajerwerki. Chciałbym, żebyś tego doczekał, ale niestety, zepsułeś sobie i mi przyjemność z niespodzianki. Ale nie martw się. Na pewno twoi kolesie ci opowiedzą, jak dołączą  do ciebie w piekle. Pozdrowienia od Lobos Sonora – W migoczącym słabo świetle dało się dostrzec, że latynos uśmiecha się przeraźliwie. Celował prosto w głowę Tellera.
Eddy postawiła wszystko na jedną kartę i popchnęła regał, za którym się kryła, z całej siły. Jego zawartość w postaci lalek, klocków i kilku ciężkich kartonów wraz z metalową konstrukcją, zawaliła się prosto na napastnika. Strzał wyleciał w sufit. Jax zdołał wyciągnąć broń i rzucić się na Eddy, popychając dziewczynę na ścianę. Przycisnął ją ciężarem ciała, osłaniając przed kolejną lecącą kulą.
Nie zauważyli wcześniej, że przy lampie siedział drugi mężczyzna, który chciał skorzystać z chaosu i wysadzić wszystko w powietrze. Najpierw postanowił jednak pozbyć się Jaxa i Eddy. Schowawszy sie za kolejną porcją zabawek wprowadził kolejne kule w stronę przyjaciół.




Teller pociągnął barmankę za róg, zza którego było o wiele bezpieczniej. Jedyną nadzieją było to, że w końcu napastnikom z Lobos Sonora skończą się naboje. Słysząc dźwięk pustego magazynka, Jax opuścił bezpieczną kryjówkę. Najważniejszym zadaniem teraz było pozbawić napastnika detonatora. Ślizgiem bramkarza złapał mężczyznę, szarpiąc się z nim o detonator. Tymczasem drugi napastnik zaczął odzyskiwać przytomność, którą stracił w wyniku zderzenia z zabawkami.
- Jax! – wrzasnęła Eddy, gdy gangster, uwolniwszy się spod lawiny, chybotliwym krokiem zbliżał się do Tellera z zamiarem przywalenia mu w głowę kulą do kręgli. Blondyn uskoczył, a  barmanka rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Chwyciła leżący na ziemi bezpański łańcuch i rzuciła się mężczyźnie na barana, owijając jego szyję metalem. Ścisnęła tak, że krtań zaskrzypiała. Mężczyzna w odruchu próbował zrzucić dziewczynę z pleców. Obijając się od ścian trafił na półki ze śnieżnymi kulami. Te zaczęły spadać, tłukąc się na podłodze i ciałach obojga.
W końcu, po wybiciu gangsterowi bodaj wszystkich zębów, Tellerowi udało się odrzucić detonator i skręcić kark domorosłemu terroryście. Chrupot łamanych kości był jednoznaczny. Eddy natomiast wciąż walczyła o życie, zrzucona na podłogę przez drugiego bandytę. Jax na szczęście przybył z odsieczą idealnie w porę. Odepchnął mężczyznę, dając poharatanej barmance czas na ucieczkę. Swoim zakrwawionym kastetem z inicjałami klubu po raz kolejny przypuścił atak na uzębienie przeciwnika. Udało mu się złapać roztrzaskaną kulę ze świętym Mikołajem, której ostre krawędzie posłużyły za idealne narzędzie do podcinania gardła. Wkrótce i drugi napastnik wyziąnął ducha, charcząc i plując krwią.




Przez chwilę zarówno Wice, jak i Eddy stali jakby w szoku, łapiąc oddech. Próbowali ogarnać, co tu się właśnie stało. Wyglądało na to, że udaremnili masakrę na Halloween. Jax  łypnął na gramolącą się do siadu dziewczynę z błyskiem w błękitnych oczach.
- Ty wariatko! – Dopadł barmankę, łapiąc jej twarz w dłonie. – Nigdy więcej tak nie rób.
- Przecież on by cię zabił.
- Ale mógł skrzywdzić też ciebie. Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. – słowa Jacksona były silne i dobitne. Wpatrywał się w jej rozszerzone źrenice i czuł przyspieszony oddech barmanki na swoich policzkach. Przez krótką chwilę twarz gangstera wyrażała zbyt dużo uczuć na raz. Eddy nie chciała nigdy przyznać, że zobaczyła je tamtej nocy. Żadne z nich nie chciało się przyznać, że pragnęło, by ich usta pokonały ten kilkumilimetrowy dystans.
Odchrząknąwszy Eddy zaproponowała, by jednak wyszli na zewnątrz. Zaaferowany i speszony tą sytuacją Teller nie oponował. Właśnie to speszenie sprawiło, że żadne z nich nie zauważyło małego ołtarzyku z żałobnym zdjęciem Eddy, ustawionym w rogu magazynu.




******************************************************************

Trochę Halloweenowo, trochę kryminalnie i trochę chyba pokręciłam i namąciłam. Ale spokojnie. Ja się dopiero rozkręcam. Niewiele napisałam o tym, co naprawdę siedzi w Eddy. No, może ona trochę sama Wam zdradziła. Ale też dziewczyna nie chce za dużo mówić. Skryta coś. Co o tym sądzicie? Jak podoba Wam się Jax i Eddy w akcji? No i co Wam się rodzi w głowie na temat uroczych gości z kartelu Lobos Sonora? 




15 komentarzy:

  1. No witam :)
    >Alice in Chains! Dzisiaj będąc w empiku miałam w ręku "Dirt". Stwierdziłam, że kupię ją za kilka dni... drugiej ręce miałam cztery płyty Porcupine Tree :p no cóż... spodobała mi się ich twórczość!
    >Nie podobają mi się te liściki. Przypomina mi się akcja kiedy to Unser napisał pogróżki do Tary, ale tu to chyba nie on będzie miał w tym udział xD Trochę poskaczę w tym komentarzu: włączyły mi się "teorie spiskowe" w głowie i... Majowie i jej były... jakaś spółka?
    >Juica męczy to, że szeryf (czy jak go tam nazywają) ma na niego haka w postaci tego, że jego ojciec jest czarny, prawda? Sklep to tylko taka "przykrywka" do tego, aby go zgarnąć. A bynajmniej tak mi się wydaje.
    >Kocham Gemme ;D Nie wydaje mi się, że mocno się za to obraziła. To wręcz powinien być komplement - nie wygląda na swój wiek. W pierwszej chwili może to tak nie zabrzmiało, ale tak jest. Sama aktorka nieźle się trzyma ;)
    >"Znalazła je w uścisku ciał, w paznokciach, wbijanych w ramiona sierżanta, w językach, splatających się ze sobą w najbardziej intymnej rozmowie." - nie zrozumiałam tego momentu. Kto spał z sierżantem? Pogubiłam się delikatnie.
    >Sprzeczki w klubie. Teraz cieszę się, że jestem w 6 sezonie i wiem o co chodzi. Wracając: Clay goni za strzelaninami, trupami, forsą, Jax chce kompletnie czego innego. Ten rozłam na cześć Claya i Jaxa właśnie się rozpoczęła... To chyba najgorszy czas dla Synów Anarchii
    >Majowie! Albo inni meksykanie! Podoba mi się ich obecność w opowiadaniu jak i w serialu. Robią ten potrzeby chaos.
    >Lubię Kozika. Ale czy on jest gejem? czy bi? Nadal nie rozwaliłam tego systemu. Ma córkę i chyba nie ma żony, prawda? Lubię go :3 Tak samo jak Chibsa. Moi ulubieńcy ^^ Poproszę więcej takich fajnych scen :)
    >"- Mam córkę w jej wieku, no. Jest podobna." - "noooooo" wyobrażam sobie jak je przeciągnął tak fajnie.
    >Szeryf zawsze czujny. Pamiętam jak znienawidziłam go na początku kiedy przyjechał i rozwalił bar+biuro kosiarzy.
    >Trochę halloween. Fajny motyw. Osobiście jest mi to obojętne, ale chciałabym zobaczyć Gemme przebraną za czarownicę. Najbardziej jej to chyba pasuje ;)
    >O! Tig i Herman się nie pokłucili! To pięknie. Cieszy mnie to (i nie wiem dla czego, ale to bardzo), że Kozik... rozmawia z Eddie. No jakoś tak, lubię ich. Mam nadzieję, że jest szansa na jakąś przyjaźń.
    >Znowu te wiadomości ;-; przerażają mnie.
    >Zastanawiam się czego Ed szukała w tej hali/magazynie. Schronienia? No to chyba nie tu. Jax też się tam raczej nie zjawił przez przypadek. A wgłębiając się w ostatnie zdanie opowiadania, to chyba ci co tam byli to nie są przyjaciele naszej bohaterki.
    >Podobało mi się, że Eddy chciała bronić Jaxa. Szkoda tylko, że nie miała broni :p Choć czy ja wiem, czy pociągnęłaby za spust? Chyba tak. Trzeba ją w to zaopatrzyć. Może dobra ciocia Gemma (żeby nie było, że taka stara xD)
    >No i mój ulubiony moment! "[...] - Ty wariatko! – Dopadł barmankę, łapiąc jej twarz w dłonie. – Nigdy więcej tak nie rób.
    - Przecież on by cię zabił.
    - Ale mógł skrzywdzić też ciebie. Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. [...]" Chyba to nie jest tylko przyjacielska troska :p wnioskuję po "Żadne z nich nie chciało się przyznać, że pragnęło, by ich usta pokonały ten kilkumilimetrowy dystans." Dlaczego?! W sumie nie jest to najlepsze miejsce na to, ale... Kurde! Tak blisko! Nie jestem jeszcze do końca przekonana czy to uczucie jest jakieś większe, ale może to dobra droga do mojej ulubionej pary Eddy&Jax? :) Może, może... :D
    >Jeszcze jedna stylistyczna rzecz (i to zabrzmi dziwnie, ponieważ u mnie można dopatrzeć się tryliarda błędów) a mianowicie: tę a nie tą. To jest haczyk, na który sama się nabieram. Nie jestem pewna czy we wszystkich zdaniach, ale na pewno w dużej większości.
    No to tyle :) Do zobaczenia u mnie lub u Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wszystkie płyty Alice i powiem Ci, że to jest mój najukochańszy zespół. Ale to już kiedyś na pewno Ci mówiłam xD.
      Nie, nie, od razu Ci mogę powiedzieć, że to nie wujcio dobra rada pisze miłosne wierszyki do Eddy xD. O, to byłaby ciekawa teoria. Nie jestem pewna, ale w następnym lub za dwa odcinki wszystko będzie jasne. Będzie też jasna sytuacja z Tigiem, bo to właśnie Eddy się z nim przespała. Pospieszam z wyjaśnieniem: przez to, że Eddy ma sama nasrane we łbie nie potrafi rozmawiać z Juicem, kiedy ten się odsuwa. Każdy domyśliłby się, że coś jest z facetem nie tak, ale Eddy jak to Eddy, po prostu woli oddać się wirowi wydarzeń. I tak, sprawę Ortiza i policji tez niedługo wyjaśnię. Wyprzedziłaś mnie w oglądaniu, cwaniaku i jesteś dalej niż moje opowiadanie biegnie ;p Każdy kocha Gemmę, Gemma jest najlepsza! Kozik gejem? Nie wiem, oni obaj z Tragerem byli poryci, więc bym się nie zdziwiła, ale nie wydaje mi się. Jest naprawdę kochany, to prawda. Chciałam tutaj wyłuszczyć tą jego troskę. Szeryf jest dziwny, ale koniec końców, i on chyba zaczyna rozumieć jak działa SAMCRO. A mogłam o tym pomyśleć, żeby to właśnie Gemma była czarownicą. Damn it! Przy Eddy w magazynie chodziło o to, że dostała kolejną wiadomość, żeby sama zobaczyła swój pogrzeb. Była tam go odnaleźć. I na końcu zapomniała, ale był ołtarzyk, więc dobrze szukała. Gemma mogłaby rzeczywiście użyczyć jakąś małą spluwkę Eddy. To byłby dobry ruch po takich akcjach. Haha, tak sądziłam, że trochę Cię tym wkurzę, ale no... jakoś nie był to według mnie na to moment. Nawet Eddy i Jax, tak samo impulsywni, czasem mają przebłysk pomyślunku. Bardzo dziękuję za wytknięcie błędu. Zawsze jest to mile widziane, bo dzięki temu mogę lepiej pisać. Raz jeszcze dziękuję i do zobaczenia ;*

      Usuń
  2. Ale że Tig? No jak to, przecież to aż… CHWILA! CANDLE, MAM ZAWAŁ. "Żadne z nich nie chciało się przyznać, że pragnęło, by ich usta pokonały ten kilkumilimetrowy dystans". No po cholerę nie pokonały? XD

    Kurczę. Udał Ci się ten rozdział jak żaden inny. Mój komentarz za to będzie bardziej chaotyczny niż wszystkie poprzednie, ha! :D

    Co do Eddy i Tiga, to się zupełnie nie spodziewałam. Bardziej jednak interesował mnie w tym wszystkim Juice – niby nic sobie z barmanką nie obiecywali, a jednak się chłopak przywiązał. Poza tym, jak to już było powiedziane, oni wszyscy są tam na swój sposób wrażliwi i może się okazać, że to dla niego bardziej bolesne, niż się zdawało. Zwłaszcza, że coś go teraz gryzie.

    To, że Eddy poszła do tej hurtowni sama, było całkowicie nierozsądne. W sumie... Kiedy Eddy zachowywała się w stu procentach racjonalnie? xD Jest narwana, poza tym jest też sfrustrowana, bo ktoś jej grozi, więc poszła. Całe szczęście Jax... Dobra, dzisiaj mój fangirling osiągnął bardzo wysoki poziom :D

    Cały czas też mnie zastanawia, kto na nią poluje. I dlaczego to robi. Czym jeszcze nas zaskoczysz, candle? :D

    Pozdrawiam straszliwie (btw. chyba powinnam się dzisiaj przebrać za Jokera, skoro już o nim piszę XD) i życzę prawilnego Halloween :D
    Hagiri

    Rozmowy Międzymiastowe
    Ulicznice

    P.S.: Tak nieoficjalnie Ci napomknę, że mnie coraz bardziej korcisz półświatkiem fanfiction… :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, oj, tyle komplementów. Ale mi się udało powkurzać czytelników. O to mi chodziło ;D Bardzo słuszne spostrzeżenie. W tej sytuacji najbardziej oberwie się Juicowi, który chyba za dużo sobie wyobrażał względem Eddy. A może wcale nie wyobrażał? To się jeszcze okaże. Haha, Jax w lśniącej zbroi na ratunek niemyślącej Eddy xD. A zaskoczę, mam nadzieję i to w następnym, lub za dwa odcinki. Już wszystko mam przemyślane, bądź spokojna. Ej, Joker u Ciebie byłby najlepszy na świecie! Ja chcę wiedzieć więcej, nie zostawiaj mnie w takiej niepewności. To nie wow. Chcę wiedzieć. Jak coś będziesz miała naskrobane to od razu daj znać. Sample chętnie przyjmę! I opowiedz mi o swoim Halloween!
      Całusy

      Usuń
    2. Co do Juice'a i mojego shippowania – cóż... w sumie… ktoś musi oberwać, by szczęśliwy mógł być Jax XD

      A co do Halloween, to już Ci mejlowo skrobnę, bo się ludzie moim haniebnym zaniedbaniem wobec Jokera zgorszą :D

      :*
      Hagiri

      Usuń
    3. Hahaha, to było okrutne! ;D

      Och nie, nie gorsz ludzi ;>

      Usuń
  3. Się porobiło... mówiłam ci juz ze masz talent do pisania takich akcji z pogranicza thrillera/kryminału? Zresztą co ja gadam... ty masz talent do pisania wszystkiego! Ale musze przyznać ze akcję w magazynie przeczytałam jednym tchem. No i jeszcze ta wcześniejsza strzelanina - kosmos! Jedyne co mi sie nie podobało w tym rozdziale to romantyczna chwila uniesienia Eddy i Tiga... :/ Kompletnie sie tego nie spodziewałam no i nawet trochę zal mi sie zrobiło Juica, biedne to takie i przybite jest, a Eddy sie z kims innym zabawia. Znaczy no niby nic sobie nie obiecywali, ale no jednak... :c Ale bardzo, ale to bardzo spodobało mi się jak Jax powiedział, że nigdy nie pozwoli jej skrzywdzic. To bylo takie szczere i prawdziwe, że az dało sie poczuć te iskre uczuc przeplywajaca miedzy nimi, kiedy tak na siebie patrzyli... jestem ciekawa co z tego dalej wyniknie :3
    Pozdrawiam i weny życzę ^^
    pisujesobie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się sprawić, że czytałaś wciągnięta. Tego typu sceny, to znaczy: strzelaniny, gonitwy i inne kryminalne rzeczy zawsze sprawiały mi dużo trudności i miałam wrażenie, że nie jestem w nich dobra, dlatego nie wiesz nawet, jak mi miło, że tak dobrze to oceniłaś. Wielkie dzięki, dodałaś mi skrzydeł! Wiesz, założyłam sobie, że nie napiszę żadnej postaci „idealnej”. Każda popełnia jakiś błąd. I to właśnie chyba był błąd Eddy. Ale może uda jej się za to odpokutować? Scena z Eddy i Jaxem to moje małe dziecko. Pisałam ją bardzo długo, wiele razy poprawiałam i doszlifowywałam, bo jest dla mnie niesamowicie ważna. Dlatego też, po raz kolejny, dodałaś mi skrzydeł i inspiracji, żeby pisać dalej. Hej, mam najlepszych czytelników na świecie! Dzięki, że wpadałaś. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. W końcu przybywam z komentarzem! Wybacz mi zaległości, ale ostatnio na nic nie mam czasu i jakoś gubię się we własnych obowiązkach. :/ Nienawidzę swojego liceum.
    Wow, w tym rozdziale dzieje się naprawdę dużo. Więc po kolei. Jestem bardzo ciekawa co dzieje się z Juicem i co w nim siedzi. Przeczuwam,że to nie jest nic miłego. To przykre, że oni nie potrafią ze sobą porozmawiać jak normalni ludzie. Niby nie są razem, co nie, ale jednak jakaś więź się między nimi utworzyła. No chyba że to tylko seks...
    CO CO CO EDDY I TIG? No nie. Jestem totalnie na nie. Zrzuciłaś tę scenę jak wielką bombę, dosłownie. XD Tego w życiu bym się nie spodziewała. Nie podoba mi się taki obrót spraw. Eddy mocno mnie wkurzyła. Ja rozumiem, że nic sobie z Juicem nie obiecywali, ale kurczę, szkoda mi go. Najwyraźniej ona go trochę wykorzystuje. Nie bardzo rozumiem tą dziewczynę :x
    Akcja Jaxa&Eddy, mistrzostwo! Naprawdę. Dużo akcji, dynamizm, dobre opisy. Perełka. Dobrze, że oboje wyszli z tego cało, bo miałam bardzo złe przeczucia. Ale ten ołtarzyk Eddy? Aż mnie ciarki przeszły. Masakra. Czyżby ci ludzie mieli coś wspólnego z pogróżkami, które są wysyłane do Eddy? Jeśli nie, to kto jest ich nadawcą? Myślę, że ona powinna z kimś o tym porozmawiać, bo one nie brzmią dobrze, ani bezpiecznie.
    Coraz bardziej skłaniam się do obejrzenia Sons of Anarchy, ale znam siebie i wiem, że jeśli serial mnie wciągnie, przepadnę kompletnie. :x Tak to jest, jak jest się uzależnionym. Jeden sezon w jeden dzien? Co to dla mnie XD
    Dobra, kończe już i wracam do nauki. Życze masę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Nie tłumacz się, daj spokój. Kto jak kto, ale ja doskonale rozumiem problem braku czasu i natłoku obowiązków. Przy pracy, studiach i pisaniu licencjatu naprawdę jest czasem ciężko, więc nigdy nie jestem zła, jak ktoś znika, bo zdaję sobie sprawę, że wszyscy mają teraz zapiernicz.
      Właśnie, tu pojawia się problem, który zauważyłam w wielu realnych związkach: ludzie nie rozmawiają ze sobą. Wkrótce dowiesz się, co się dzieje z Juicem, ale przecież byłoby o tyle łatwiej, gdyby Eddy zapytała, o co chodzi. Popatrz, niby odważna baba, a nie potrafi zadać jednego prostego pytania.
      Scena z Eddy i Tigiem miała być trochę bombą, zrzuconą na biednego, niczego niespodziewającego się czytelnika. Zdaję sobie sprawę, że moja bohaterka mogła wszystkim podpaść, ale każdy popełnia błędy, a to jest jej własny błąd. Kolejny, po paskudnym małżeństwie zresztą.
      Jak mi miło. Naprawdę pracowałam nad tymi scenami walki, czy jak to nazwać. Nie wyobrażasz sobie, ile takie słowa dla mnie znaczą. Ciarki to efekt zamierzony. W końcu to był odcinek Halloweenowy! ;D I pewnie każdy normalny by porozmawiał o takich listach, najlepiej z policją, ale Eddy od zawsze musiała być samowystarczalna. Teraz też kieruje się taką zasadą.
      Serial polecam gorąco, ale naprawdę wciąga, więc lepiej zarezerwować sobie na to czas, kiedy jest luźniej. Jakieś Święta, czy ferie. Haha, rozumiem, że potrafisz oglądać naprawdę namiętnie. Moja bratnia dusza <3
      Życzę owocnej nauki. Dziękuję, że wpadłaś i pozdrawiam

      Usuń
  5. Ten rozdział mnie zaskoczył. Był pełen akcji, co ja oczywiście ubóstwiam ^^ Kiedy goście z Lobos Sonora napadli na Eddy i Jaxa, nie chciałam czytać dalej z obawy, co się z nimi stanie, ale jednocześnie jak najszybciej chciałam przeczytać, co będzie dalej i czy sobie poradzą. No ba! że sobie poradzą! "Żadne z nich nie chciało się przyznać, że pragnęło, by ich usta pokonały ten kilkumilimetrowy dystans." Trzeba było działać, przecież, że nikt by się nie dowiedział, nie? Ogólnie od początku miałam taką nadzieję, ze Jax i Eddy będą razem, jednak po paru rozdziałach plan poszedł w zapomnienie, a teraz! No oczywiście jest to tylko moja wybujała wyobraźnia, ale co tam :D
    Jak zwykle rozdział świetny, nie mogę się doczekać kolejnego i mówiłam, że zajebiście piszesz? Moim zdaniem to powinno być w wersji takiej normalniej książki! To powinno znajdować się na mojej półce z książkami, które czytam i uwielbiam! Oczywiście marzenia marzeniami, ale kto wie...?
    Pozdrawiam cieplutko :)
    Melodey z http://melodeylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Cieszę się, że spodobało Ci się to, nad czym tak usilnie pracowałam w ostatnim czasie. Naprawdę, znaczy to dla mnie więcej niż dużo. Haha, podoba mi się Twoje podejście do niespełnionego pocałunku. W sumie, to masz rację. Pod takim kątem to na to nie spojrzałam. A rzeczywiście, kto by ich podkablował? Dwa trupy. Jakoś wątpię ;D. Myślę, że na stały związek to tu raczej się nie zapowiada, bo Jax jednak ma dwójkę dzieci i kobietę w domu, więc mogłoby być ciężko. Ale pomarzyć zawsze można. O matko, dziękuję bardzo. Nigdy nie myślałam, żeby moje pisanie można było wydać. Piszę dla przyjemności, ale to ogromny komplement!
      Pozdrawiam Cię serdecznie ;*

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Przeczytałam całość. Super, robi wrażenie. Pisz więcej i więcej bo genialnie Ci to wychodzi. Duże nawiązanie do serialu plus wprowadzenie do tego wszystkiego Eddy bardzo mi odpowiada.

    Uwielbiam Tiga od samego początku, serialowi daje to coś, więc fajnie jak by i u Ciebie często gościł :)
    Zawsze wydawało mi się, że Jax jest trochę upośledzony emocjonalnie, poświęcić mu trochę uwagi i dać troszkę ciepła i chłopak w jednej sekundzie zapomina, że toż żonaty jest haha.
    Niemniej rozdział bardzo udany, fajnie, że wplatasz już Majów.
    No i Ortiz, dobrze go przedstawiasz, biedak problemy się za nim ciągną, a on nie jest aż tak silny psychicznie jak reszta. No i dodam, że grający go Theo Rosi oczywiście powala mnie na kolana swoją chłopięcą twarzyczką i zniewalającym uśmiechem ahh

    Czekam na więcej :)
    http://vivian-gangster-queen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! Przybywam!

    Cholera, kolejny list. Bardzo, bardzo mi się to nie podoba.

    „czekoladowy sierżant” – hahaha <3

    Tu nie chodzi o zioło, tylko o jego ojca, prawda?

    Oj, niech Eddy lepiej uważa na słowa :p Konflikt z Gemmą to ostatnie, czego ja osobiście bym chciała. Jeszcze mnie zabije widelcem do mięsa. Matko, ta scena tak mi się wryła w pamięć… Była okropna. O wiele bardziej niż zwisające oko ochroniarza Augusta Marksa.

    No nie. Nie. Nie. Nie. Nosz jasna cholera. Serio? Tig? No po prostu kurwa no nie. Boże, czy Ty to widzisz?!
    Ogólnie to strasznie mi szkoda Juice’a. Taki przymulony chodzi, to pewnie serio chodzi o Roosevelta i to, że szeryf wie o ojcu Ortiza. Tylko nie rozumiem, jak można tak po prostu nie przejmować się tym, że ktoś ciągle chodzi taki smutny. Ja nie potrafię tego ignorować i albo człowieka męczę, żeby się wygadał, albo chociaż spędzam z nim czas. Ale na pewno nie lecę do kogoś innego! Oj, Eddy ma u mnie gigantycznego minusa, którego trudno będzie wymazać.

    No to się porobiło o.o Dobrze chociaż, że nikomu nic się nie stało.
    Co się tak każdy do tej Eddy klei, matko. Jak ćmy do światła. Huh, a wiadomo, co się dzieje, kiedy podlecą za blisko…

    Kobieto, Ty to wiesz, jak zbudować napięcie! Cała sztywna czytałam o tym magazynie.
    No i Jax. Wiesz, już myślałam, że zaczną się całować.
    Ta akcja była… Kurwa, no, niesamowita! Czytało mi się ją świetnie.
    O cholera. Żałobne zdjęcie? To naprawdę przestaje mi się podobać. W sensie, sytuacja. Wiesz, o co mi chodzi.
    Tak w ogóle, to Jax zawsze był nieco zbyt całuśny. Wystarczyło, że na chwilę Tara spuściła go z oka, a ten już jest z inną laską. Zawsze mnie to denerwowało.

    Pamiętaj! #TeamJuice!

    Okej, to by było na tyle.

    Rozdział bardzo mi się podobał.
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń