If you're traveling the north country fair
Where the winds hit heavy on the borderline
Remember me to one who lives there
For she once was a true love of mine.
I'm a-wonderin' if she remembers me at all
Many times I've often prayed
In the darkness of my night
In the brightness of my day.
Przez następny tydzień wydawało się, że wszelkie niebezpieczeństwa odeszły w zapomnienie. Życie płynęło swoim, można powiedzieć, że niemal irytująco spokojnym tempem. Aż do pewnego ranka, kiedy to Eddy przyszła do pracy, by zastać tam Imę. Ima była wyjątkowo rozwiązłą koleżanką Lyli. Razem wyrobiły, czy może bardziej, wylizały sobie miejsce w pornobiznesie. Kiedyś Ima próbowała dobierać się do Jaxa, a teraz najwyraźniej ta megiera obrała sobie za cel Opiego. Śpiącą parę obudził ciężki bucior Winstona, którym Eddy celnie trafiła tam, gdzie kiedyś sama sypiała, a teraz leżała tam głowa olbrzyma i tlenionej, chodzącej rozwiązłości.
- Ty się ubieraj, a ty – pokazała na Imę –wypierdalaj.
- Co, zazdrosna? – irytująco pewny siebie głosik pornogwiazdki sprawił, że Eddy uniosła wysoko brwi. Powtórzyła polecenie, zamykając drzwi trzaśnięciem. Słyszała, jak Opie niemal w identycznych słowach każe się jej wynosić. Nim Ima wyszła, w Teller-Morrow zdążyło zebrać się kilka osób. Między innymi Gemma, Chucky i Jax z Clayem i Bobby. Megiera szła z wysoko uniesioną głową, uśmiechając się teatralnie. Gdyby nie silne ramię Bobby’ego powstrzymujące ją, Eddy niechybnie zrobiła by dużo więcej niż podłożenie nogi zarozumiałej dziwce.
- I tak dostanę to, co chcę. Ucz się, maleńka, bo zawsze będziesz ich kundelkiem. – Ima udała, że wcale nie była bliska wybicia zębów przez nogę Eddy. Obrzuciła barmankę krytycznym spojrzeniem. Najwyraźniej biały top i czarne szorty nie były wystarczająco dobre w mniemaniu pornogwiazdki, której biust sterczał wysoko w górę, niemal oznajmiając całemu światu, że jest silikonowy, a spódniczka właściwie była tylko umowna. No cóż, z kim przystajesz... Eddy zrzuciła ramię Bobby’ego, stając oko w oko z wypudrowaną aktoreczką.
- Skarbie, kundelek na razie jest na smyczy. Ale jak się zerwie to cię zagryzie. I nieważne ile już chujów rozepchało cię od środka. Ja wsadzę ci tą twoją sztuczną, blond główkę tak głęboko, że będziesz miała cipkę jak matka siódemki dzieci. I żadna waginoplastyka ci nie pomoże. Więc jak ładna kurewka, wypierdalaj stąd w podskokach i niech cię więcej nie zobaczę przy żadnym z moich bliskich.
Może to płomienne słowa czułości Eddy, a może to Gemma, stojąca ze złośliwym uśmiechem tuż za plecami barmanki, a może też bliskość Jaxa, który już kiedyś rozkwasił jej twarz sprawiło, że Ima prychnęła pogardliwie, by zakryć zmieszanie na twarzy i uciekła w akompaniamencie stukotu obcasów.
- Niezła przemowa. – pochwalił ją Clay. Eddy, nie odrywając wzroku od oddalającej się Imy, upiła soku z kartonika, podziękowała, po czym odwróciła się na pięcie, idąc poszukać Opiego.
- Czyś ty do reszty oszalał? – weszła do środka jak huragan. Olbrzym właśnie wkładał czarną koszulkę. Obecność Eddy skomentował ciężkim westchnięciem i przewróceniem oczami.
- Czego chcesz?
- Zdradziłeś Lylę.
- Tak. Pokłóciliśmy się.
- Przecież... Opie, no... – Eddy wyglądała na udręczoną. Nie lubiła i nie potrafiła prowadzić takich rozmów - nie chcesz jej krzywdzić, prawda?
-Nie... Ale nie wiem, co mam robić. Czuję się beznadziejnym mężem. Nie potrafię... Nie mogę się z nią kochać. – Olbrzym opadł na łóżko, a Eddy usiadła na miejscu obok. Przez chwilę obserwowała jego zarośniętą twarz błękitnymi oczami. Prawdopodobnie wyglądała na zatroskaną. I taką też była. Ale jednocześnie czuła się idiotycznie. Ciocia Dobra Rada.
- Nie możesz kochać się z własną żoną, ale za to pchanie się w tą toksyczną szmatę już ci nie przeszkada? Daj spokój. Musisz postarać się ruszyć dalej. Nie oddawać się chwilowemu zapomnieniu, tylko otworzyć się przed żoną.
- A co jak jej się nie spodobam... taki? – Harry Winston rozłożył szeroko ramiona, pokazując swoją niedoskonałość emocjonalną tym jednym gestem.
- Ona cię kocha. Spodobałeś się już dawno. Kobiety czują tego typu rzeczy. – Eddy ściągnęła spojrzenie brodacza na siebie, obracając jego twarz dłońmi. – Lyla cię kocha. Daj jej tylko na to szansę i nie rób więcej takich głupot.
- Powiesz jej i mnie zostawi...
- To ty powinieneś jej powiedzieć. Ja tylko mogę cię otrzeźwić.
- Co mam teraz robić? – Opie był bardziej zagubiony niż mogło się niektórym wydawać. Eddy uśmiechnęła się z rozczuleniem, będąc równie bezradna jak on. Nie wiedziała, jaki jest przepis na udane małżeństwo. Jej jedyny związek małżeński był grubą pomyłką. Miała tak zły przepis na małżeństwo, że aż musiała uciekać tutaj ze strachu przed mężem.
- Nie jestem autorytetem w tych kwestiach. Ale sądzę, że w głębi ducha wiesz, co robić. – Eddy wstała, zostawiając olbrzyma samego. Wkrótce miało okazać się, że jednak znalazł sposób na udobruchanie młodej żony. Z późniejszych relacji Lyli, pan Winston znalazł sposób nie tylko na przeprosiny, ale również na efektywny proces godzenia się.
Kilka dni później, siedząc z małym Abelem w piaskownicy, Eddy poczuła wibracje w kieszeni spodni. Dalej, sprawy potoczyły się już błyskawicznie. Nieznany numer. Po drugiej stronie słuchawki cisza. Oddech. Pierdolony horror.
- Ładny dzieciak. Szkoda by go było.
- Gdzie jesteś?! – zerwała się na równe nogi i po raz pierwszy w życiu spanikowała. Złapała Abela za rękę, ciągnąc w stronę klubu.
- W Seattle. Na cmentarzu. Pięć dni, morderczyni. Tyle masz na dostanie się tu. Inaczej ten blondasek umrze. I nie zasłonisz go swoim zgrabnym ciałkiem. – Klik, kończący połączenie uruchomił Eddy. Złapała zdezorientowanego Abela i wręczyła chłopca pierwszej napotkanej osobie. Na szczęście była to Gemma. Eddy nawet nie słyszała jej pytań. Pędem ruszyła w stronę kaplicy. Widziała, że klub się tu jeszcze kręci nim wyruszą do swoich zadań.
- Jax, potrzebuję broni.
- Po co? Coś ci grozi?
- Proszę. Broni i samochodu. Wrócę za kilka dni. Muszę załatwić swoje sprawy. – Nie miała czasu na opowieści o swoim prześladowcy. Do tej pory nikt nie zorientował się czego dotyczyły niemal codzienne listy do Eddy. Chciała, by tak pozostało. Nieustępliwość w oczach dziewczyny, sprawiła, że Jax postanowił przystać na jej prośbę. Wyciągnął glocka zza paska workowatych spodni, i podał jej wraz z zapasowym magazynkiem. Wręczając jej kluczyki do samochodu próbował wyczytać z oczu dziewczyny, o co chodzi.
- Michelle, co się dzieje?
- Dziękuję, Jax. Wyjasnię ci wszystko, jak wrócę. Uważajcie na Juica. – Eddy wybiegła przed
siedzibę klubu i odnalazła swój wóz. Mustang. Nieźle.
- Jedź za nią. Miej oko na to, co wykombinowała. Najlepiej, żeby cię nie zauważyła. My spróbujemy namierzyć Juica. – Nie mogła słyszeć polecenia Tellera, ani dostrzec skinięcia głową Tiga. Jechała już do siebie. Potrzebowała pieniędzy i kilku rzeczy. Wyjeżdżając już na 912, prowadzącą niemal prosto do Seattle, spróbowała jeszcze dodzwonić się do Juica. Ortiz nie odbierał od kilku dni. Eddy zwalała to na karb swojej przygody z sierżantem, ale nie chciała wyjeżdżać bez słowa wyjaśnienia. Sekretarka. Trudno. Wyjaśni mu jak wróci. A jak nie wróci? Nagle adrenalina uderzająca jej do głowy od kilkudziesięciu minut zmalała. A co, jeśli właśnie pakuje się w zasadzkę? Odruchowo wyszukała w torebce pistolet. Chłodny dotyk broni dodał Eddy ukojenia.
Znów była hippiską, przemierzającą autostrady i chłonącą widoki każdą częścią siebie. Znów była dziewczyną z poprzedniego życia. Nawet cel podróży przestawał być straszny, gdy wiatr smagał twarz Eddy i rozwiewał jej długie, ciemne włosy. Popijając rozgazowaną colę w papierowym kubku i wyrzucając kolejny niedopałek, wyśpiewywała swoje serce. Wyobrażała sobie, że tak właśnie musi czuć się wilk oddzielając się od swojego stada. Nie sądziła, by zwierze się bało. Miało ciepłe futro, by przetrwać zimne noce, ostre kły, by rozszarpać każde zagrożenie, szczęki, które z łatwością oddzielały mięso od kości i silne łapy, które mogły zanieść zwierzę, gdzie tylko zachce. Tak właśnie czuła się Eddy. Do momentu, gdy zobaczyła tabliczkę „Witamy w Seattle”. A więc to tu. Miasto jej przeznaczenia.
Temperatura znacznie spadła w porównaniu z Californią, a mimo to Eddy pociła się jak na pustyni. Kolejny odpalony papieros nie był już wyrazem rozkoszy wolności. Tym razem nikotyna miała ugasić zdenerwowanie.
„Park Avenue 1834C. Czas mija, dziwko” - mówiła wiadomość, którą Eddy odczytała, płacąc za benzynę. W dziwnym odrętwieniu pojechała na miejsce. Miała jeszcze godzinę nim głos, który jej groził zabije Abela. Na myśl o tym wnętrzności Eddy skręcały się w supełek.
- Jesteś przed czasem. Ten mały musi być naprawdę wyjątkowy. – Głos, który powitał Eddy po wejściu do zaciemnionego apartamentu 1834C nie brzmiał ani trochę bardziej znajomo na żywo.
- Czego ode mnie chcesz?
- Zamknij drzwi, Eddy. – Chociaż miała ogromną ochotę się fantować, wiedziała, że nie jest w sytuacji uprzywilejowanej. Wyczuła, że głos celuje prosto w jej głowę z pistoletu.
- Szkoda byłoby dzieciaka. Skoro tu jesteś, mogę odwołać mojego człowieka w Charming. Swoją drogą, po jaką cholerę wybrałaś aż tak zapyziałą dziurę? – głos nie oczekiwał odpowiedzi. Po chwili rozmawiał z kimś po hiszpańsku, z czego Eddy nie rozumiała ani słowa. Wyłapała tylko słowa: Abel, no mates *. Tyle wystarczyło, by odetchnęła z ulgą. Teraz było jej obojętne, co głos z nią zrobi. Nadal jednak chciała wiedzieć, dlaczego.
- Co ci zrobiłam? – przez mdło wpadające do pomieszczenia światło, starała się rozpoznać twarz głosu. Jednak nie potrafiła przypasować tych rysów, do kogoś, kogo znała. Wiedziała tylko, że to kobieta. Kobieta, która pewną ręką wciąż trzymała ją na muszce i rozkoszowała się swoim tryumfalnym monologiem. Brzmiałoby to na pewno lepiej, gdyby mówiła z wyniosłym, brytyjskim akcentem. Jednak kobieta brzmiała bardziej jak wkurzona Penelope Cruz.
- Usiądź. Bardzo sprytna jesteś, Eddy. Uciekłaś od męża do gangu. W końcu kto lepiej cię obroni przed kryminalistą niż inny kryminalista? Tylko nie rozumiem, dlaczego na słodkiego Boga, skierowałaś go do mojego brata? Co on ci zrobił?
- Marcus... Jesteś siostrą Spike’a?
- Byłam. – wkurwiona Penelope wstała z miejsca, zaciskając mocniej dłonie na pistolecie. – Twój mężulek, przyjechał tu, szukając cię. I natrafił na mojego brata. Nie wiedział, gdzie jesteś. To mu się nie spodobało. Nie takiej odpowiedzi szukał. Więc go zabił. Pięć dni. Tyle trwała jego agonia.
- Nie wiedziałam. Ja... przykro mi. Marcus był moim przyjacielem.
- Gówno prawda, dziwko! Zabiłaś go. Masz jego krew na rękach. Teraz poczujesz to, co on. Zabiję cię. – dłonie kobiety trzęsły się, zdradzając zdenerwowanie, a jej zęby, uderzające o siebie, sugerowały, że przed tą zabójczą misją, dopomogła sobie jakimiś prochami.
- Nie rób tego. Nie warto. Znajdą cię i pójdziesz siedzieć. – najwyraźniej argumenty Eddy do niej nie przemawiały, bo kobieta wrzasnęła, rzucając się w stronę Eddy. Nim jednak jej narkotyczny krok na to pozwolił, Eddy już trzymała w rękach pistolet Jaxa, celując nim w przeciwniczkę.
- Odłóż to. Nie musimy tak tego kończyć.
- I tak już nie żyję. Marcus był jedynym, co miałam! Zabrałaś mi wszystko. Mogłabyś równie dobrze mnie zabić! – rozpaczliwym tonem, dziewczyna próbowała strzelić w stronę Eddy. Ta jednak znów była szybsza. Wkrótce leżała na ziemi, ogłuszona swoim pierwszym zabójstwem.
- Jak sobie życzysz. – bąknęła, beznamiętnie wpatrując się w powiększającą się kałużę krwi na podłodze. W tym momencie do pokoju wparował Tig. Zastając sytuację kucnął przy Eddy, by sprawdzić, czy nic jej nie jest. Był pewien, że dziewczyna, leżąca na podłodze na przeciw nie stanowi już zagrożenia.
- Możesz wstać? – sierżant pomógł Eddy się podnieść i zagarnął ją do siebie, widząc jak bardzo dziewczyna przygląda się temu, co narobiła.
- Upozorujemy to na samobójstwo. Ułóż ją. Ja napiszę list pożegnalny. – zamiast się załamać, Eddy wymyśliła jak zatuszować sytuację. Tig uniósł brwi, spoglądając na umazaną rozbryzgami krwi towarzyszkę. Zaskakiwała go z każdym dniem bardziej. Mimo spokoju, Trager doskonale widział, że to nie jest najlepszy moment na wyciąganie z Eddy wyjaśnień. W ciszy ułożyli całość tak, by wyglądało to na samobójstwo i również w milczeniu zapalili papierosa nim Eddy obmyła się z krwi i wyruszyli w drogę powrotną. Dla bezpieczeństwa wyruszyli po zmroku. Każde z osobna. Każde inną drogą.
Powrót do Charming wcale nie poprawił sytuacji. Eddy zgasła, jak jeszcze nigdy wcześniej. Tig zastanawiał się, czy to krew na jej rękach tak dobiła dziewczynę, czy może utrata przyjaciela. Nie chciała dzisiaj widzieć ani Jaxa, ani Juica, ani Gemmy. Nawet chłopców. W drodze powrotnej, Eddy zatrzymała się jedynie w sklepie. Wróciwszy do swojego mieszkania, wzięła długi, przyjemny prysznic. Chciała zmyć z siebie resztki swoich grzechów. I odciąć się od tej Eddy, która odebrała dwa życia. Strumienie gorącej wody miały oczyszczającą moc. Tak wyglądała spowiedź zbrodniarki. Pozbywała się najtwardszego dowodu: poczucia winy. To jednak wciąż za mało. Musiała uciec się do drastyczniejszych metod. Dlatego, gdy dwie godziny później otwierała drzwi Tigowi, powitała go już nie brunetka, a blondynka z mokrymi włosami i w szlafroku.
- Chciałem tylko sprawdzić, jak się trzymasz. Byłaś bardzo mil... – mężczyźnie nie było dane powiedzieć za wiele. Usta Eddy wpiły się w jego własne, szukając zapomnienia dla paskudnych przeżyć. Potrafiła wyobrazić sobie tylko Tragera tej nocy w swoim łóżku. To on był tam z nią. Nie zadał ani jednego pytania. Widział najobrzydliwszą część charakteru Eddy. Niewiele myśląc, postanowiła zagryźć swoje wyrzuty sumienia smakiem krzepkiego sierżanta broni Sons of Anarchy. Oczyszczenie się dokonało.
Lojalność. Tego nauczyłam się w tym klubie. Chociaż może się wydawać, że to co zrobiłam temu przeczy, zawsze byłam lojalna moim przyjaciołom. Nigdy nie byłam autorytetem moralnym i nie jako taki piszę do Was, moi kowboje. Zrobiłam wiele rzeczy, które zasługują na potępienie. Wiele spraw zaniedbałam, a wielu przypadkach zbyt szybko pociągałam za spust. Jednak choćbym nie wiem jak się bała, gdy mogłam wykazać się lojalnością wobec Waszego ojca lub jego ludzi, robiłam to. Sama nie wiem, dlaczego. Wydaje mi się, że życie w Charming dało mi lekcję tego, że rodzina staje za sobą choćby nie wiem co. I lekcję tego, że rodziną wcale nie jest ten, kogo krew płynie w Waszych żyłach. W kilku przypadkach mogłoby się wydawać, że moja lojalność to dług wdzięczności, jednak tak nie było. Kiedy dwoje ludzi staje się partnerami w zbrodni, to nie dług wdzięczności wiąże ich ze sobą w ironiczny, pokręcony i bardzo przewrotny sposób. To ktoś albo coś, co chce okrutnie zakpić. Ze mnie zakpiło bardzo okrutnie.
Podjeżdżając następnego ranka do warsztatu, Eddy czuła się o wiele lepiej. Seks zerwał z Eddy całą winę, zdjął z jej ramion krzyż i sprawił, że znów mogła chodzić z wypiętą piersią. No, może nie do końca, bo pierś ta była dosyć obolała. A dokładniej, Eddy bolał bok. Bolał jak jasna cholera. By dopełnić swojej metamorfozy Eddy rozpoczęła pracę nad tatuażem. Czarno-biały wzór trującego bluszczu wspinał się od jej biodra, przez żebra, zawijając się na boku.
Powitała ją zasępiona twarz Gemmy, stojącej w drzwiach swojego królestwa.
- Wszystko w porządku? – spytała kobieta, widząc jak Eddy trudzi się z normalnym chodzeniem. By udowodnić, że nic jej nie jest, dziewczyna uniosła białą koszulkę, pokazując zabezpieczony folią wzór na ciele.
Gemma skinęła głową i nim Eddy zdążyła zadać pytanie, odpowiedziała:
- Po Juicie wciąż ani śladu. Bobby też zniknął. A dziś rano Roosevelt aresztował Tiga.
- Za co?
- Jakiś gówniany zarzut o morderstwo. Nie wiem dokładnie.
- Kurwa mać... – wyrzuty sumienia momentalnie znów złapały Eddy w swoje zimne szpony, ściskając jej serce w śmiertelnym, pijącym uścisku. Przez całe przedpołudnie próbowała znaleźć sobie zajęcie, bijąc się z myślami. Usłyszała warkot motoru i z nadzieją wyszła z baru, rozglądając się za motorem Ortiza. Chłopaka jednak nie było z nimi, a Eddy dołączyła zamartwianie się o niego do kolekcji swoich problemów. Widząc minę Jaxa, dziewczyna jednak skupiła się na Tragerze.
- Jakie wieści?
- Żadne. Roosevelt czegoś od niego chce. Najwyraźniej chce go przyskrzynić w jakimś celu. Te zarzuty to bzdura, ale Tig nie ma żadnego mocnego alibi. – Wyjaśnił Opie, z głębokim westchnieniem siadając na stołku barowym
- Kiedy to się stało? To morderstwo?
- Wczoraj. – Odpowiedź Opiego zaskoczyła Eddy. Była przekonana, że Tiga zgarnęli za zabójstwo, popełnione w Seattle. Sądziła, że jakimś cudem ktoś dopatrzył się ich fortelu. Patrząc na to z perspektywy, uznała, że to logiczne. Przecież lokalna policja nie mogłaby zatrzymać go za przestępstwo międzystanowe. Już mieliby na karku fedziów. Więc o co mogło chodzić?
- Ładne włosy. – Znienacka zagaił Jax. Przez chwilę Eddy nie zorientowała się, co Wice ma na myśli. Ach, no tak, wczorajsze farbowanie. – Zamierzasz chociaż powiedzieć, co się ostatnio z tobą działo?
- Nie teraz, Jax. Chłopcy, czekajcie tutaj. Przywiozę wam Tiga. Wy zajmijcie się Bobbym – powiedziała nagle ożywiona. Złapawszy za torbę, wykuśtykała z klubu na tyle, na ile pozwalało jej obolałe ciało.
- Co zamierzasz zrobić? – usłyszała pytanie, nawet nie wiedząc od kogo wyszło.
- Zmusić Roosevelta do wycofania zarzutów!
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że te zdjęcia mogą pogrążyć twoją...jakąkolwiek wiarygodność w tym mieście? Nie mówiąc o Ortizie? – Eli Roosevelt przesuwał palcem po ekranie telefonu Eddy w lewo i prawo. Przed jego oczami migały zdjęcia nie pozostawiające wiele dla wyobraźni. Częścią wczorajszej nocnej zabawy z Tigiem była sesja zdjęciowa i kilkunastosekundowy filmik, na którym Eddy chwali się swoimi umiejętnościami oralnymi. I to bynajmniej nie oratorskimi, w tym rozumieniu. Nie zarumieniła się, gdy Roosevelt przyglądał się to jej, to telefonowi. Ba, nawet nie spuścił wzroku, gdy w ciemnych oczach oficera mignął błysk rozbawienia.
- Byłabym wdzięczna, gdyby całe Charming przestało się interesować moim życiem prywatnym.
- Uważasz, że plotki o twoim romansiku z Ortizem są wyrazem zainteresowania? Poczekaj na gównoburzę, jak dowiedzą się o tym.
- Trudno. Wolę stracić swoją, jak mówisz, wiarygodność niż patrzeć jak niewinny człowiek idzie siedzieć.
- Wątpiłbym, czy Trager jest tak niewinny.
- Nie miał z tym nic wspólnego. – siła w głosie Eddy była o tyle straszniejsza, o ile dziewczyna stawała się coraz bardziej spokojna. W końcu Eli ustąpił. Nie miał już powodów, by zatrzymywać Tiga. Zatrzymał za to telefon Eddy, by informatycy potwierdzili wiarygodność alibi.
- Coś ty zrobiła?
- Dałam ci alibi. Wolę to niż myśl, że przyjmujesz pały w dupę w więzieniu. Chodź. Podwiozę cię do klubu.
- Dziękuję. – Nie odpowiedziała. Otworzyła drzwi samochodu, pokazując, by się ładował. Ten stoicki, wręcz lodowaty spokój Eddy przerażał nie tylko czarnoskórego oficera. Tig również poczuł jak cierpnie mu skóra na karku.
Nikt nie spytał. Każdy już wiedział. Cholerne, policyjne plotkary. Gdyby to od Eddy zależało, obcięłaby im wszystkim języki. Ale nie musiała. Znosiła więc spojrzenia mieszkańców Charming i chichoty Synów.
- Przedszkole, nie? – Zagaiła Tara, pokazując swojemu ukochanemu kuku na muniu. Eddy nie odpowiedziała, przewróciła jedynie oczami, szorując kufle z większym niż można by oczekiwać zapałem. Chłopcy rzucili jeszcze kilka niewybrednych komentarzy nim wsiedli na swoje motory.
- Co z Juicem? Myślałam, że wiesz, między wami...
- Tara, gówno cię to obchodzi, więc nie zgrywaj Matki Teresy.
- Masz rację, należy mi się. – Kobieta zmierzwiła dłonią ciemną grzywkę, siadając na stołku barowym tuż na przeciw Eddy. Uśmiechnęła się krzywo, patrząc jednak na barmankę ze współczuciem. Tego było za wiele. Nienawidziła, gdy ktoś się nad nią litował. Posłała Tarze mordercze spojrzenie jasnych oczu, stawiając kufel na miejscu zbyt mocno, nawet na energiczną Eddy.
- Nie potrzebuję twojego współczucia, pani doktor.
- Chciałam po prostu, żebyś wiedziała, że doceniam to, co zrobiłaś. To było odważne. To stado półgłówków wkrótce zapomni. Ale on nie zapomni. Więc chciałam ci doradzić, żebyś tą agresję przerodziła w jakieś sensowne przeprosiny. Zaczęłabym od: „zależy mi na tobie. Przepraszam”. Widzisz? Nie jestem twoim wrogiem. A teraz możesz wrócić do użalania się nad sobą i wyżywania się na tych Bogu ducha winnych kuflach. – Zirytowane westchnienie Eddy odprowadziło Tarę do samochodu. Samotność nie była jednak dana barmance na zbyt długo. Po kilku godzinach Tara wróciła, a tuż za nią klub. Ciężkie kroki Claya poprzedziły spanikowany trucht Tiga w stronę kaplicy, za którym szedł Jax, tłumacząc coś gorączkowo swojej kobiecie. Ku zaskoczeniu Eddy, ten pochód dziwadeł zakończał Chibs i Bobby, którzy taszczyli rannego Juica.
Eddy wybałuszyła oczy, stając jak wryta. Z uda Ortiza sączyła się krew, a on sam do złudzenia przypominał ją samą jeszcze kilka nocy temu. Ubabrany krwią, z szeroko otwartymi oczami, oddychający ciężko. Próbowała dowiedzieć się czegokolwiek, ale każdy zajęty był pomaganiem Tarze. Pani doktor starała się pozszywać ranę Juica. Eddy przygląła się tej scenie w milczeniu. Niczym zawstydzona dziewczynka, podglądająca film dla dorosłych, stała za skrzydłem drzwi kaplicy. Na szczęście, kula nie przebiła tętnicy i nie wbiła się zbyt głęboko.
- Nic ci nie będzie. – Powiedziała lekarka, ściągając rękawiczki, po czym zwróciła się do pomagającego jej Chibsa. Z tego, co Eddy pamiętała, kiedyś był lekarzem wojskowym. – Dam mu Vicodin. Żadnej whisky. Potrzebuje odpoczynku zanim zamęczycie go pytaniami. Najpierw wymaglujcie Bobby’ego. Niech ktoś zawiezie go do domu.
- Ja to zrobię, pani doktor – Eddy zgłosiła się na ochotnika, ściągając na siebie uwagę zebranych. Nagle wszystko ucichło, a wzrok Juica palił w jej sercu dziurę. Po chwilowej niezręcznej ciszy, Chibs zarządził zawleczenie rannego do samochodu. W tym czasie Eddy dostała do ręki niewielką fiolkę z lekami.
– Dziękuję. – Tym razem barmanka była o wiele bardziej skruszona. I wdzięczna.
* no mates - nie zabijać
Czytam twój blog od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz zdecydowałam się skomentować.
OdpowiedzUsuńOgólnie nie znam uniwersum, w którym dzieje się akcja, ale nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo. Lubię sobie od czasu do czasu poczytać coś w takich klimatach. Motocykle, narkotyki etc. Dlatego też twoje opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Świetnie kreujesz bohaterów - nie są szablonowi, mają własne charaktery. Nie wiem jak bardzo trzymasz się pod tym względem kanony, więc na ten temat się nie wypowiem.
Pomysł z telefonem był bardzo trafiony, aż poczułam ciarki na plecach. Ogólnie masz bardzo ładny, wmiarę wypracowany styl, dzięki czemu przyjemnie się czyta.
Kończę już ten nieskładny komentarz i zabieram się za poznawanie uniwersum.
Pozdrawiam
Luna
Bardzo mi miło, że zdecydowałaś się skomentować, bo to daje ogromną motywację dla każdego autora. Zwłaszcza, kiedy komentarz jest aż tak pozytywny. Mega mi miło, bo staram się, żeby całość była właśnie taka, jaką ją odbierasz. Nie lubię płaskich postaci i całkiem przewidywalnej fabuły. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną dłużej ;)
UsuńNo, działo się w tym rozdziale, działo. Cieszę się, że wreszcie rozwiązała sie ta sprawa z pogróżkami, bi wkurzyłam się, że wplatano w to biedne, niewinne dziecko. Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. No, nie licząc jednego drobnego morderstwa... xD Ale jakoś nie jest mi jej zal. Wkurzyłam się w tym rozdziale jeszcze na dwie osoby. Najpiwe na Opiego za tą zdradę i to jeszcze z taką kretynka... no a potem na Eddy za jej baraszkowanie z Tigiem. :/ Jakoś tak niesmaczne to było, jakby nie miała do siebie za grosz szacunku. No ale nie będę sie czepiac. W końcu laska wiele przeżyła, to w sumie jej zachowanie jest uzasadnione, co nie zmienia faktu, że i tak tegi nie popieram. :D Ale jestem mega ciekawa dalszych jej losów, więc pisz szybko ^^
OdpowiedzUsuńA i zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
Nie chciałam wszystkiego wyjaśniać od razu, ale też nie chciałam przeciągać tego zbyt długo. Mam nadzieję, że w miarę się to rozwiązało w porządku. Haha "nie licząc jednego drobnego morderstwa" <3. Podsumowałaś genialnie.
UsuńTaak, Opie niestety popełnił ten błąd, ale jako mężczyzna, żyjący w brutalnym środowisku raczej nie jest nauczony jak rozmawiać o uczuciach. I stąd się później takie głupie posunięcia biorą.
Co do Eddy, cóż, nigdy nie mówiłam, że będzie idealna. Ma dosyć niskie poczucie moralności i sądzę, że przy zabójstwie, to seks bez uczuć jest małym piwkiem. Jakkolwiek, zgadzam się z Tobą, absolutnie tego nie popieram.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;)
Dopiero co wczoraj przeczytałam 8 rozdziałów, a dzisiaj już kolejny. Bardzo ojj bardzo mnie to cieszy :)
OdpowiedzUsuńIma to właśnie taka pornogwiazdka bez skrupułów, najpierw Jax, później Opie.
Eddy będzie musiała przywyknąć do tego, że większość spraw rozwiązuje się raczej w krwawy sposób.
Ciekawi mnie też, w kogo ramiona i łóżko wrzucisz następnym razem Eddy. Tig czy Juice ? Chłopcy strasznie się różnią. No i jeszcze Jax, z którym miała bliższe spotkanie w poprzednim rozdziale.
Czekam w niecierpliwości na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Trafiłaś akurat na taki czas, że opublikowałam nowy rozdział. Zawsze dodaję w sobotę, albo w niedzielę, bo wtedy mam czas na dopracowanie wszystkiego. Jak chyba wszyscy ;D.
UsuńOna była fatalna. To znaczy, świetnie zagrana, bo doprowadzała mnie do szału.
Hahaha, a z kim w łóżku wyląduje Eddy następnym razem wyjaśni się w przyszłym tygodniu. Myślę, że to może być nowe oblicze naszej bohaterki.
Pozdrawiam ;)
Witam serdecznie! Spam lekko po północy zawsze spoko ;) zwłaszcza w weekend xD No ale! Oderwałam się od ćwiczenia skal durowej, dla tego jestem. szykuje się o wiele dłuższy komentarz od poprzednich ;) Chyba nie będziesz zła?
OdpowiedzUsuń>Możliwe, że zadam idiotyczne pytanie, jak dla fanki Alice in Chains, ale znasz może Mad Season? Albo (to już troszkę inne, ale wciąż podobne [masło maślane by. humanistyczna Aleksandra]) Temple od The Dog?
>Ima... Ta postać dodawała tutaj tego czegoś, w sensie w serialu, bo jeśli ktoś oglądał to pewnie kojarzy. Suka. Takie postaci również są potrzebne. Wydaje mi się, że nieświadomie podkłada się, myśląc, że zdobyła wszystkie "męskie sprzęty". Przyznam, że rozwala mnie.
>Hehe Eddy umie dogadać ;) To bardzo dobrze. Można rzec, że lekko wdaje się w Gem, a może po prostu jest w takim a nie innym środowisku, gdzie ciężki charakter jest potrzebny?
>Opie popełnił błąd, ale nie wiem czy był on wywołany tym co w serialu (znalezieniem tabletek poronnych Layli) czy czymś innym. Bez powodu z taką szmatą nie poszedłby do łóżka.
>Tutaj Eddie zabawiła się w "Ciocię Dobrą Radę", ale to i lepiej. Ktoś musiał na niego nawrzeszczeć, przemówić mu do rozsądku. Trafiło na Eddie
>Nareszcie wiadomo coś więcej o tych telefonach. Powiem szczerze, że po przeczytaniu, że mówią po hiszpańsku, spodziewałam się spółki jej byłego z Majami. Nie wiem dla czego. Choć lubię ten drugi gang.
>Pytania Jaxa "co się dzieje" wywodzą się z troski czy czystej ciekawości? Kiedy prosi go o broń to coś już musi być na rzeczy. Jest jednak druga strona medalu: Ed, która nie chce nic wyjawić. Nie wydaje mi się, aby było to dobre posunięcie. Kłębienie tego wszystkiego w sobie da odwrotny efekt do zamierzanego. Powinna mieć jedną osobę, z którą będzie mogła pogadać o wszystkim. I nie mam tu na myśli Juica, ponieważ on... coś się z nim dzieje i nie chce tego powiedzieć.
>Powrót do Seattle. Ta kobieta wydawała mi się dziwna, wręcz wariatka. Marcus został zabity dla tego, że szukali dziewczyny, ale nie przez nią. Ta jego cała siostra powinna wziąć się za szukanie sprawcy a nie Eddy.
>Wysłanie tam Tiga było dobrym pomysłem. Nigdy nie wiadomo, co zrobiłaby dziewczyna, a on byłby jej dobrym duszkiem.
>Spodobało mi się myślenie Ed. Nie załamała się tylko miała głowę na karku. I że nie wpadł na to pierwszy Trager ;D
>Widzę, że nasza bohaterka przeżyła dużą zmianę: przefarbowanie włosów. Do tego można doliczyć jakieś inne zmiany. Zrywanie z przeszłością - robisz to dobrze.
>Sypianie z Alexandrem nie jest takie złe ;) Wręcz przeciwnie - podoba mi się ten wątek. W końcu kobieta, która sypia z facetami (różnymi) nie zawsze musi być nazywana dziwką. Trzeba łamać stereotypy, które niestety nadal są obecne :/
>Nie wydaje mi się, aby złapano Tiga za morderstwo w Seattle. Obecny szeryf nie ma, aż takiego zasięgu, aby móc kierować i Seattle. Może karta Tragera nie jest taka śnieżnobiała (jak trampki Jax'a xD) i ktoś znalazła na niego haka?
>Nasza bohaterka zachowała się względem Alexa bardzo... lojalnie? Nie wiem jakiego określenia tu użyć, ale zachowuje się jakby była członkiem rodziny - jedno kryje drugie. Nie ma co się okłamywać, Sons of Anarchy to po prostu jedna wielka rodzina, do której wkroczyła i Eddy, ale może nie jako motocyklistka ;)
>Od kiedy dotarłam w serialu do momentu kiedy Tara ginie, zapomniałam o niej i przyznam, że nie brakuje mi jej. Nie ma - spoko. Ale tutaj jak wjechała Ed... trochę nie w porę. Widzi, że nie jest z nią najlepiej. Nie jest psychologiem tylko lekarzem - lepiej niech oszczędzi słów. Z drugiej strony ustawiła naszą (co prawda farbowaną, ale zawsze jakąś) blondynkę. Nie, tego nie tępię
>Ciekawi mnie co zaszło, że Juice wrócił ranny. Jakieś tortury? Strzelanina? O co chodzi? xD Nie połapałam się, próbowałam powiązać to z serialem, ale chyba zbyt skupiłam się na romansie Chibsa z panią szeryf, którego nie popieram zbyt. Ale przecież nie wykluczone jest, że wszczepiłaś tu swój własny pomysł ;)
Kłaniam się i do kolejnego rozdziału :)
Ostatnimi czasy tylko tak funkcjonuje w blogosferze. To znaczy w nocy. Oczywiscie, ze znam zarówno Mad Season jak i Temple of the dog. Kocham koncert Mad Season w klubie. Layne jest tam piękny <3
UsuńCo do Twojego komentarza: cieszę sie, ze odcinek Ci sie podobał. Chciałam juz rozwiązać ta sytuacje z listami i myśle, ze to nawiązanie do Rexa jeszcze wróci, wiec nic nie jest przesadzone. Masz racje, Ima jest potrzebna. Była tak cudownie okropna, ze nie mogłam jej tu pominąć. I tak, nie chciałam wnikać w szczegóły, ale to o pigułki sie pokłócili. To ten moment w serialu. Co do Eddy, ona zawsze miała charakterek, ale tu musi miec go jeszcze bardziej. Chocby, zeby nie zginąc. Sytuacja z Alexem chyba jest bardziej skomplikowana niz mi sie wydaje, dlatego cieszę sie, ze mimo wszystko nie spisujesz Eddy na straty, choc nie jest "śnieżnobiała jak trampki Jaxa" xD
Do ich relacji jeszcze wrócę, ale w następnych odcinkach skupie sie na Juicie. W końcu bedzie miał swoj moment. Ciekawe, jak to Ci sie spodoba
Pozdrawiam i do następnego ;*
Wow wow wow ! Omg dopiero co weszlam tu a juz sie zakochalam ! *.* dziewczyno jak ty to robisz?! :d Zycze weny i bylabym wdzieczna gdybys informowala mnie o nastepnych rozdzialach ! :) :)
OdpowiedzUsuńDopiero co zaczelam opowiadanie o brytyjskim meeega przystojnym youtuberze! *.* zapraszam ! :)
www.pleasemoretime.blogspot.com
Dziękuje bardzo za pojawienie sie i miłe słowa. To dużo znaczy dla piszącego! Na pewno do Ciebie zajrzeć, juz wlasciwie zajrzałam, tylko bardzo trudno znaleźć mi chwile na jakis logiczny komentarz
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej! Jestem i ja :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Byłam w szoku, strasznie dużo się wydarzyło. Ale to dobrze, bardzo dobrze. :) Niezłe ciary miałam, czytając o tych pogróżkach, super pomysł, brawo!
Widzę, że wiele komentujących kojarzy Sons of Anarchy - ja wciąż nie miałam czasu, żeby obejrzeć (ale Twoje opowiadanie zaciekawiło mnie na tyle, że na pewno obejrzę - jak znajdę czas, bo z tym ostatnio u mnie krucho ;p), więc nie mam aż takiego 'obycia' w temacie. I ogólnie nie wiem, co tu jeszcze napisać, oprócz tego, że podoba mi się i już. :) Masz fajne pomysły i tak samo dobrze je realizujesz. Bardzo lubię to, jak kreujesz postacie, wszystkie są barwne, charakterystyczne. W tym rozdziale chyba najbardziej podobał mi się sposób, w jaki opisałaś Imę. Może trochę niechlubna postać, bo typowa pornogwiazdka - ale od razu sobie ją wyobraziłam!
Co do samego tekstu - styl masz naprawdę dobry. I w zasadzie nie ma się nad czym rozwodzić, bo Twoje opisy są faktycznie barwne, szczegółowe, ładnie napisane, czyta się naprawdę bardzo przyjemnie. :)
Błędów nie zauważyłam oprócz tego, że masz problem z poprawnym zapisem dialogów. Jeśli didaskalia dotyczą bezpośrednio 'mówienia', opisują sposób mówienia itp, to piszemy je z małej listery, a kwestii bohatera nie kończymy kropką. Dotyczy to więc wszelkiego rodzaju 'mówionych' czasowników, np. "powiedzieć", "zagadnąć", "odpowiedzieć", "zapytać" itp. Jeśli jednak opisują zupełnie inną czynność, dziejącą się w tle, wtedy kwestię bohatera kończymy kropką, a didaskalia zaczynamy z wielkiej litery.
Np.: "- Możesz wstać? – Sierżant pomógł Eddy się podnieść i zagarnął ją do siebie, widząc jak bardzo dziewczyna przygląda się temu, co narobiła."
"- Żadne. Roosevelt czegoś od niego chce. Najwyraźniej chce go przyskrzynić w jakimś celu. Te zarzuty to bzdura, ale Tig nie ma żadnego mocnego alibi - wyjaśnił Opie, z głębokim westchnieniem siadając na stołku barowym"
Nie wiem, czy już Ci tego nie mówiłam - jak tak, to przepraszam, ja mam sklerozę (taaa, to już ten wiek ^^) i nie pamiętam. I mam nadzieję, że się nie obrazisz za wytykanie błędów. :)
Przepraszam, że tak krótko, następnym razem się poprawię i będzie lepiej. :D
Póki co, zapraszam do mnie na 7. :)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Dzięki wielkie za odwiedziny. No i również ogromnie dziękuję za rady wobec pisania. Nie ukrywam, że jest to dla mnie czarna magia. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek miała możliwość nauczenia się tego. Najwyraźniej poloniści w moich wszystkich szkołach wychodzili z założenia, że nauka pod klucz maturalny/egzaminalny/podstawówkowy jest istotniejsza niż nauka dla wiedzy. Dlatego dziękuję, że Ty mi to wskazałaś ;*
UsuńCieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie i moja perełka - Ima. Bardzo przyłożyłam się do opisania tej postaci, bo wydawała mi się niesamowicie barwna i dodająca swojego rodzaju uroku do opowiadania.
Co do samego serialu, kilka osób rzeczywiście go oglądało, ale też nie wszyscy. I oczywiście, gorąco polecam, bo każdy sezon jest wart poświęcenia czasu.
Fajnie też, że przypadł Ci do gustu motyw z pogróżkami. To mój autorski pomysł, niezależny od historii serialowej, dlatego jestem jeszcze szczęśliwsza.
Do usłyszenia ;*
Witam :3
OdpowiedzUsuńO matko, jak ja nienawidzę tej zdziry! Cały czas czekałam, aż ktoś ją zastrzeli, ale nic takiego się, niestety, nie stało. A bym się cieszyła, jak cholera. Tak samo, jak prawie skakałam z radości, kiedy Opie zastrzelił Stahl.
Fakt, przemowa cudna. Eddy mogłaby zostać mówcą. Tylko nie motywującym, o nie.
Mam wrażenie, że z Eddy zrobiła się straszna hipokrytka. Gnoi Opiego za to, że poleciał pieprzyć się z Imą, ale sama poleciała do Tiga, kiedy tylko coś zaczęło dziać się z Juice’em. Tak się nie robi… I w jednym, i w drugim przypadku.
Ta rozmowa mnie rozczuliła. Taki bezradny olbrzym jest… No, uroczy. Mam tylko nadzieję, że z Lylą i Opiem u Ciebie będzie lepiej niż w serialu.
O w mordę o.o Ten telefon był bardzo niepokojący. Aż za bardzo.
Zaskoczyłaś mnie. Naprawdę myślałam, że to cały czas Rex do niej wypisuje te rzeczy. Sprytnie rozegrane. Bardzo, bardzo sprytnie.
W życiu bym się tego nie spodziewała. Ej, masz talent to robienia czytelnika w chuja.
Pierwsze morderstwo Eddy. Niedobrze. Jak człowiek już raz czegoś spróbuje, będzie to robił cały czas.
Ej, wiesz, łatwo można sprawdzić, czy to naprawdę było samobójstwo. Wystarczy przeprowadzić dokładną analizę zwłok. Pęknięcia w czaszce mogą bardzo dużo powiedzieć o trajektorii pocisku, którą stroną wleciał, wyleciał, pod jakim kątem uderzył w czaszkę i tak dalej. Istnieją również programy, które badają rozbryzg krwi, na podstawie którego również wiele da się ustalić. Chociaż komu by się chciało w to wszystko bawić? Chyba tylko naprawdę upierdliwemu i zawziętemu gliniarzowi, który nie ma co zrobić ze swoim życiem.
Nadal nie mogę ścierpieć tego, co odstawiła z Tigiem. A teraz znowu. Ale to miłe, że wystawiła się na pośmiewisko, żeby wyciągnąć Tragera i uwolnić go od zarzutów.
No i znowu sprzeczka z Tarą. Uważam, że Eddy nie powinna tak gwałtownie reagować. Jasne, ma prawo być zdenerwowana, ale ten kufel nic jej nie zrobił!
Matko, no i Juice. To będzie ta sprawa z Mylesem, jestem pewna.
Jestem ciekawa, czy Eddy przyzna się do tego, że spała z Tigiem, czy postanowi nic nie mówić. Bo chyba jest z Ortizem w czymś w rodzaju związku, nie? Takie rzeczy raczej nie powinny mieć miejsca.
Okej, to chyba tyle.
Rozdział bardzo mi się podobał, mnóstwo się działo.
Pozdrawiam cieplutko :*