I don't give a damn 'bout my reputation
You're living in the past, it's a new generation
A girl can do what she wants to do and that's what I'm gonna do
An' I don't give a damn 'bout my bad reputation
Oh no, not me
An' I don't give a damn 'bout my reputation
Never said I wanted to improve my station
An' I'm only doin' good when I'm havin' fun
An' I don't have to please no one
W ciągu następnych dni nowa siedziba SAMCRO była gotowa do użytku. A Eddy stopniowo zagracała mieszkanie Juica swoimi rzeczami. Ortiz naprawdę nie mógł wyjść z podziwu tego, ile ta kobieta ma tobołów.
- Mówię wam, jakby jej stare mieszkanie miało pęknąć w szwach. – Zwierzył się chłopakom, popijając piwo po całonocnym noszeniu pudeł Eddy i porannym kończeniu prac nad nowym domem klubu. Trochę się nadźwigali. Wszyscy, jak jeden mąż.
- Poczekaj, bracie, aż zacznie ci przestawiać meble. Bo feng shui. – Zaśmiał się Chibs, przewracając oczami. Cała ekipa znała trudy mieszkania z kobietami. Z jakiegoś powodu, tylko Jax i Juice mieli kobiety. Reszta była już na tyle doświadczona życiem, by sobie tego oszczędzić. Happy wzdrygnął się aż na myśl, że kobieta mogłaby mu przestawiać cokolwiek w jego męskim światku, dodając jak zwykle nieco ponuro:
- Albo zmieniać zasłony, bo zła karma.
- Moje mieszkanie jest ułożone pod feng shui. – Nieśmiało wtrącił Juice, odkładając do połowy pustą butelkę. Jego wyznanie spowodowało dziwne miny na twarzach wszystkich członków SAMCRO. Rat, do tej pory trzymający się z boku świeżak, zadał pytanie, dręczące chyba wszystkich dookoła:
- Jakim cudem nie jesteś gejem?
Ortiz wzruszył jedynie ramionami, nie mając odpowiedzi na tak idiotyczne pytania. Wkrótce Eddy dołączyła do wesołej ekipy, która dla odmiany wzięła sobie na celownik Tragera i jego przyjaciółkę Venus. Chociaż Tig od dawna nie opowiadał o swoim życiu prywatnym, okazało się, że ta dwójka utrzymuje stały kontakt. Barmanka spuściła suczkę Tiga ze smyczy, która posłusznie usiadła na tyłku obok blondynki. Dziewczyna oparła się o kontuar, przypatrując się tej scence. Psina wydawała się mieć podobne do niej zdanie. Byli nieokrzesani, byli szaleni, byli trochę chorzy. Ale obie kochały ich całym poharatanym sercem. Tak groźna amstaffka, jak i twarda barmanka dały radę dojść do siebie po traumach tylko dzięki miłości tych szalonych gangsterów. Ich wsparcie i nienarzucająca się troska były jak balsam na rany obu dziewczyn.
Juice, dostrzegłszy uśmiechającą się w zadumie Eddy, przyciągnął ją do siebie i usadził na swoich kolanach. Objęta przez narzeczonego szybko rzuciła się w wir żartów i niezobowiązujących rozmów. I tylko przez chwilę złapała na sobie wzrok psinki, która leżała przy nogach swojego wybawiciela. Nić porozumienia między dwoma stworzeniami błysnęła jak babie lato, migoczące o tej porze w słońcu.
- Cóż tu się wyprawia? – Lyla i Eddy właśnie dotarły do Teller-Morrow, odebrawszy przesyłki dla klubu z poczty w centrum. Nie rozumiały poruszenia, jakie panowało wśród motocyklistów. Po zagraconym podwórku w tą i z powrotem kursowali mężczyźni w kamizelkach, wpadając na siebie i przeklinając. Lyla wyglądała na poruszoną tą sytuacją, jednak Eddy oparła się o maskę samochodu i odpaliła papierosa, przyglądając się temu wszystkiemu.
Między Chibsem i Juicem, ładującym do skrzyń przy motocyklach jakieś ciężary, krążył jak szybowiec Chucky w nieśmiertelnym blezerku w kolorze kawy z mlekiem. Jego pospolite, księgowe zakola wyglądały komicznie w porównaniu z odjechanym stylem gangsterów. Z baru wyszedł Tig, tłumacząc coś gorączkowo Venus, tuptającej przy nim. Zabawne było to, że poruszając się z gracją godną niejednej tancerki, Venus była wyższa od wszystkich zebranych. Jak zwykle udawało jej się wprowadzić tak dużo zamieszania wokół swojej osoby, jak to tylko możliwe. Jax stał nad mapą, walcząc z wiatrem, który usiłował mu wyrwać papier, podrywając przy tym poły jego rozpiętej koszuli w czarno-białą kratę. Ustalał coś ze świeżakiem Ratem i Nero Padillą. Pojawił się nawet Unser, który wyrósł obok między dziewczynami.
- Niezły cyrk, nie? – zagaił, zakładając ręce na siebie. Blondynki nie do końca wiedziały, czy ma na myśli panikującą Venus, obijających się o siebie świeżaków, czy może Gemmę, pokrzykującą na nich jak naganiacz.
- Ta. Nie wiemy tylko czego ten cyrk dotyczy.
- Klub wyjeżdża. – Na to stwierdzenie obie panie wytężyły słuch. Wiedziały w jakim celu chłopcy zazwyczaj opuszczali przytulne zakątki Charming. Lyla otuliła się szczelniej długim sweterkiem, starając się uchronić nagie nogi od porywów wiatru. Mimo usilnych przekonywań, nie dała sobie wmówić, że dżinsowa spódniczka mini nie jest ubiorem na każdą porę roku. No, ale z takimi nogami...
- I stąd to całe zamieszanie? Nagła dostawa, czy jak? – Eddy drążyła temat, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jest jakieś na wariackich papierach. Wayne Unser nie zdążył odpowiedzieć barmance, bo na horyzoncie pojawił się Jax. Zakończył najwyraźniej planowanie trasy i udało mu się zauważyć kobiety i ex-komendanta.
- Co wy znów knujecie? – Lyla była równie podejrzliwa jak koleżanka. Zmrużyła oczy, przyglądając się twarzy Prezesa nieufnie. Wyglądała trochę, jakby Jax był jednym z jej dzieci, które coś przeskrobało. Prezes uniósł dłonie w obronnym geście i uśmiechnął się szeroko. Eddy zauważyła w jego oczach błysk, którego dawno nie widziała. Coś świeżego wstąpiło w Tellera i dawało mu motywację do działania.
- No mów – zażądała Eddy, wsuwając się głębiej na maskę pick-upa pani Winston. Śliski materiał skórzanych spodni sprawiał, że wciąż zjeżdżała w dół.
- Nie robimy nic złego. Wręcz przeciwnie. Wyjeżdżamy na spotkanie z resztą czarterów. Myślę, że wiem, jak nas wyciągnąć z tego wszystkiego. Odkąd dowiedziałem się, że znów będę ojcem... cholera, to jak znak z nieba, wiecie? Chcę się wyplątać z brudnych interesów. Chcę znów znaleźć powołanie. Znów zjednoczymy się pod naszywką Żniwiarza. Zaczniemy wszystko od początku. Klub, ja, Tara, wy wszyscy...
- Aż się boję – mruknęła pod nosem Eddy. Nie, żeby nie wierzyła Jaxowi. Po prostu miała już do czynienia z tak wieloma początkami, że nie sądziła by jeden mógł być lepszy od drugiego. Zawsze gdzieś dalej zacznie się robić bajzel. Poza tym, jako osoba, która przeżyła zbyt wiele rozczarowań, Eddy nie mogła ekscytować się czymś, co było tylko w głowie Prezesa. Ale jeśli jednak miałoby to wszystko się udać, Eddy nie mogła nie być całym sercem za planami Jaxa. Musiała po prostu okazać to na swój, specyficzny, nieco gruboskórny sposób.
- Co mówiłaś?
- Nic, szefie. – Uśmiechnęła się, zeskakując z samochodu. Przydeptała niedopałek cholewką oficerki i zasalutowała towarzystwu. – Mam nadzieję, że wszystko wam wypali i będziecie bezpieczni. I taaaak, zajmiemy się Tarą i chłopcami.
- Skąd wiedziałaś? – Jax otworzył nieco głupawo usta, przyglądając się barmance. Lyla zachichotała, odgarniając kosmyki loków, rozwiewanych wiatrem. Mężczyźni czasem naprawdę nie rozumieli jak dobrze kobieta jest w stanie ich poznać. Eddy wzruszyła ramionami, nie potrafiąc odpowiedzieć na to pytanie.
Odeszła, by odnaleźć swojego narzeczonego. Spotkała go, myszkującego przy komputerze. No tak, jak zwykle, jej geniusz cyfrowy.
- Obiecasz mi, że będziesz trzymał się z dala od kłopotów? – Położyła dłonie na ramionach Ortiza, rozmasowując spięte mięśnie, ukryte pod czarną bluzą-kangurką. Chłopak obrócił głowę i uśmiechnął się do Eddy tak szczerze, jak było to możliwe.
- Na ile będę mógł.
- No dzięki. Od razu mi lepiej. – Eddy przewróciła oczami, czując się po raz kolejny sprowadzona na ziemię. Nigdy nie mogła mieć pewności, że jej najbliżsi będą bezpieczni. Juice ściągnął ją na swoje kolana, by złożyć tak namiętną obietnicę, na jaką było go stać.
- Wrócę do ciebie, to mogę przyrzec.
- Tyle mi wystarczy.
Uścisków, łez, lamentów i pozdrowień nie było końca. Ucałowanych policzków nie dało się zliczyć, a uściśniętych rąk było więcej niż to konieczne. Jednak tuż przed zachodem słońca cała kolumna harleyów opuszczała Teller-Morrow. Eddy, stojąca z Unserem przy bramie, przyglądali się temu, machając jak żegnające rycerzy niewiasty. Podobizny Żniwiarza na kamizelkach były dumnym znakiem, którego dziś nie wstydził się ani jeden Syn. Dawały swojego rodzaju ostrzeżenie. Warkot motorów niósł się daleko w miasto, a ich lśniące kierownice oślepiały, odbijając blask zachodzącego słońca.
- No to wygląda na to, że zostaliśmy sami – rzekł Unser, podsumowując sytuację. Rzeczywiście, w Teller-Morrow zostali tylko cywile. Gemma zamknęła się w swoim biurze, próbując po raz kolejny dodzwonić się do Tary, która od kilku dni olewała teściową. Chucky, ukrywając niepotrzebne łzy wzruszenia, poszedł lamentować z Venus, i jej wielką, błękitną sukienką, do warsztatu. Mechanicy rozjeżdżali się do domu, a Eddy i Wayne postanowili nieco uszczuplić zasoby baru.
Siedząc nad drugą szklanką whisky, barmanka nie mogła się powstrzymać, by nie zadać pytania, które dręczyło ją od kilku tygodni:
- Co się dzieje z Tarą?
- A skąd ja niby mam wiedzieć? – Wayne wydawał się szczerze zaskoczony, odpowiadając pytaniem na pytanie. Jednak spojrzenie Eddy, rzucone znad opartych o blat stołu nóg, sprawiło, że pociągnął wyjątkowo dużego łyka alkoholu.
- Znikasz jak nigdy. Nawet odczepiłeś się od naszej królowej. Przebywasz w szpitalu więcej i więcej. I Ty, i prawniczka... jak jej tam – Lowen, i ta cała Wendy. Co wy kombinujecie?
- No wiesz, ludzie w moim stanie czasem muszą odwiedzać szpital. A Wendy jest na tyle miła, że dotrzymuje mi towarzystwa.
- Błagam, Wayne. Przecież wiem, że to nie tylko twoja chemia.
- Eddy, kochanie – Unser odłożył szklankę na dębowy stół, ignorując istnienie podkładki pod naczynia z logo Budweisera. Ujął Eddy za rękę, patrząc na nią tym swoim spanielowatym wzrokiem. Nadchodził czas na wywód. – Swojego czasu, Tara przyszła do ciebie, by porozmawiać. Odpowiedziałaś zgodnie ze swoim sumieniem i wybrałaś swoją lojalność. A ja wybrałem swoją. Uszanuj to.
Eddy westchnęła ciężko, wiedząc, że Wayne ma racje. Nie powinna ciągnąć go za język. To prawda, Tara nie tak dawno prosiła Eddy o pomoc w ucieczce. Ta jednak odmówiła. Zaoferowała tylko posprzątanie bałaganu, który pani Teller zamierza narobić. Nie miała prawa ingerować w działania Tary i jej sojuszników. Jeśli rzeczywiście planowała uciec, złamać serce Jaxowi i Gemmie, odbierając jej wnuków, barmanka wolała nie wiedzieć. Nie mogła wiedzieć.
- Masz rację... – zakończyła nieprzekonana.
Kilka razy jeszcze w czasie nieobecności Eddy podejmowała ten temat. Chciała dowiedzieć się czegoś zarówno od Unsera, jak i od Wendy. Ta nagle pojawiała się w warsztacie co raz częściej. Odwiedzała Abela i Thomasa, gdy Eddy bawiła się w ich opiekunkę. Abel nie wiedział, i nie domyślał się, kim Wendy tak naprawdę dla niego jest. Przez te dni kobiety wydawały się zbliżyć do siebie. A przynajmniej, Eddy nie czuła już aż tak wielkiej niechęci do Wendy.
- Kiedy tak na niego patrzę, nie mogę powstrzymać uśmiechu. – Wendy otrzepała kolana, wstając z piaskownicy, w której bawiła się z małym Abelem i Piperem. Zuch Lyli nie był dziś w szkole, bo rzekomo źle się czuł. Tak więc Eddy miała wesołą trójkę pod opieką. Siedziała na huśtawce z Thomasem na kolanach. Małe stópki chłopca opierały się w dziurach jasnych dżinsów Eddy, tworząc sobie wygodną podstawę do wyginania się i prób podnoszenia. Ciocia asekurowała malca, trzymając go pod boki i pomagając mu ćwiczyć nóżki. Za niedługo nadejdzie dzień, w którym stanie na własnych nogach i pobiegnie, nie patrząc na ciotkę.
- Rozumiem to. Sama szczerzę się, jak ich widzę.
- Czemu nie masz własnych dzieci? – Przez te kilka dni Eddy zauważyła, że Wendy jest bezpośrednią osobą. Czasem zbyt bardzo. Poprawiła marynarkę, patrząc na barmankę wyczekująco odpowiedzi. Ta jednak nie miała żadnej fascynującej odpowiedzi.
- Nie byłabym dobrą matką.
- A to dlaczego?
- Bo miałam bardzo kiepski wzór. – Niechcący, barmanka uderzyła w czułą strunę. Nie miała tego na myśli. Może Wendy nie była początkowo ideałem matki, ale koniec końców okazywała się całkiem odpowiedzialną osobą. Tamtego południa rozmowa urwała się, ale kobiety kontynuowały ją na spacerze z Tigową suczką, którą Eddy wzięła pod nieobecność właściciela. Psina zadomowiła się w schludnym, wspólnym mieszkaniu barmanki i Ortiza.
Wieczorny chłód nie przeszkadzał kobietom w zwiedzaniu zakamarków na skraju rezerwatu Wahewa. Wendy, uzbrojona w stylowy płaszczyk razem z Eddy w za długiej bluzie Ortiza w połączeniu z ramoneską, kroczyły poganiane co chwilę szczeknięciem psa.
Rezerwat Wahewa był wyjątkowo pięknym miejscem. Ostatnim bastionem prawdziwej, kalifornijskiej natury. Ktoś, kto nigdy tu nie był, nie miał pojęcia o prawdziwej Kali. To tutaj właśnie mieszkali ostatni indianie z tych terenów. Byli specyficzni, ale wciąż wierni swoim tradycjom. Dość powiedzieć, że parali się wytwórstwem lekkich dragów na bazie roślin halucynogennych.
- Myślałam o tych wzorach, o których mówiłaś ostatnio. I nie jestem pewna, czy się z tobą zgadzam. To znaczy, spójrz. Moi rozdzice byli cudowni. Kochali mnie do szaleństwa. Miałam pełny dom i wspaniałe dzieciństwo. I co z tego? Prawie zabiłam własnego syna. – Wendy zawiesiła psią smycz na szyi, patrząc w przestrzeń smutnym spojrzeniem. Nie ukrywała swoich zbrodni, a to zrehabilitowało ją w oczach koleżanki równie mocno jak to, że zmieniła swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni, żeby móc wrócić do synka.
- Zrobiłaś coś strasznego. Ale mimo to, wróciłaś do Abela. Kochasz go, jak twoi rodzice kochali ciebie.
- A myślisz, że twoja matka cię nie kochała?
- Na swój sposób pewnie dalej mnie kocha. Ale nigdy nie potrafiła być mi matką. Przypominałam jej o tym, że już nigdy nie zostanie Dancing Queen i zgorzkniała przy mnie. Czułam się jak wieczny wyrzut sumienia. Dodając do tego kompleks tatusia, nie mogę być uważana za rozważną osobę. Nie mówiąc o macierzyństwie.
- Może lepiej kocha cię na odległość? – Wendy zauważyła coś ciekawego. Tak, matka Eddy ewidentnie budziła cieplejsze uczucia, gdy córka była z daleka. Dziewczyna nie żywiła do niej żalu. Była tylko trochę rozczarowana, wiedząc jak mogło wyglądać jej dzieciństwo, a jak wyglądało naprawdę. Barmanka sięgnęła po patyk, leżący na ziemi i rzuciła go psu, który ochoczo zerwał się do biegu.
- Chyba tak. Wiem, że chciałabym dla mojego dziecka normalnego dzieciństwa. Ale żyję, no wiesz, w Charming.
- To akurat rozumiem. Dlatego nie dziwię się tym, którzy chcą uciec.
- A kto chce uciec? – Eddy wyrwała patyk z paszczy zwierzęcia, które aportowało w tempie błyskawicy. Wendy zachowywała się niemal jak spłoszony zając, orientując się, że była o włos od wsypania planu Tary.
*********************************************************************************
Rozdział trochę wcześniej niż zazwyczaj, ale ostatnio dostałam ataku weny i nie mogę przestać pisać. Nie, żebym narzekała.
Ciekawa jestem, co myślicie o matce marnotrawnej - Wendy? Przekonała Was do siebie w tych pogawędkach z Eddy, czy niekoniecznie? A może to jednak Lyla jest według Was lepszą kandydatką na BFF Eddy?
No i bardzo ciekawa jestem, co sądzicie o nagłym wyjeździe chłopaków?
Będzie mi bardzo miło, jeśli każdy czytający odezwie się w komentarzu chociaż kilkoma słowami, bo chciałabym wiedzieć, ile Was jest.
Dziękuję wszystkim czytelnikom za wsparcie i cenne uwagi. Bez Was nie byłoby tyle frajdy z pisania ;>
No to ja się melduję, że czytam :p Taka nowość, w mordę misia.
OdpowiedzUsuńKOCHAM CHIBSA no chyba już tego mówić nie muszę :) Ale on miał ŻONĘ co warto podkreślić. Dlatego może współczuć Juiceowi. Inni... chyba też mieli żony, ale takie "przelotne", dlatego ich tu nie za bardzo wliczam. I coś jest w Juice. Wygląda jak gej. Bez urazy, ale przy pierwszym (?) odcinku Synów, sądziłam, że jest innej orientacji x)
Zdziwił mnie ten wyjazd. Próbuję połączyć fakty, ale nie wiem o co chodzi. Jednak ta "dobra nowina" Jaxa chyba nie jest dobra. Śmierdzi mi tu coś tak jak Eddy. Po co ktoś miałby zachodzić w ciążę, aby zaraz uciekać? Nie, nie, nie - to jest za piękne. Tu jest za duży bajzel na coś takiego.
Tara unika telefonów? Uciekła już? Zaszyła się? Nie no teraz się pytam, bo mnie to ciekawi. Ale pojawiła się prawdziwa matka Abla. Ludzie, którzy to oglądają dzielą się na dwa obozy: ci co nienawidzą Wendy i ci co ją lubią. Należę do tych, co ją lubią. Tak - kobieta o mało nie zabiła dziecka, ćpała, wiedząc, że jest w ciąży. Nie ładnie, nie dobrze. Tak. Ale chciała się jakoś odpokutować. Przeszła odwyk, została tą osobą, która pomaga wyjść z nałogów (zapomniałam słowa). Zmieniła się. To co mi się nie podobało w tym serialu to, to jak ją potraktował Jax, gdy wróciła. Zwłaszcza, gdy w nią władował narkotyki... Zmieniła się o 360 stopni. I widać, że ten instynkt macierzyński w niej się odezwał.
Ciekawi mnie kim była/jest matka Eddy. Pojawi się tu? W takim sensie, że twarzą w twarz z nią stanie. Ciekawi mnie. Niby coś nam o niej powiedziałaś, ale jednak niewiele.
No i plan Tay! Ja chcę więcej! Ja chcę coś wiedzieć! Aw! Do boju! A i co z opowiadaniem o Alice in Chains? :>
Nie lubię pozdrawiać, dlatego ściskam, daję rękę, kłaniam się nisko. Ta "Panienka" :p
Twoja obecność zawsze jest dla mnie megaważna ;) masz mnóstwo przemyśleń i jesteś uważnym czytelnikiem. Czytelniczka na wagę złota, kochanie <3.
UsuńTaak, nasza miłość do Chibbiego to już powszechna sprawa. Koleś jest cudowny i bezinteresowny, jeśli chodzi o sprawy, w które wierzy. Tak, miał żonę. Jak większość z nich, dlatego właśnie mogą się naigrywać z Juica do woli ;D.
Wszystko się rozwiąże jak panowie wrócą. Ale zauważ, że w tym momencie zaczyna się powoli ten okres, kiedy co by bohaterowi nie zrobili to i tak będzie dupa zbita.
A poczekaj, poczekaj. Tara jest blogową kombinatorką. Zobaczymy, co z tego wyniknie. O, bardzo mi się podoba Twoje zdanie na temat Wendy. Masz rację i to też ujęłam w przemyśleniach Eddy - nie zawsze, ale często pokrywają się one z moimi własnymi. Jedyne, co mnie denerwowało to to, że twórcy serialu tak bardzo starali się reanimować jej relację z Jaxem. Nie, to nie będzie działało. Ale jako matka była bardzo fajna, gdy wyrwała się ze swojego małego piekła.
Matka Eddy tak, pojawi się. Właśnie zaczynam rozmyślać nad pewnym wątkiem, tylko nie wiem, jak go wpleść w historię, dlatego nie wiem, czy nie zrobię tego jako dodatek. Taki krótki przerywnik, side story.
Haha, tak, na pewno dowiesz się wszystkiego. Ach... to opowiadanie na razie leży odłogiem, bo zrobiłam coś, czego tam nie czuję. Chyba zrobiłam falstart z nim ;(
Uściski i ukłony dla Ciebie. Do następnego ;*
Bardzo się cieszę, że Ciebie tak cieszy moja obecność :D Naprawdę! Mordka mi się sama uśmiecha :)
UsuńJest dla kogo pisać <3.
UsuńCześć! Wpadnę do Ciebie w tym tygodniu przeczytać rozdział! :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością, a ja dziś zabieram się za Twój rozdział ;)
UsuńFajnie, że Eddy wreszcie przeprowadziła się do Juice'a. Mam nadzieję, że to tylko wzmocni ich związek, bo czasami niestety bywa zupełnie przeciwnie. Ta uwaga o geju strasznie mnie rozbawiła i zaczęłam patrzeć na Juice'a w inny sposób... i faktycznie wyglądałby na geja xD
OdpowiedzUsuńZdziwił mnie trochę ten nagły wyjazd, no ale jestem ciekawa co z tego wyniknie. No i co z Tarą? Uciekła już, czy może dopiero to planuje? Coś czuje, ze sporo namiesza :D
Fajnie, że pojawiła się Wendy. Wcześniej raczej mało o niej było, a jest bardzo ciekawą postacią - mimo swojej niezbyt ciekawej przeszłości, nie czuję do niej jakiejś większej niechęci. Widać, że się zmieniła i chce jakoś naprawić swoje błędy, a to sie ceni. I cieszę się, że Eddy choć trochę się przed nią otworzyła, mówiąc o swojej matce itp. Ale według mnie i tak Lyla lepiej pasuje na jej psiapsi XD
O tak, nigdy nie wiadomo jak zadziała na parę przeprowadzka. Hahaha, prawda? To jest jego paradoks. Hetero, wyglądający i zachowujący się jak gej xD.
UsuńWszystko się okaże w najbliższych rozdziałach ;)
Cieszę się, że tak odbierasz Wendy. Widzę, że moje czytelniczki są wyrozumiałe. To dobrze <3.
Lyla też się nigdzie nie wybiera ;>