Being good isn't always easy
No matter how hard I try
When he started sweet-talkin' to me
He'd come and tell me everything is all right
He'd kiss and tell me everything is all right
Can I get away again tonight?
Tajemnica pani Teller miała pozostać bezpieczna jeszcze przez ładnych kilka tygodni. Bez Synów w Charming było o wiele spokojniej, ale nie można powiedzieć, by było nudno. Eddy gnębiła Jeremy’ego Parrota, człowieka od ubezpieczeń, którego dwa tygodnie wcześniej nastraszyła zdradzającą żoną. Właściwie, i tak nie sądziła, by coś wskórała, ale dla zasady lubiła gnębić takie gnidy. Zwłaszcza, że mina pana Parrota, gdy wparowała do jego biura i wszczęła awanturę, była bezcenna. Wśród lekko otyłych, zmęczonych agentów w średnim wieku, którzy głównie wisieli na słuchawkach lub klikali w klawiatury komputera, Eddy wyglądała tak cudacznie jak paw pośród kur. Przemaszerowała przez hol pewnym krokiem, niosąc za sobą echo obcasów skórzanych botków. Z kurtką dzwoniącą ćwiekami, przerzuconą przez ramię, kręcąc biodrami w szortach i przyciągając spojrzenia w pasiastej koszulce, budziła niemałe poruszenie wśród zapracowanych jak w letargu agentów. Grzecznie spytała o biuro pana Parrota, kierując się do odpowiedniego boku. Na widok blondynki z burzą jasnych włosów i złowieszczym uśmiechem aż zbladł.
- Cześć. Pamiętasz mnie? – Eddy poruszyła brwiami, opierając rękę na biodrze. Jej ton nie zwiastował niczego dobrego aroganckiemu do tej pory agentowi ubezpieczeniowemu. Jeremy najwyraźniej miał problem z motocyklistami, ale bał się kobiet. Próbował cierpliwość Jaxa, widząc, że ten może go zabić, ale obecność Eddy peszyła go już wtedy, zwłaszcza, gdy sugerowała, że żona przyprawia mu rogi – teraz wydawał się być przerażony, bo czuł oczy wszystkich kolegów na sobie. Wtem barmanka zmieniła się diametralnie. Z groźnej, ale rozbawionej dziewczyny zmieniła się w istną syrenę alarmową. Krzyczała, że próbował ją oszukać, że zachowywał się nieprofesjonalnie i, że przez niego jej miejsce pracy wciąż stoi pod znakiem zapytania. Nawet jeśli wszyscy wiedzieli, że klub przeniósł się do innego miejsca, nadal pozostawał bez oficjalnych dochodów, bo warsztat spłonął po wybuchu.
- Jesteś najmniej godnym zaufania agentem na świecie! Z takim podejściem do klientów powinieneś pracować w domu pogrzebowym! Potraktowałeś mnie jak śmiecia, sugerując, że nie dostanę ani grosza za okropny, nieszczęśliwy wypadek, który w żadnej mierze nie był moją winą. Wstyd mi za ciebie, Jeremy. I twoim kolegom też na pewno jest wstyd, że tak zawstydzasz ich zawód. – darła się Eddy, ku uciesze współpracowników Jeremy’ego, nawet nie zwracając uwagi na to, czy mówi składnie. Teatralnie rzuciła mu na biurko stertę papierów, które potrzebne były mu do wypełnienia wniosku odszkodowawczego. W tym momencie z biura wyłonił się wysoki, czarny mężczyzna w dobrze dopasowanym garniturze, jak się okazało, przełożony Jeremy’ego.
- Co tu się dzieje? – spytał zdziwiony, podążając w stronę źródła straszliwego jazgotu. Gdy się przedstawił, Eddy kontynuowała swój monodram. Opowiedziała o zachowaniu agenta przy spotkaniu z Jaksonem Tellerem, okraszając swoją historię wieloma epitetami i podkolorowując ją kilkoma detalami, jak choćby tym, że Parrot patrzył na nią niewybrednie, wywierając na Eddy wrażenie molestowania seksualnego. Dodała opowieść o tym, jak to biedni entuzjaści motocykli nie mają gdzie się podziać i muszą być zdani na łaskę burmistrza Hala, który, rzecz jasna, jest przychylny ludziom z pasjom.
- Wiem, kim są Synowie Anarchii. – Mężczyzna uniósł brew, patrząc na barmankę. Widać było, że nie do końca zgadzał się z jej opisem klubu, ale wzmianka o przychylności burmistrza zrobiła na nim ogromne wrażenie. To nie zmieniało jednak faktu, że Eddy nie była ani Gemmą – właścicielką, ani Jaxem – jej synem. Stąd też pytanie szefa brzmiało jak najbardziej rozsądnie:
- Ale kim pani jest?
- Michelle Conway. Z upoważnienia pani Gemmy Teller-Morrow zajmuję się sprawami warsztatu pani Morrow.
- Och... – Dźwięk nazwiska Gemmy wywołał na skórze mężczyzny gęsią skórkę. Cóż, najwyraźniej nie tylko na harleyowcach robiła piorunujące wrażenie. Eddy odgarnęła włosy przez ramię, spoglądając na mężczyznę pytająco. – Pani Teller-Morrow jest stałą i bardzo wymagającą klientką. Nie chcielibyśmy, żeby miała powody do niezadowolenia.
- Więc zróbcie coś z tym niewychowanym pajacem. – odparła Eddy agresywnie, krzyżując ręce na piersiach, gdy rozsiadła się na fotelu na wyraźną prośbę szefa.
- Oczywiście. Proszę zostawić komplet dokumentów, a ja osobiście zajmę się sprawą Teller-Morrow.
- Czy to wszystko, pani Conway? – burknął pod nosem Jeremy Parrot, zerkając na Eddy spode łba.
- Tak, Jeremy. Dziękuję. – odparła, unosząc dumnie głowę do góry z miną kobiety, która wybacza potwarz, jakiej doświadczyła ze strony okropnego agenta ubezpieczeniowego. Serdecznie podziękowała szefowi, obdarowując go najbardziej zmysłowym uśmiechem, na jaki było ją stać. Nim jednak wyszła, nachyliła się raz jeszcze do biurka czerwonego jak burak Parrota pod pozorem zabrania stamtąd swojej kurtki.
- Następnym razem, upewnij się, że wiesz kogo próbujesz wyruchać. – szepnęła na odchodne, puszczając oczko agentowi.
Przez następne dni Eddy próbowała uporać się także z wyszkoleniem nowego pracownika w sklepie z ziołem Juica. Młody chłopak, zaraz po liceum starał się jak mógł, ale bardziej podobało mu się podrywanie klientek sklepu niż nabijanie na kasę cyferek i kodów. Był cholernie niezdarny i niezorganizowany, ale Juice twierdził, że ma serce rwące się do pracy. Kochany Ortiz chciał pomóc dzieciakowi z trudnego domu, jaki on sam miał. Ze względu na narzeczonego właśnie Eddy starała się być wyrozumiała. Przeliczała właśnie zgodność dostawy z zamówieniem, które dzielnie nosił ów nowy nabytek, kiedy usłyszała łoskot i lawinę przekleństw. Rzuciła okiem w stronę niezdary, widząc chłopaka pod stertą kartonów, który najwyraźniej nie poradził sobie z pokonaniem trzech schodków, prowadzących do wejścia na zaplecze sklepu.
- Chryste, T.J., to naprawdę nie jest praca o podwyższonym ryzyku.
- Przpsszzm... – wydukał chłopak, wyglądając jak ogłuszona postać z kreskówki, nad której głową wędrują wesoło ćwierkające ptaszki. Eddy pomogła mu się pozbierać i oddlegowała na sklep. Uznała, że bezpieczniej będzie dla towaru, jeśli sama się nim zajmie.
Gdy przychodziła popołudniowa zmiana, Eddy mogła wyjść. Na kasie zostawała wtedy zaufana Kathy. Typowa kalifornijska fanka deski, rolek czy czegoś innego, na czym można było skakać i połamać sobie kark. Wyjątkowo nie znosiła Eddy, ale nigdy nie była dla niej otwarcie niemiła, przez co ta nie mogła jej wywalić. Poza tym, Kathy radziła sobie doskonale i była godna zaufania, nawet jeśli zostawała z pełną kasą. Być może podkochiwała się w swoim szefie, dlatego była taka grzeczna dla Juica i taka szorstka dla Eddy. To narzeczonej Juica jednak nie obchodziło, skoro mogła wydostać się z eko, bio, zdrowo szurniętego sklepu i pojechać do cukierkowni – jak lubiła nazywać nową siedzibę klubu lub do Tary po chłopców, albo do Diosy. Tym razem obrała kurs na podstawówkę, bo Lyla prosiła o odebranie Kenny’ego z treningu piłki nożnej, gdyż sama miała jakieś spotkanie biznesowe. Eddy wolała nie myśleć o tym, jak wyglądają spotkania biznesowe gwiazdy porno, nawet jeśli ostatnio Lyla wycofywała się z biznesu. Piękna wdówka po Opiem mogłaby spokojnie zająć się bardziej poważnymi funkcjami, zdaniem Eddy. Była zorganizowana, miła, spokojna, miała świetny konakt z ludźmi i umiała reagować w sytuacjach kryzysowych. Zamiast świecić zgrabnym, skąd inąd tyłkiem, mogłaby zasiadać na fotelu managera jakiejś firmy. Pochłonięta wyobrażeniami przyjaciółki w pruderyjnej garsonce, Eddy dopaliła papierosa, czekając na Kenny’ego. Po chwili pod jej nogi potoczyła się piłka.
- Eddy, podaj! – zawołał chłopiec, machając do ulubionej ciotki. Barmanka kopnęła piłkę z powrotem na boisko, powolnie podchodząc do barierki, otaczającej boisko z rękami w kieszeniach oliwkowych bojówek. Oparła się o zabezpieczenie, przyglądając się dzieciakom, ganiającym za piłką w dwóch kolorach koszulek. Po chwili po raz kolejny piłka poleciała w jej stronę. Tym razem kopniak wyrzucił piłkę na tyle wysoko, że przed bolesnym spotkaniem z twarzą barmanki uratował ją tylko refleks.
- Hej, uwaga, panowie. – upomniała ich, odrzucając piłkę kapitanowi drużyny.
- Bo ty zagrałabyś lepiej. – stwierdził ironicznie piegowaty lewy obrońca drużyny Kenny’ego. Eddy uśmiechnęła się, czując rzuconą rękawicę.
- Zdziwiłbyś się, młody. – odparła, poruszywszy brwiami. Kilkoro chłopców zaczęło drwiąco wątpić w jej umiejętności piłkarskie. Nie mogli wiedzieć, że mieszkając na południu miała w okolicy całkiem pokaźne boisko, na którym spędzała czas, którego nie chciało jej się poświęcać na szkołę. Zdjęła z nadgarstka gumkę, związując włosy w wysoki kucyk i zdjęła katanę, zarzuconą na czarną bokserkę.
- Pokażcie, co tam macie, panienki. – podpuszczała chłopców, wyłamując palce. Wkrótce sparingowała się w najlepsze z bandą dwunastolatków.
Chłopcy, oczywiście, byli lepsi, ale Eddy udało strzelić się gola i kilka zaliczyła asystę w bramce. Lata palenia i braku konkretnego ruchu dały się we znaki po pewnym czasie, przeważając czas spędzony w dzieciństwie na boisku, dlatego z ulgą dostrzegła przy kolejnym aucie sierżanta Roosevelta, przyglądającego się jej z mieszanką zdziwienia i rozbawienia na twarzy. Nie był w mundurze, tylko w zupełnie cywilnych dżinsach i błękitnej bluzie.
W akompaniamencie śmiechów i docinków chłopców, potruchtała w stronę policjanta, który odrzucił piłkę dzieciakom, wstawiając się za barmanką:
- Odpuśćcie jej. Radzi sobie lepiej niż połowa moich kumpli z komisariatu. – Chłopcy uznali taki argument za całkiem słuszny, bo większość policjantów w Charming miałaby duży problem, żeby nadążyć za barmanką.
- No co tam, czekoladowy misiu? – spytała Eddy, siadając na barierce. Przyjęła oferowaną przez sierżanta butelkę coli, zwracając głowę w jego stronę z ciekawością.
- Chciałem spytać o Nero Padillę.
- Już ci mówiłam. Nic nie wiem. – odparła Eddy zmęczonym tonem. – Posłuchaj, miusiu-lubisiu, wiem tylko, że nie ma szansy, żeby Nero zabił kobietę. Nie ma takiej opcji.
- Wiem. Jestem po służbie, więc będę szczery - stwierdził sierżant, opierając się łokciami o barierkę. – Też nie sądzę, żeby Padilla mógł to zrobić. Ale Patterson potrzebuje kozła ofiarnego, chociaż jednego sukcesu. Po tej strzelaninie w szkole prasa i góra siadły jej na twarzy. Dusi się dziewczyna, ale nie chcę, żeby zamknęła niewinnego człowieka za kratkami. – Tymi stwierdzeniami zdobył uwagę barmanki. Zakręciła butelkę coli, ocierając usta ze słodkiego napoju, gdy Eli kontynuował:
- Co wiesz o tym... Toricu? – spytał sierżant, uważnie przyglądając się barmance, jakby chcąc sprawdzić jej reakcję. Eddy wzruszyła ramionami, poprawiając kucyka.
- Tylko tyle, że jest szurnięty. Och... poza tym, kilka tygodni temu złożył mi uroczą wizytę.
- Kawka i kruche ciasteczka? – ironicznie wtrącił mężczyzna. Blondynka skrzywiła się nieco, przypominając sobie przebieg tamtego spotkania.
- Mówił coś o tym, że zrobi wszystko, żeby usadzić Tarę, że dobierze się do mnie i, że nie obchodzi go sprawiedliwość, tylko wyrządzanie krzywdy tym, których on uważa za złych.
- Groził ci? – Eli podniósł się nieco, niczym pies myśliwski, który zwęszył zwierzynę.
- Tak, można tak powiedzieć. Powiedział, że wróci po mnie, wyciągał sprawę mojego byłego męża i tak dalej.
- Dzięki, Ed. Zdobędę nakaz sądowy i przeszukam jego apartament. – Roosevelt ścisnął ramię dziewczyny, wyciągając telefon i obrócił się na pięcie, sprężystym krokiem docierając do samochodu. Natomiast sama Eddy zgarnęła Kenny’ego i pożegnała się z resztą dzieciaków, odwożąc chłopca do domu.
Barmanka poczuła ulgę, gdy wieczorem dostała telefon od sierżanta. Kończyła akurat pomagać w klubie i zbierała się powoli do domu, gdy usłyszała, że policja dobrała się do Torica. Najprawdopodobniej miałby zostać oskarżony o morderstwo Erin, dziewczyny z Diosy, ale najważniejsze było to, że zarzuty wobec Padilli zostały wycofane. Całą historię Eddy zachowała dla siebie, na prośbę Eli’a, jednak nie mógła powstrzymać się od przekazania wesołej nowiny Gemmie. Wynosząc ostatni worek ze śmieciami obróciła się w drzwiach, przyglądając się pochłoniętej myciem naczyń Królowej Motocyklistów. Była wciąż atrakcyjna, pomimo że trudy ostatnich lat odbiły swoje piętno na jej twarzy, pokrywając ją siateczką zmarszczek. Nawet z nimi wyglądała apetycznie: jak zawsze starannie umalowana, z pokręconymi włosami, opadającymi na wyraziste kości policzkowe w obcisłej koszulce z siateczką była wyjątkowo gorącą babcią. Ed oparła się o ramę drzwi, dzieląc się nowinką:
- Gem, Nero jest oczyszczony z zarzutów o zabójstwo. – Słowa Eddy wywołały na twarzy Gemmy przepiękny uśmiech, który zastąpił chwilowy stan zszokowania.
- Skąd wiesz?
- Od Roosevelta. Znaleźli coś na Torica i zeszli z Nero. W ciągu następnych kilku dni powinien usłyszeć to oficjalnie, ale nie chciałabym, żebyście niepotrzebnie się martwili.
- Coś ty zrobiła, Eddy? – spytała podejrzliwie Gemma, wychodząc zza baru ze szmatką w ręce. Była zaniepokojona faktem, że Eddy miała wiadomości od policjanta. Barmanka wyrzuciła worki, wracając do Królowej Motocyklistów.
- Nic wielkiego. Odpowiedziałam na pytania Roosevelta, dzięki czemu mogli się doczepić do prawdziwego winnego. Nie sprzedałam duszy diabłu, po prostu mi i Rooseveltowi chodzi o tą samą rzecz, jak raz: o prawdę.
- Toric.
- Wszystko się okaże za niedługo. – Blondynka nie zamierzała dać się wciągnąć w rozmowę. Chciała być lojalna wobec sierżanta, skoro postarał się dla nich zrobić tak dużo. Gemma zrozumiała. Uspokojona, że młoda podopieczna nie jest policyjną wtyczką, spojrzała z wdzięcznością na Eddy:
- Dziękuję.
Tego wieczoru Eddy rozmawiała z narzeczonym całkowicie spokojna. Siedziała na schodach przed ich domem z paczką malboro i butelką wina rozprawiała o tym, jak bardzo tęskni za Ortizem i o tym, jak pięknie będzie ich życie, kiedy w końcu wrócą.
Następnego popołudnia, tuż przed zachodem słońca, Eddy i Nero Padilla rozmawiali o Gemmie.
- Bardzo chciałabym ci pomóc, Nero. Wiesz, dla mnie Gem też jest ważna, ale ja po prostu nie mam wpływu na Tarę. Nigdy nie miałam. Właściwie, to nigdy nie było nam specjalnie po drodze. – Eddy owinęła się szczelniej flanelową koszulą, żałując, że włożyła szorty, bo wiatr smagał jej skórę w ostatnich promieniach słońca. Padilla chciał, by barmanka spróbowała przekonać Tarę, by ta się odezwała do Gemmy, by w końcu pozwoliła babci zająć się wnukami. Niestety, nawet wścibski nos Eddy nie sięgał wszędzie.
Nero westchnął zrezygnowany, przyjmując Malboro, którym częstowała go Eddy. Oparł plecy o ścianę Teller-Morrow, poprawiając okulary na nosie. Przez chwilę milcząco wpatrywał się w nadciągający leniwie zachód słońca, by w końcu odezwać się z ciężkim, hiszpańskim akcentem:
- Ay mamita, to wszystko mi się nie podoba. Gemma, Tara, Jax i chłopcy. To wszystko jakieś toksyczne.
- Co, gang? Przecież ty sam jesteś jefe*
- Tak, ale tylko do czasu. Jak tylko zbiorę wystarczająco pieniędzy na wykup ranczo od wuja to zgarniam mojego chłopaka i już mnie nie ma. Z dala od cholernych gringos* i ich brudnych interesów.
- I jak ci idzie to zbieranie? – spytała z ciekawością, odganiając szalejące wokół twarzy kosmyki włosów. Nero pokazał gest, mający świadczyć o tym, że jako-tako mu to idzie. Eddy wydmuchała dym z płuc, patrząc przez ciemne szkła kalifornijskich okularów na horyzont. – Twój jest wyjątkowo szczęśliwym dzieciakiem. Wiem o jego chorobie, ale mając takiego ojca... Nie ma nic lepszego. Gemma. Gemma też jest szczęściarą, że cię ma, Nero. To, co z nią zrobiłeś to niesamowite. Wiesz, poprzedniego amanta Gem nie darzyłam specjalną miłością.
- Coś obiło mi się o uszy. – Nero uniósł brwi, znając wiele historii o wybuchowym charakterze Eddy. Barmanka wzruszyła bezradnie ramionami, strzepując popiół z papierosa.
- Ciebie za to lubię. Bo wiem, że ci zależy. Niezależnie od jej statusu, znajomości, czy czegokolwiek innego. Kochasz ją za to, jaką jest. I tej części akurat nie rozumiem, ale doceniam.
- Ty też kochasz swojego narzeczonego, prawda? Chociaż wszyscy wokół pukają się po głowie. Hola, amigo, odbiło ci? To nie ktoś dla ciebie. Rozejrzyj się. Ale przecież to nie ma znaczenia. To, co oni mówią, nie? Chodzi o to, co my w nich widzimy, a czego inni nigdy nie zobaczą, si?
- Si... - dalsza rozmowa utonęła w symfonii warkotu silników kilkunastu maszyn.
Nie minęła minuta, kiedy na podjeździe Teller-Morrow pojawiły się pierwsze harleye. Jax otwierał ten pochód, a tuż za nim swoje maszyny wtaczali Tig i Chibs. Wkrótce pojawili się Rat, Juice, kilku motocyklistów, których Eddy nie znała i, ku zaskoczeniu wszystkich, wrócił także Bobby. I nie wrócił sam. Przywiózł ze sobą trzech nowych członków: wielkiego niczym Hulk Quinna, małego Latynosa Monteza i Westa. Wszyscy oni przenieśli się z innych czarterów. Bobby nigdy nie zamierzał zostać Nomadem. On po prostu szukał odpowiednich rekrutów.
- Chodź tu, mała. – Gdy tylko Bobby zsiadł z motoru, wyściskał blondynkę z całych sił, unosząc jej ciało nad ziemię. Był jeszcze bardziej misiowaty teraz niż wtedy, gdy go żegnała.
- Dobrze, że jesteś. – Rzekła uradowana do Świętego Mikołaja, całując go w oba policzki. Po chwili do Eddy dołączyła Gemma, która niemal posłała ją na glebę, gdy ta witała się z Jaxem. Matka musiała uścisnąć syna natychmiast. Blondynka natomiast mogła w końcu ściskać i całować narzeczonego, który najwyraźniej za nic miał śmiech i cmokania towarzyszy. Ten hałas wywabił z Teller-Morrow także Chucky’ego i Wendy, a za nimi Tarę z Thomasem w objęciach.
- Jak poszło? – spytała zatroskana Tara, gdy Jax po wycałowaniu żony i syna, kucnął, by ucałować brzuch ciężarnej.
- Niesamowicie.
- Opowiadajcie. – zachęciła Eddy, obejmowana z jednej strony przez Ortiza, a z drugiej trzymająca pod ramię Rata. Sprawozdanie z wycieczki było co raz bardziej chaotyczne, wraz z ilością wypijanej tequili, ale wydawało się, że nikomu to nie przeszkadzało i nawet zakręcony Chucky nadążał za przekrzykującymi się gangsterami. Tego wieczoru klub wzbogacił się nie tylko o Westa, Monteza i Quinna; pełnoprawne członkostwo dostał także słodki i lojalny Rat – a to były kolejne powody do świętowania.
- Koniec z bronią! Koniec z Irlandczykami! Koniec z prochami! Zaczynamy wszystko od nowa. – Jax wskoczył na stół w niewielkiej i wyjątkowo schludnej tymczasowej siedzibie Żniwiarza. Uniósł do góry kieliszek, czując spojrzenie wszystkich na sobie. – Z tego miejsca obiecuję wam, to wszystko, co złe już za nami. Pomęczymy się jeszcze tylko, by z tego wyjść. Ale już wiem jak. Już dosyć przepłakaliśmy i zbyt dużo wycierpieliśmy. Jako Prezes SAMCRO obiecuję, koniec strachu! To nowy początek.
- Za nowy początek! – wrzasnął Chibs, unosząc kieliszek z tequilą. Wszyscy wychylili toast, krzycząc radośnie i wiwatując. Tara jako jedyna siedziała przy stoliku, uśmiechając się w milczeniu. Jej nieodgadniona mina mówiła o tym, że pani Teller odczuwa pewnego rodzaju bezpieczną radość. Bez euforii i pisków. Bez śmiechów i upijania się. Statecznie.
- Wszystkie czartery zgodziły się ze mną, że Sons powinni iść w innym kierunku, legalnym kierunku. I ja ich poprowadzę. Będziesz jeszcze ze mnie dumna. Ty, chłopcy i ta maleńka, która się urodzi.
- A skąd wiesz, że to dziewczynka?
- Do trzech razy sztuka, nie? – Jax ucałował żonę w ciemne włosy. A ona poklepała jego dłoń, spuszczając wzrok. Wciąż spokojna niczym tafla jeziora w najbardziej leniwy, lipcowy dzień.
W przeciwieństwie do Gemmy i Eddy, przypominających bardziej biały szkwał. Obie dosyć szybko znalazły się na barze, wciągnięte tam przez Tiga. Pokaz taneczny pijanej trójki zyskał wiele wiwatów i pewnie trwałby jeszcze długo, gdyby Eddy nie straciła równowagi i nie poleciała prosto w dół. Na szczęście, poza odrobinę nadwyrężoną kostką nic poważnego jej nie dolegało. W ostatnim momencie, Rat wykazał się refleksem i zamortyzował upadek koleżanki.
Mimo to, Juice i tak uparł się, że zaniesie ją do domu. Niesamowicie śmiesznie musieli wyglądać. Dwójka pijanych wcale nie nastolatków, tocząca się tropem węża w stronę przedmieścia Charming. Eddy przez większość drogi niesiona niczym księżniczka, teraz była uwieszona na plecach chłopaka w skórzanej kamizelce i nie potrafiła powstrzymać ataków śmiechu, które udzielały się równie często Ortizowi. Jednak mieszanie wódki z trawką nie jest dobrym pomysłem. Ale chociaż było zabawnie.
Wiecie, kowboje, czasem zastanawiam się, dlaczego do Was piszę. Przecież nie jestem dobrą pisarką. Nie jestem też osobą wylewną. A jednak jestem tu – na szczycie Teller-Morrow i mam wrażenie, że muszę do Was napisać w zupełnie innym nastroju niż do tej pory. Po raz pierwszy od dawna czuję coś tak dziwnego: nadzieję. Po raz pierwszy od wielu tygodni mogę spojrzeć w przyszłość i poczuć, że gdzieś w przyszłości może na Nas czekać szczęśliwe zakończenie, nawet jeśli coś pod skórą mówi mi, że czeka Nas jeszcze dużo przeszkód. Ale wiem to, czuję: jeszcze będziemy szczęśliwi, kowboje.
* jefe - szef
* gringos - kompanii, koledzy
No witam :) Też masz tak czasami, że nie masz najmniejszej ochoty wchodzić na bloggera, czytać coś czy też odpowiadać na komentarze? ;-; No ale jedźmy z rozdziałem:
OdpowiedzUsuńOj, Eddy wygląda tak fajnie. Już niedługo i my będziemy mogli wskoczyć w krótkie spodenki :p
Jednak Eddy zachowuje się jak ja. Dosłownie. Jeśli czegoś chce, to przepłynie Atlantyk, pokona Bazyliszka, wejdzie na Mont Everest (kij z tym, jak to się pisze) tylko po to, aby osiągnąć cel. Brawa dla niej, że brnie do celu :)
Rozśmiesza mnie ta "niezdara". Fakt, nie każdy ma "sprawne ręce", ale wszystkiego można się w końcu nauczyć. Miło, że kobieta jest pomocna. Ale też muszę tu powiedzieć co nieco o Layli: no dobra - jest sobie gwiazdą porno, aktorka jak każda inna powiedziałby pewnie ktoś. Dużo osób przekreśla takie laski, nawet jak już dawno skończyły z tą karierą. No ale kurde - ta laska naprawę sobie dobrze radzi. Nie prosi o pomoc, próbuje sama wszystko pogodzić. Ma dzieci i to jeszcze dwójkę zaadoptowanych! Taką kobietę trzeba podziwiać!
Boże, czy Ed grała w tych botkach na obcasie? >.< Jej, nie wiedziałam, że tak się da :p
Musze przyznać, że lubię tego komisarza. Ale zastanawiam się, czy będzie ta pani komisarz, co flirtowała z Chibsem, a raczej on z nią. Nie powiem, że nieco wkurzał (?) nie wiem czy mogę tak to nazwać, ale nie podobało mi się to, dopóki nie dowiedziałam się, że to tylko chwilowe. Spojlery zawsze spoko.
Nero. Ten pan jest taką złotą osobą, jakich w sumie mało. Ma coś takiego w sobie. Tak, bardzo szlachetne jest to, że chce "lepsze jutro" dla swojego syna. Bardzo mi się podoba, że w jakiś sposób pomaga Synom czy Layli. Ale on ma coś w sobie. Nie umiem określić co. Po prostu jest i już.
Oj, Bobby wrócił =^.^= Jak przepięknie! I Rat! To jest najlepszy kadet, jaki mógł się tam zjawić! W ogóle to, że już wrócili, zakończyli ten handel, że Jax przełamał stereotypy jest piękne i w ogóle, ale coś mi tu nie gra. Jedna osoba. Jedna kobieta - Tara. Coś za cicho. Ta radość Jaxa na myśl o dziecku. To go może doprowadzić do ślepego... czegoś. Nie wiem jak to się mówi xD Po prostu za dużo tego naraz. Coś mi śmierdzi jednym słowem.
No to do zobaczenia :)
Mam czasem dokładnie tak samo, moja droga, nie przejmuj się ;D
UsuńSzczerze mówiąc, to nie jestem fanką upałów, raczej mnie męczą, ale może trochę kalifornijskiego ciepełka rzeczywiście by się przydało. No widzisz? Cieszę się, że odnajdujesz w Eddy cechy samej siebie. A szczególnie, że ta cecha, w sensie branie tego, czego się pragnie jest naprawdę cenna!
Cieszę się też, że masz takie dobre zdanie o Lyli, bo dziewczyna jest rzeczywiście twardą sztuką, nawet jeśli komuś może się wydawać przeciwnie. Ja ją podziwiam i uważam, że z Eddy tworzą udany duet ;)
Nie, nie! Jezu, muszę to chyba zmienić. Eddy NIE grała w obcasach. Raczej widziałam ją w jakiś najkach, czy coś ;d
Ja też lubię Eli'a, ale na pewno pojawią się też kolejne postaci, bo staram się iść fabułą serialu, więc wiesz jak to jest ;>
Nero jest absolutnie kochany. Uważam, że to była jedna z najbardziej wartościowych postaci w tym serialu i nie wyobrażam sobie, żeby mógł się nie pojawić na Buzzingu.
Taaak, Bobby nie mógłby również zniknąć. Nasz kochany, Święty Mikołaj <3. Masz dobrego nosa, ale wszystko się jeszcze okaże ;)
Uwielbiam to, że po scenie typu "nie zadzieraj z Eddy" pokazana jest Eddy grająca w piłkę z dzieciakami xD To jest takie super, że ona potrafi być twarda i chamska, a jednocześnie taka kochana i pomocna. No uwielbiam jej charakter!
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się rozmowa z Nero i cieszę się, że wszystko się już z nim wyjaśniło. Ja też tak jak Eddy lubię go ;) "Ale przecież to nie ma znaczenia. To, co oni mówią, nie? Chodzi o to, co my w nich widzimy, a czego inni nigdy nie zobaczą, si?" Oj, si si...
Przemowa Jaxa była mega pozytywna i widać, że nawet Eddy zaraziła się tą nutą optymizmu i nadziei. Ale musieli mieć niezłą bibe xD Czytając te słowa: "Jednak mieszanie wódki z trawką nie jest dobrym pomysłem. Ale chociaż było zabawnie." miałam wrażenie jakbym słyszała siebie po ostatnim weekendzie xDD Także wybacz, że nie było mnie tu wcześniej, ale dopiero teraz właściwie wróciłam do żywych.
Pozdrawiam serdecznie ;*
Oj, jak mi miło w imieniu Eddy xD. Przyznam, że z moich wszystkich bohaterek, a miałam ich kilka (i nawet jedną w trakcie tworzenia), to właśnie Eddy jest mi najbliższa. Kobiety są trochę takie jak ona: z jednej strony, jesteśmy "słabą płcią", przypisane nam jest pozwolenie na kilka łez i w ogóle, ale z drugiej strony, jak śpiewała Beyonce: "jesteśmy silne na tyle, by rodzić dzieci, a potem wrócić do roboty" xD.
UsuńNero to też bardzo pozytywna postać. I cieszę się, że zwróciłaś uwagę na te słowa. Chyba płynęły trochę ze mnie samej.
Biba w tych kręgach zawsze jest niezła. Oj, oj, kac morderca nie ma serca? To dopiero musiała być impreza, jak dopiero zmartwychwstałaś. Tell me more! ;D