May God bless and keep you always,
May your wishes all come true,
May you always do for others
And let others do for you.
May you build a ladder to the stars
And climb on every rung,
May you stay forever young,
Forever young, forever young,
May you stay forever young.
W trudnych czasach braterstwo nabiera nowego wymiaru. Stare zadry odeszły w przeszłość. Klub przyjął nowych członków: Happy’ego, Frankiego Diamonds’a, GoGo i Grega Pega. Cała ta czwórka przeniosła się z Nomadów*, bądź z innych czarterów. Kluby znały się od dawna, więc zostali powitani jak swoi.
Eddy polubiła szczególnie Happa. Był totalnie szalony. Chyba bardziej porąbany od Tiga. A to naprawdę trudne, jednak widząc zapał z jakim brał się do wszystkiego, nie dało się go nie lubić.
Greg Peg nie wyróżniał się niczym specjalnym. Od początku wydawał się być niesamowicie oddanym członkiem SAMCRO. Patrzył na Jaxa tak maślanym wzrokiem, że Eddy żywiła silne podejrzenia, jakoby Greggy zadurzył się w Prezesie. Czego nowemu członkowi nie można było odmówić, to urody. Typowo, południowa, męska, stabilna uroda pasowała do kraciastych koszul i charakterystycznie założonej bejsbolówki. Tyłem na przód, ma się rozumieć. Peg nosił kilkudniowy zarost, pokrywający szczelnie silnie zarysowaną szczękę i miał oczy nieokreślenie zielonego koloru.
- Hej, Prezesie, widzę, że masz nowego wielbiciela - zaśmiała się Eddy, gdy Jaxowi udało się w końcu pozbyć nowej dziatwy. Peg biegał za Tellerem cały dzień, jak ten jeden nachalny dzieciak w przedszkolu, który usiłuje się z tobą zaprzyjaźnić im bardziej go olewasz. Dziewczyna dosiadła się do niego na schodach przed biurem Gemmy, podając kubek z kawą.
- Chociaż ty mi daj żyć. Nie wiem, co w nich wstąpiło.
- Jesteś Prezesem SAMCRO Cali. Jesteś dla nich idolem. To jakiś znak, jeśli chłopcy z Nomadów chcą się przerzucać do twojego czarteru. Teraz musisz pogodzić się z admiracją godną idola.
- Co ja, Kurt Cobain?
- Hm... - zawiesiła głos, przyglądając się przyjacielowi. - Jakby spojrzeć pod odpowiednim kątem. - Rzeczywiście, Jax mógł przypominać Cobaina. Co prawda, miał bardziej atletyczną budowę ciała i nieco delikatniejsze rysy twarzy, ale poza tym, naprawdę można było powiedzieć, że jego długawe blond włosy, błękitne oczy i wiecznie rozmarzone, nieobecne spojrzenie było łudząco podobne. Na tą sugestię, Jax parsknął śmiechem, częstując barmankę.
- Co zamierzasz z nimi zrobić? - spytała odpalając papierosa. Teller wydawał się szukać odpowiedzi pod blond czupryną. W końcu najwyraźniej doszedł do wniosku, że nie ma sensu okłamywać przyjaciółki. Strzelił kostkami palców, a potem oparł dłonie na kolanach. Jego idealnie białe buty niemal oślepiały w południowym słońcu września.
- Jeszcze nie wiem. Ale mam nadzieję, że trochę nowej siły doda chłopakom otuchy. - To mogło być prawdą, przemknęło przez myśl obojga, widząc Juica głęboko wciągniętego w rozmowę z Gregiem. Ten w obyciu bywał opryskliwy, ale barmance wydawał się kompletną... no cóż, dupą wołową. Typem faceta, który da ci w mordę i naprawi motor, ale kiedy trzeba wziąć odpowiedzialność, czy to za dziecko, czy to za trupa w szafie - będzie uciekał z piskiem, jak panienka.
Z kolei Frankie niemal fizycznie odrzucał Eddy. Był obleśny i ślinił się na sam widok barmanki. Jego ksywka wzięła się od jego zębów, które w dużej mierze były diamentowe. Miał nieco latynoską urodę i pokaźne bokobrody. Swoiste połączenie Mario z gry komputerowej z fanem tanich pornosów z pogranicza meksyku. Przegiął, gdy zaraz po swoim „zaprzysiężeniu” do SAMCRO klepnął ją w tyłek. Eddy obróciła się błyskawicznie i wykręciła rękę pijanemu oblechowi nim ten zdążył się zorientować. A chwyt miała mocny. Nauczył ją tego jeszcze Opie, gdy obronił ją przed Clayem.
- Zrób to jeszcze raz, a wpakuję ci ten kieliszek w dupę i każę go wysrać ustami. Jestem kobietą Juica, baranie. – Niepisanym prawem klubu było to, że każda kobieta członka była nietykalna dla drugiego. Klubowe fanki były zabawkami, ale gdy któraś wiązała się z członkiem nie można było jej traktować jak dziwki. Kobietom należał się szacunek.
- Nie wiedziałem. Sorry, lala.
- Za „lalę” poza sraniem ustami będziesz zbierał na resztę diamentowych zębów.
- Hej! Co tu się dzieje?! – Jax, zastając tą scenkę musiał zareagować. Eddy wypuściła zakładnika, rzucając mu pogardliwe spojrzenie i wróciła za bar.
- Spytaj tego bezmózga.
- Nieporozumienie. – bąknął Fankie, patrząc na Prezesa spode łba. Jax spojrzał pytająco na Eddy. Ta wzruszyła tylko ramionami. Nie zamierzała wywlekać swoich brudów przed sąd ostateczny Prezesa. Chociaż Frankie wywlekł się za Tellerem skruszony, posłał Eddy uśmieszek spod sumiastych wąsów. Grr, aż włos się jeży.
Najwięksi dyktatorzy całego świata zawsze stosowali w tym, czy innym momencie zawsze sprawdzającą się taktykę – terror strachu. Paranoja, w jaką wpada człowiek zastraszony sprawia, że traci czujność. Człowiekiem zastraszonym łatwo się manipuluje. Taka stratgia lubi odbijać się rykoszetem. Dyktator z Charming również postanowił wprowadzić tą taktykę. Nie wiem, kto jest złym gościem, ale ktoś postanowił zastraszać całe miasto. Zwłaszcza wszystkich bliskich klubowi. To zwężało krąg podejrzanych. Jednak oczy skierowaliśmy głównie na Damona Popa. Gangster miał powody, by się mścić na klubie. W końcu Trager zabił jego córkę. A mimo to, Synowie mieli z nim jakąś umowę. Podejrzewam, że chodziło o narkotyki – to czarni zajmowali się dystrybucją w Oakland. Majowie byli odpowiedzialni za produkcję. W związku z tą niepewnością zapanował chaos. Ktoś organizował wtargnięcia do domów. Pobił Waynea Unsera, szukając najpewniej Gemmy i Claya. Skradli im jakieś papiery. Wcześniej jeszcze kilka osób zostało zaatakowanych. Dyktator z Charming radził sobie doskonale.
Praca barmanki bywa naprawdę niewdzięczna. O ile Eddy nie miała problemu z natrętnymi gangsterami, czy ciężkimi kuflami, ani z długimi godzinami na nogach. Towarzyska natura Eddy dawała jej dużo radości z przebywania z wesołą gromadką. Za to bezczynne obserwowanie poczynań klubu to ta niewdzięczna część. Zwłaszcza dla kogoś z tak niewyparzonym językiem.
Tego dnia Clay postanowił się do czegoś przyznać. Do czegoś, czego Eddy się domyślała od dawna. Snuła swoje domysły razem z Unserem od dawna. To Morrow zabił Piney’ego. Dlatego został postrzelony. Wcale nie przez gang Dziewiątek. To Opie go postrzelił, dowiadując się, co zaszło między Clay’em i jego staruszkiem. Podobno Clay zrobił to w samoobronie. Piney miał alkoholowe jazdy i próbował pozbyć się Prezesa. Byłego, znaczy się. Od postrzelenia Clay był niezdolny do podejmowania decyzji, dlatego to Jax nosił plakietkę Prezesa. Bobby zajął miejsce Wice, a Chibs wziął niechcianą plakietkę Sierżanta Broni.
Po wyznaniu Claya atmosfera wydawała się być oczyszczona. Eddy jednak nie kupowała tego szajsu ani przez chwilę. Przegłosowali, żeby Morrow został w klubie. Utrzymali gnoja przy życiu. Nalała szota whisky jemu i reszcie nowych członków. Nawet świeżakom się dostało z pańskiego stołu. W kaplicy został Jax i jego „świta”, omawiając jakąś sprawę. Pomiędzy jednym kieliszkiem, a drugim Eddy odebrała telefon. Dzwoniła Fiona Larkin, była żona Chibsa, próbując dobić się do odrzuconego przez potężnego aktywistę IRA męża. Gemma kiedyś powiedziała, że pani Larkin zalicza się do niewielu kobiet, przed którymi ich własna królowa matka drży. Dlatego też Eddy nie chciała podpaść i złamała zasadę, mówiącą o trzymaniu się z daleka od kaplicy. Fiona brzmiała na zaniepokojoną. Chciała zapukać, ale coś ją powstrzymało. Zza niedomkniętych drzwi usłyszała strzępek rozmowy:
- ... powiedzieć wam wcześniej. CIA zagroziło, że jeśli zerwę deal z Irlandczykami i koką zamkną wszystkie czartery od Cali po Nowy Jork. Musiałem się zgodzić. Romeo dymał nas od dawna. Ale uchronił nas przed RICO. Nie sądziłem, że którykolwiek z was mógłby kapować. Tylko Juice, jeśli znaleźli na niego haka. Prawo jest jednoznaczne... – Eddy przestała analizować rozmowę. W jej głowie rozległ się alarm przeciwpożarowy. Zasady klubu traktowały kapusiów bezwzględną śmiercią. Zapukała głośno, czekając na zaproszenie. Oddała słuchawkę Chibsowi. To najwyraźniej był koniec narady. Bobby minął Eddy w drzwiach, puszczając jej oczko. Jax też zbierał się do wyjścia, ale Eddy wepchnęła Prezydenta do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Nie zabijesz go.
- Podsłuchiwałaś obrady klubu? – święte oburzenie Jaxa wydawało się nawet zabawne przy sprawie takiej wagi.
- Jeśli cokolwiek stanie się Juicowi, rozpowiem komu trzeba o twoim małym układzie z CIA pod płaszczykiem kartelu. Naprawdę myślałeś, że jestem aż tak głupia i nie połączę faktów? Doskonale wiem, że babracie się narkotykami. A Juice nie zrobił niczego, do czego nie zostałby zmuszony.
- Żaden Syn nie jest kapusiem.
- Gdybyś był dla niego bratem do niczego by nie doszło. Wasze pierdolenie o braterstwie ostatnio ma dosyć kiepskie przełożenie na rzeczywistość. Teraz możesz to naprawić. Przestaniesz patrzeć w swój wyjątkowo piękny młotek i zajmiesz się tym klubem jak Prezes, którym chciałeś być. A nie jak kopia Claya Morrow. Albo ty to wyprostujesz, albo ja to pogmatwam. – wściekłość kipiała z oczu Eddy. Świeży Prezes klubu wydawał się ewidentnie zaszczuty. Groźba Eddy przyparła go do muru. Podziwiał w tym wszystkim jej odwagę. Wiedziała tak dużo, że mógłby ją zabić. A jednak, nigdy go nie zdradziła. W dodatku coś w jej słowach uderzyło młodego Tellera. Eddy przemówiła do tej części jego osoby, która wciaż była tym samym Jaxem, który dbał o braci. Tym, który za nic nie skrzywdziłby ani Juica, ani żadnego innego Syna. Musiał zgodzić się na propozycję przyjaciółki. Pokręcił głową, patrząc na nią już bez tego zadzierania nosa.
- Powinienem cię za to zabić.
- Śmiało. Przynajmniej będę wiedziała, że położę się trupem za coś w co wierzę. – Eddy nie zamierzała ustępować. Wręcz przeciwnie. Stanęła pewniej, wkładając ręce w kieszenie i spoglądając Prezesowi prosto w jasne oczy. Przez chwilę Jax wydawał się badać na ile barmanka jest poważna.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo przypominasz Gemmę, gdy na czymś ci zależy. – Uśmiechnął się, opuszczając kaplicę. Eddy została sama przy stole. Dotknęła emblematu Żniwiarza, wyrytego w drewnie i odetchnęła. Dopiero teraz adrenalina, buzująca w jej żyłach odrobinę zelżała. Przesunęła dłonią po drewnianej płaskorzeźbie, wyczuwając, że ma towarzystwo. Nieco zaskoczony jej obecnością akurat w kaplicy Juice odnalazł ukochaną:
- Chłopaki mówili, że tu cię znajdę. Co robisz?
- Rozmawiałam z Jaxem.
- Ale jego tu nie ma.
- Jedziemy? – Eddy zmieniła niewygodny temat, uśmiechając się do chłopaka, który patrzył na nią z zupełnie zbaraniałą miną. Ortiz wyciągnął rękę do dziewczyny, zabierają ją na randkę z prawdziwego zdarzenia. Książę na Harleyu i jego księżniczka w kowbojkach odjechali w stronę ich sanktuarium, pamiętnej polany w rezerwacie Wahewa.
Wkrótce okazało się, że inwazje na domy członków klubu nasilają się coraz bardziej. Ktoś ewidentnie próbował zastraszyć Synów, używając do tego celu ich najbliższych. Tara i Lyla dostały obstawę w postaci pilnujących ich świeżaków, natomiast Gemma i Eddy popukały się po głowach na ten pomysł. Wszak Gemma większość czasu spędzała teraz z Nero Padillą, a ten wiedział jak obronić swoją kobietę. A Eddy, no cóż, często noce przesypiała w łóżku Ortiza, czując się bezpieczna. Gdy jednak zdarzało jej się być samą, nie bała się. Wiedziała jak się bronić i nie chciała mieć na ogonie zestresowanych świeżaków.
Nie tylko Eddy nie była zachwycona pomysłem pilnowania. Również druga, starsza córka Tiga nie wykazywała ani kszty entuzjazmu. Była wręcz wściekła, gdy ojciec pojawił się w drzwiach jej domu.
- Musiałabyś widzieć jej minę, jak zobaczyła tatusia. Na Boga Wszechmogącego, to był tragi komizm. A Tig biegał wokół pannicy jak piesek. – Szkot nie potrafił zejść z przyjaciela, który smętnie rozłożył się na barze. Całą ekipą udali się do domu Fawn, by ostrzec ją przed niebezpieczeństwem. W końcu najbardziej prawdopodobnym podejrzanym był Damon Pope, a ten już raz skrzywdził rodzinę Tragerów. Chibs relacjonował zdarzenie, gdy już po wszystkim chłopcy zjechali do siedziby klubu.
- Ale zgodziła się w końcu na ochronę?
- I tak, i nie. – Ściągając skórzaną kurtkę, Chibs wyjaśnił całą sytuację z Fawn. – Okazało się, że jej chłopak miał więcej rozumu niż ona i obiecał wyciągnąć Tragerównę daleko stąd.
- Jaka ona jest? – Eddy była ciekawa, czy córka Tiga jest równie stuknięta, jak on sam. Na to pytanie, Trager ożywił się. Uniósł się na łokciach, promieniejąc na samą myśl o latorośli. O ile Eddy dobrze pamiętała, miał imiona obu córek wytatuowane gdzieś na plecach.
- Jest piękna. I taka ambitna. – Na myśl o córce, Tig promieniał. Tak musi wyglądać dumny ojciec. Nie ma chyba piękniejszego widoku na świecie.
- Na szczęście urodę odziedziczyła po matce. – wtrącił Chibs, klepnąwszy przyjaciela po ramieniu.
- Ale do tego jest mądra.
- To też zasługa twojej eks, stary. – Dobry nastrój trzymał się chłopaków cały wieczór.
Wracając w nocy do domu, Eddy nie spodziewała się zastać takiej niespodzianki. Drzwi były otwarte, a ze środka dobiegała muzyka. Barmanka weszła do środka odrobinę niepewnie, nie wiedząc , co może ją tam zastać. Widok świeczek rozstawionych niczym latarenki, wskazujące drogę wcale nie uspokoił dzikich wizji, galopujących w głowie dziewczyny. Idąc jednak za światłem, Eddy wyczuła, że nie dzieje się nic złego. Świetlane drogowskazy doprowadziły ją do niewielkiego salonu, który w tym ciepłym świetle prezentował się o wiele lepiej niż, gdy wychodziła rano. Na stoliku leżała butelka wina i dwa kieliszki. A w rogu pokoju stał Juice, oparty o kolumnę, wygrywającą rytmiczne brzdąknięcia spokojnej gitary.
Przeglądał coś na telefonie, a na widok swojej kobiety od razu oderwał się od smartfona.
- Cóż to? – spytała zdziwiona, pokazując na klimatyczną aranżację. Juice zmniejszył dystans między nimi, podając dziewczynie białą różę.
- Dziękuję. Z jakiej to okazji?
- Bez okazji. Jesteśmy młodzi, szczęśliwi i żyjemy. To wystarczająca okazja. – objaśnił Ortiz. Wyciągnął dłoń w stronę Eddy, ukłoniwszy się elegancko. – Pani pozwoli?
- Ja nie tańczę... – Barmanka próbowała się wykręcić, jednak gangster nie przyjmował odmowy. Przyciągnął jej ciało do siebie, obejmując ją szczelnie. Nie musiała znać kroków. Wystarczyło, że Juice ją poprowadził, a płynęła w rytm „Forever Young”. Tak, czuła się młoda. Czuła się pełna sił i szczęścia. Na przekór bólu, który wciąż rozdzierał serce dziewczyny po utracie przyjaciela, obiecała sobie być silna. Tuląc się do Ortiza, czuła się silna. Wyczuwając jego mięśnie pod materiałem białej koszulki chciała być jeszcze silniejsza. Widząc, że nie ma na sobie kamizelki, wiedziała, że dzisiaj należy już tylko do niej. I czuła się tym faktem wyróżniona jak Miss Alabama. A nie miała na sobie szyfonów i brokatu. W przetartych dżinsach i koszuli zawiązanej w pasie była najpiękniejszą kobietą świata. Chociaż nagi brzuch dziewczyny daleki był od szczytu elegancji, czuła, że mogłaby stanąć wokół wszystkich koronowanych głów świata.
- Tego was uczyli na Bronxie? – Eddy nie do końca wiedziała, czy pyta o świece, muzykę, wino, taniec, czy to, co Juice swoim uczuciem i czułością pozwalał jej poczuć.
- Nie. Tego. – Juice objął dziewczynę szczelnie, przechylając ją niemal do samej ziemi. W tym samym momencie pocałował ją namiętnie. Bezapelacyjnie i niezaprzeczalnie tej nocy chcieli być wiecznie młodzi. I byli. Młodzi i piękni, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Na przekór łzom i brzydocie dnia jutrzejszego, światło księżyca było stworzone dla ich szczęścia. Dla szczęścia pary, która miała tak niewiele dla siebie. Zaledwie te skrawki nocy, które chowali w pamięci jak najcenniejsze skarby. Stąd oboje czerpali siłę, by mierzyć się z obrzydliwością losu i jego złośliwościami. Kradli nocy te chwile, gdy mogli być sobą i być jednym, jak kochankowie. Chowali się przed wściekłym, zazdrosnym mężem – światłami świtu. To migotanie gwiazd było ich osłoną przed kolejnymi tragediami.
* Nomada - członek klubu, nienależący do żadnego czarteru, mający jednak przywileje w każdym z nich. Jak sama nazwa wskazuje, pojadą wszędzie, by zająć się sprawami klubu. Jednak nazwę "Nomada" nadać może tylko Prezes klubu.
No to jestem!
OdpowiedzUsuń>Ci nomadzi mi się nie podobają. Może i ich pozory są spokojne i fajne, super ok, ale czy nie są marionetkami Cleya?
>Porównanie do Cobaina xD Rozwaliło mnie. Na ogół nie słucham Nirvany (preferuję inne zespoły grungowe), ale kojarzę gościa. Trafne porównanie.
>"Na tą sugestię [...]" wiem, że mogę być tym upierdliwa, ale powinno być "Na tę...".
>Frank był mi obojętny, ale zawsze wyglądał na takiego lekkiego zboczeńca. Teraz to wyszło. Zachowanie Eddy było wyborne ;) I takie... sama bym tak zrobiła. Kobieta nie musi być wiecznie delikatna.
>Te napady to nie jest sprawka Popa, on jest od czegoś innego... chyba. Element strachu - właśnie to wykorzystują, ale po co? Aby pokazać, że Jax nie nadąża i nie da rady się z tym uporać?
>Przyznanie się Cleya ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony zabił - dobra; z drugiej okłamał - on się nie do końca bronił. Patrzę terz od strony osoby, która oglądała serial, zwłaszcza tak jak Ty. Swoją drogą aktor zachował niezłą formę jak na swój wiek ;)
>Fiona. Niebezpieczna postać. Z jednej strony już nie jest z Chibsem, ale za każdym razem gdy była w jego pobliżu coś się wydarzało, jakby chcieli się do siebie zbliżyć, znów coś zaiskrzyło. To mnie trochę mdliło. Niby łączy ich jedna rzecz - ich córka, ale to już jest skończone. Gemma dobrze ją (Ed) przestrzegała. Ona jest ukrytym złem. Może nie wychodzi to aż tak, ale! No właśnie.
>Ed nie jest głupią dziewczyną. Mogła się również sama domyśleć sytuacji panującej w Synach. Ma racje - on powinien zginąć. Nie widzę powodu dla czego za to Jax powinien ją zabić. Wręcz przeciwnie! Powinien ją pokochać za taką przebiegłość, spryt i myślenie. A nie jakąś tam...
>Layla potrzebuje ochrony. Jest teraz roztrzepana emocjonalnie po śmierci Opiego. Nie powinni jej zostawać sami. Tara to tara, lećmy dalej. Gemma! Nero! Uwielbiam gościa! Według mnie jedna z bardziej pozytywnych postaci, która pojawiła się w nie najweselszym momencie życia Pani Teller. Dobry facet, bardzo kochany, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego syna i co dla niego robi. Oby go tu więcej! Ciekawi mnie również jakby Gemma przedstawiła swoje pierwsze spotkanie z nim ;D
>Tig+Chibs+Eddy=zajebista ekipa ^^ uwielbiam ich. Jeszcze Kozika tu brakuję, ale ten musiał wejść na minę ;-; Szkoda...
>Chciałam Ci jeszcze podziękować za skomentowanie recenzji filmu "Control" :) bardzo mi miło, że... po prostu zajrzałaś :D
>Jeszcze na koniec, tak bardziej ze spraw muzycznych, chciałabym Ci polecić zespół A Perfect Circle a dokładnie płytę pod tytułem "Mer De Noms".
Do zobaczenia, prędzej u Ciebie niż u mnie, ale do zobaczenia! :D
Dobrze myszkujesz, Sherlocku. Ale jeszcze się okaże kto jest dobry, a kto jest zły. Wszystko w swoim czasie ;)
UsuńTeż nie jestem fanką Nirvany. To znaczy, lubię, ale nie do szaleństwa. Jednak fizyczne podobieństwo Charliego Hunnama do Kurta bardzo mnie uderzyło, więc postanowiłam to zawszeć.
Bądź upierdliwa, jak najbardziej. Muszę się w końcu nauczyć. Czepiaj się, ile wlezie.
Po prawdzie, nie lubię mężczyzn z wąsami, stąd moja niechęć do Fankiego. Aczkolwiek, mi też wyglądał na zboczucha xd.
Sprawienie, żeby Prezes wyglądał na słabego i niezdolnego do zarządzania klubem jest dobrym motywem dla każdego, kto chce się dostać do władzy. Czyż nie?
Aktor, grający Claya jest dla mnie w niesamowitej formie. To trzeba mieć zdrowie, naprawdę. Ale jego zachowanie jako postaci... no dla mnie było nie do przyjęcia.
A Fionę za to lubiłam. Chociaż rzeczywiście, nie jest to postać łagodna jak baranek. Ale zawsze żałowałam, że ona i Chibs zostali rozłączeni i nigdy nie pozwolono im być razem. A przecież było widać, że się kochali.
No ja nie wiem, czy Jax i Eddy do końca by byli dobrą parą. Zastanawiam się, czy nie przypominali by za bardzo Claya i Gemmy. A kiedy jedna ze stron w parze jest "czystsza" emocjonalnie może jest to bardziej zrównoważone.
Lyla jest tak biedna, jest mi jej tak strasznie szkoda. Ale to też była jednak silna postać. Piękna i silna. A Nero jest jak najbardziej pozytywnie przeze mnie oceniany. To taki facet, stojący twardo na ziemi, a jednocześnie trochę romantyczny - jego poświęcenie dla syna było godne największego podziwu.
Też lubię to trio. Są tacy weseli jacyś. Mi ogólnie bardzo odpowiada ironiczny humor szkota, tak więc jestem jego oddaną fanką ;)
A nie ma za co dziękować. Bardzo fajna recenzja i film czeka na obejrzenie w swojej kolejce.
Perfect Circle coś mi mówi... Aaaa, Judith od nich znam. Zresztą, lubię Tool, więc wokal pana na froncie jest bardzo pasujący mojemu uchu. Do zobaczenia, mam nadzieję, że znajdziesz czas i wenę dodać coś u siebie. Całusy ;*
Nowi członkowie wydają sie być jacyś nie za fajni, zwłaszcza ten Frankie, ale Eddy po mistrzowsku sobie z nim poradziła xD Podoba mi się że zakończyłas ten rozdział takim pozytywnym akcentem. Nie spodziewałabym się takiej romantycznosci ze strony Juice'a ;p Ale bardzo przyjemnie się to czytało i uwielbiam to jak płynnie potrafisz przechodzić z ostrzejszych akcji do bardziej spokojnych, nie gubiąc przy tym ogólnego klimatu. Cudownie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję za miłe słowa. To naprawdę dla mnie istotne, jeśli czytelnik jest zadowolony i nie ma trudności z czytaniem mojego tekstu. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba <3.
UsuńZacznę od tego, co mi się nie spodobało – długość rozdziału. Cholera, ja się tak wkręciłam, a tu koniec XD
OdpowiedzUsuńA tak poważnie, to znowu udało Ci się zawrzeć w rozdziale to, co najpiękniejsze i najważniejsze, jednocześnie bez zbytniego rozczulania się nad tym – majstersztyk, rzekłabym.
Jednak co baba, to baba. Nawet taki twardziel jak Jax nie dał Eddy rady. Jak dla mnie to szanowny pan Prezes jest nadal szalenie zagubiony w swojej nowej roli i związanej z nią odpowiedzialności.
Widać, że relacja Eddy i Jaxa bardzo się ostatnimi czasy umocniła. I nie chodzi mi wcale o końcówkę (jakby nie patrzeć, uroczą i dobitną), ale o to, jak Eddy potrafiła postawić sprawę, kiedy w grę wchodziło życie Ortiza. Jestem ciekawa, co to z nich będzie, zwłaszcza że zapowiadasz następne tragedie, jeśli dobrze rozumiem ;))
Jako że wiem, że jako autorka jesteś totalnie nieprzewidywalna, węszę podstęp. Nie ufam tym świeżakom jak na razie, chociaż nie twierdzę, że złapałam dobry trop. Niemniej, z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej interesująco i w tej chwili Buzzing Blood jest moim no. 1 w rankingu blogów, które odwiedzam najchętniej.
Pozdrawiam,
Hagiri
take a death
<a href="http://www.rozmowy-miedzymiastowe.blogspot.com> Rozmowy Międzymiastowe</a>
P.S.: chyba po raz pierwszy od baaaaaardzooo dawna nie wspomniałam o moim shippowaniu xD
UsuńP.S.2: jestem beznadziejna we wpisywaniu znaczników, wiem XD
Staram się pisać rozdziały tak w miarę o równej długości, ale też nie zawsze jest to możliwe. Tak więc, poprawię się następnym razem ;P
UsuńBo baba to musi umieć postawić na swoim. Inaczej byśmy w ogóle nie miały nic do powiedzenia. Zawsze podobał mi się tekst Jamesa Browna It's a man's world...but it would be nothing without woman o girl ;D.
Rzeczywiście, Eddy stawia sprawę dosyć jasno, jeśli chodzi o Ortiza. I to może wystawić Twój ulubiony shipping na próbę. Aczkolwiek, stara miłość nie rdzewieje, nie? ;P
Węsz podstęp, jak najbardziej. Nie będę Cię naprowadzała, co i jak, ale wkrótce znów stanie się coś niezbyt miłego. Cieszę się, że aż tak pozytywnie odbierasz Buzzinga. Jakże mi miło z tego powodu. Dziękuję, kochana! <3.
Haha, shipping jeszcze będzie mógł odżyć. Wszystko w swoim czasie. A znaczniki przynajmniej wpisujesz. Ja niezbyt ;d
Pozdrowionka
Hej :) ! Ja znów na raty...
OdpowiedzUsuń"- Zrób to jeszcze raz, a wpakuję ci ten kieliszek w dupę i każę go wysrać ustami." Zapamiętać i użyć w przyszłości. Ucz mnie mistrzu jak żyć! Haha :D Kocham Twoje teksty.
Eddy i jej związek. Cóż, nie spodziewałam się, że im się uda... :P
Konfrontacja z Jaxem... Pokazałaś jak bardzo Eddy kocha Juica i jak wiele znaczą dla niej wartości, w które wierzy. No cóż. Polubiłam tę zadziorę i jej charakterek :D
Tig jako kochający tatuś... <3 Ciągle mam swoje nadzieje.
Najtrafniej będzie życzyć, poza weną, wesołych świąt :)!
Hej! Jak miło, że wpadłaś.
UsuńHahaha, może wydam podręcznik radzenia sobie z natrętami wg. Eddy Conway. Myślę, że każda z nas powinna mieć kilka takich słówek na podorędziu, którymi będzie mogła spławić natrętów XD.
A widzisz. Jednak czasem niewiarygodne staje się możliwe.
Pisząc tak ekstremalny charakter, jak Eddy można spodziewać się skrajnych emocji wobec niej, dlatego jest mi miło, że Ty ją polubiłaś. Rzeczywiście, może nie jest mistrzynią okazywania uczuć, ale Juice jest dla niej bardzo ważny. Tak samo jak lojalność, dlatego nawet, jeśli nawala to staje za nim murem. I za każdym innym członkiem Synów z pewnością.
Chciałam pokazać Tiga od trochę innej strony. Bardziej ludzkiej, bardziej wrażliwej. Mniej ześwirowanej. Zobaczymy, co się wydarzy dalej ;>
Bardzo dziękuję. I Tobie też wesołych. I pełnych odpoczynku, bo to jest wszystkim potrzebne. Całusy ;)
Cześć!
OdpowiedzUsuńUprzedzam, ten komentarz jest chaotyczny jak cholera. Ale liczę, że jakoś się w nim połapiesz.
HAPPY! Uwielbiam tego gościa. Jest taki… No, pokręcony jak cholera, ale to dodaje mu tego czegoś. W końcu tylko wariaci są coś warci, prawda?
A mnie jakoś Greg nigdy nie kręcił.
Jax serio był trochę podobny do Kurta, ale bardziej wtedy, kiedy jeszcze nie lizał sobie tak tych włosów. Tak w ogóle, nie lubię Nirvany. Nie wiem, po co Ci to piszę. Ale taka ciekawostka :D
„Swoiste połączenie Mario z gry komputerowej z fanem tanich pornosów z pogranicza Meksyku.” – jak ja Cię za to kocham <3
Ach, tak przy okazji – napisałaś tutaj Meksyk z małej litery.
Och, tak, Frankie był cholernie obleśny, nie lubiłam gościa i w ogóle na jego widok miałam tylko jedną reakcję – „Bleh”.
Ha!, no i dobrze mu Eddy przygadała! Jestem z niej dumna, nie ma co.
Zaraz, zaraz… Podobno Clay działał w samoobronie?! Czyli łajza dalej kłamie. Albo postanowiłaś inaczej to rozegrać. Pożyjemy, zobaczymy. Nie zmienia to faktu, że nadal uważam Claya za największą gnidę z chodzących po świecie gnid.
Oho, mamy Fionę. Ciekawa była z niej bohaterka. Chyba nawet ją polubiłam, ale jeszcze tak do końca nie wiem. Ciekawe, jak Ty ją wykreujesz. Jej obecność nigdy nie wróżyła nic dobrego. W dodatku kompletnie nie ogarniałam jej relacji z Chibsem. Serio. Zostawiła go i poszła do Jimmy’ego O'phelana, ale jak był ten wybuch i Telford został ranny, to do niego przyjechała, potem znowu coś zaczęło iskrzyć i w ogóle, ale i tak została z Kerrianną w Belfaście i BUM!, koniec romantycznej historii. Ja pierdziele.
Podoba mi się to, że Eddy za wszelką cenę chce chronić Juice’a. Jednocześnie przemówiła Jaxowi do rozumu. Dobrze powiedziała i chwała jej za te słowa.
Ooo, pojawił się Nero. Nie wspominałaś o nim wcześniej. Nawiasem mówiąc, fajny chłop. Lubiłam go, ale wydał Synów Chińczykom. Potrafię to jednak zrozumieć – chciał chronić swojego syna. Który ojciec by tak nie postąpił?
Chibs widzę w formie <3 Ładnie to tak śmiać się z przyjaciela? :p
Och, ta końcówka była iście urocza. Naprawdę *.*
Okej, to tyle.
Rozdział bardzo mi się podobał (zauważyłam, że za każdym razem piszę tą samą końcówkę. Nudne to się robi, no ale co ja poradzę? :v)
Pozdrawiam cieplutko :*